Aleatha

Pełna wersja: O trzech co ukradli honor kraju
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Opowiadanie mające jakiś miesiąc(?) czytało je już kilka osób, może się spodoba innym. Do kontynuacji może kiedyś się zbiorę.



I zebrało się całe to zbiorowisko, ludzi tyle… A wygląda jak mrowisko. A mówię tu mianowicie, o królewskiej świcie. O szlachcie innego rodzaju, o ludziach zwykłego obyczaju, o służkach zwykłych i prostych, o rycerzach, mieczów ostrych. A głównie zaproszonymi do zamku wielkiego, ich króla bogatego, była trójka podróżników. Pierwszy, dostojny elf z łukiem, którego wyczyny sławne są na calusieńkim świecie, wysoki, przystojny, długie brązowe włosy, w zielonym stroju się maskuje, a na imię mu Anthony. Drugi wielki, potężny w barach i nie tylko, brutalny wojownik i rozbójnik w jednym, przedstawiający dumną rasę orków, imię tegoż oto osobnika było Urgh. I trzeci… Choć nie najg… Co ja to miałem… I trzeci! Bard ze swymi instrumentami, harmonijką, fletnią pana, trzema gitarami. W swym średniowiecznym kubraku, czerwonym, pozłacanym i czapką napompowaną, jego dumnymi uczuciami. Zasłynął ze swej dziwności, jego mości ekscentrycznej osobowości i utworów przez tłum nielubianych – Felicjusz, Felkiem niesłusznie nazywany.
- Zebraliśmy się tutaj – król przemówił.
- Cii! Król przemawia – jeden z podwładnych krzyknął, aby uciszyć publikę.
- Zebraliśmy się tutaj – powtórzył – Aby ogłosić nowe wyzwanie, na którego szczeblu honor całego kraju stanie! – okrzyki publiki, a krzyk to był dziki! – Wezwałem tutaj trzech, waszych zdaniem najznamienitszych podróżników, w których rękach to wyzwanie pozostanie. Mamy to Elfa dumnego –wskazywał kolejno palcem – Orka groźnego i niedobitka niemuzykalnego. I teraz słuchajcie. Waszym jakże ważnym zadaniem będzie wypełnienie listy trzynastu zadań, których podejmie się także grupa naszego odwiecznie wrogiego państwa – Handii. Jeśli przegramy, to wiedzcie, że kraj im swój oddać musimy. Więc liczymy na was, jak jeszcze nigdy. Wyzwanie to zaczyna się jutro z samego rana, dzisiaj was i wasz ekwipunek przygotują moje służki, tak więc udajcie się do komnaty obok – wskazał palcem lewej dłoni – I czekajcie tam na mnie, podejdę za chwilę.

I tak też nasi trzej bohaterowie zrobili, poszli do pokoju obok i rozmawiać ze sobą, chcąc się zapoznać, zaczęli.
- Jestem Anthony – zaczął elf – Eh… Dlaczego mnie takie nieszczęście spotkało.
- Urgh… - powiedział ork.
- Felicjusz wielki jestem, mówić mi możecie bardzie… Oh! – odwrócił się i westchnął – Nowi kamraci podróży! Powinienem wam piosenkę ułożyć – wyjął jakiś gitaro-podobny instrument i zaczął grać jakąś melodię, śpiewając do niej.

Ooo! Nowa przygoda czeka!
Nigdy na to nie narzekam,
Ojciec się mnie już wyrzeka,
A ja na too… Szczekam?

Ooo! Przygodo ukochana,
Wyjdź ty za mnie, ma wybrana,
I wyruszam jutro z rana,
Choć ma głowa jest…

- Posrana? – powiedział Anthony mając dość tej bezcelowej piosenki, służki dyskretnie, podczas składania ubrań w kącie się zaśmiały.
- Jak mogłeś zranić mnie tak dogłębnie i przerwać mi pieśń, którą dla was układałem? – zapytał z ogromnym wyrzutem bard.
- Dziwak jaki – zwrócił się Urgh do Anthonego.
- Nie mów tak do mnie! - Felicjusz się uniósł – Oh! – krzyknął, po czym odwrócił się do nich plecami i kontynuował – Wy mnie tak… Ranicie! – uronił łzę, łkając.
- Taa… - powiedział łucznik szturchając Urgha, a ten odpowiedział:
- Dziwak.
- Oh miłości moja, Boże mój wszechmogący i ja mam z nimi w podróży wytrzymać, z takimi… Prostakami? Jak można, za jakieś grzechy! – Felicjusz kontynuował swoją jakże rozczulającą i ckliwą gadkę.
Król wszedł poprawiając co krok swój piękny płaszcz, z królewską liczbą, czterdziestu-trzech diamentów.
- Tu się prześpicie – pokazał na kanapę, krzesło i koc na gołej podłodze.
- Biorę krzesło! – krzyknął szybko Anthony.
- Dlaczego nie kanapę mości panie? – zadziwił się bard.
- A będziesz się sprzeczał z orkiem? – spytał i pokazał palcem na mebel, na którym już rozłożył się wygodnie, uśmiechając się Urgh.
- Ooo… Czyli me godne posłanie na podłodze teraz postanie? Ah, cóż za nędzne czasy nastały… Żeby tak godnej postaci, jaką jestem dać takie miejsce do życia…
- Zaprawdę godnej, ekhem… - powiedział i kaszlnął Anthony – To tylko jedna noc, jeśli nie dajesz sobie rady, to nie powinieneś w ogóle z nami wyruszać. Jak mogli wybrać kogoś takiego jak ty…
Urgh zasnął już i chrapał donośnie, bard półgłosem zaczął mówić do elfa, który starał się go ignorować, odwracając krzesło i siadając do niego tyłem.
- Śmiesz wątpić w moją osobę? Oh, jak śmiesz! Ja ci jeszcze pokażę! – pobiegł do miejsca, gdzie rozłożony był koc, przykrył się nim i zaczął płakać.
- Jeśli przez niego zawalimy ekspedycję, obiecuję, że go zabiję. Zabiję go, później pójdę z nim do szamana, wskrzeszę i zrobię to znowu… - powiedział do siebie Anthony, po czym sam wygodnie się usadowił i zasnął.

Następnego ranka, o samym świcie, jak to nauczyło ich życie. Wstali, a śniadanie było gotowe, obfite i domowe. Wyglądało przepięknie, zacnie, kruchutko, aż kolano mięknie. Przysiąść i nie odchodzić. Wzrokiem tylko za jedzeniem wodzić.
- Nie ślińcie się tak. Macie dziesięć minut na zjedzenie, później idziemy – Anthony powiedział i nawet nie wiecie, jak wszystko ruszyło. Urgh w paszczy już miał kilka kanapek, a Felicjusz jedząc, równocześnie pakował prowiant do swojej przestronnej czapki. Elf natomiast bardzo spokojnie konsumował jedną kanapkę. Po wyznaczonym czasie wszyscy byli już najedzeni. A niektórzy nawet przejedzeni. Na zewnątrz czekały na nich trzy konie, przy czym do jednego z tyłu, była zaczepiona przyczepa z jakimiś torbami.
- Na koń więc i ruszamy – powiedział Anthony uważając się już za pełnoprawnego przywódcę wyprawy, on sam wziął konia z przyczepą.
Urgh wskoczył szybko na swojego, a ten omal się zarwał pod jego ciężarem, biedne zwierzę, pomyślała reszta. Już niedługo ork chyba będzie musiał chodzić na piechotę, bo koń raczej nie pociągnie zbyt długo przy takim obciążeniu.
I tak zaczęli wędrować przez wioskę, która aż świeciła pustkami. Nie wiem, czy to się miejscowi schowali w domach, czy śpią, czy może uciekli gdzieś. W każdym razie wyglądało to dziwnie, wszyscy po kolei rzucili sobie tylko po zdziwionym spojrzeniu i pojechali dalej, kiedy wyjechali z wioski, która swoją drogą mieściła się na granicy państwa, znaleźli się w jakiejś puszczy, tak podróżowali w ciszy, aż w końcu Anthony zatrzymał kompanię
- Felicjusz, daj mi listę – powiedział, zsiadł z konia i wyciągnął ku niemu rękę.
- Nie! – ten odparł.
- Daj.
- Nie – powtórzył bard, po czym się wyjaśnił – Wyczuwam, że we mnie zdradę wyczuwacie i tym na nerwach grać mi zaczynacie. Toteż postanowiłem, że listę mieć będę, już wam przeczytam, tylko najpierw przysiędę – zsiadł ze swojego zwierzęcia i usiadł na pobliskim kamieniu.
- No czytaj no! – elf się zezłościł.
- Czytaj – powiedział bardzo zwięźle i lakonicznie Urgh.
- Przeczytam wyzwanie, na wasze życzenie, ale niech będzie piosenka jaką teraz wymienię! – wyjął harmonijkę, zagrał na niej krótki wstęp i zaczął śpiewać.

Booo… By podróż się nie dłużyła,
A dni przygody miały smak…
Żeby w pamięć nam się wryłaaa…
Co zrobić powiem tak!

W pewnej wieży myślę,
Ukrywa się ona,
Księżniczka, która przez nas będzieee…
Uwolnionaaa!

- Nie trawię tej jego sztuki – powiedział Anthony i szturchnął orka.
- Ja też – powiedział Urgh.
- Jak możecie, oh! Ranicie mnie dogłębnie. Lepiej jedźmy już ratować biedną jakąś królewnę.
- Kur lewnę? – ork powiedział.
- Królewna, to taka dziewczyna, tylko że w sukience i koronie.
- Ooo… - powiedział naprowadzony na właściwy trop przez Anthonego.
- Mimo tylu złych słów pod mym adresem nie opuszczę was, bo to byłaby dla was ogromna strata! – zaczął bard – Tak więc ruszajmy znaleźć jakąś królewnę do uratowania!
- Taa… - elf powiedział i pojechali dalej.

Po kilku godzinach wylądowali w mieście byli tak zmęczeni… Mówiąc oni, myślę o Felicjuszu i Urghu, bo Anthony nigdy nie jest zmęczony, on woli załatwiać swoje sprawy jak najszybciej się da.
- Zatrzymamy się w tym miasteczku – powiedział elf, dowódca wyprawy…
- Ooo… Niech też tak będzie! – powiedział, śpiewając bard, ork tylko przytaknął.

I tak też zrobili, rozeszli się w swoje strony, znaleźli sobie coś do zjedzenia, a spali… Na kocach, na trawie.
- Cóż za los spać na trawie… Ah jak ja to przetrawię… - jęknął z bólem bard.
- Wczoraj spałeś na podłodze, to co ci za różnica? – uszczypliwie powiedział Anthony.
- Wczorajsze warunki były mi równie uwłaczające.
- Nie mazgaj się, jutro idziemy szukać jakiejś królewny.
Położyli się… I zasnęli. Choć nie było to wcale takie łatwe przy orku, który na całe swoje gardło chrapał calusieńką noc. Jeszcze to było specyficzne chrapanie, nie zwyczajne „Hrrrooo” tylko raczej jak „Hrrryyy” z pomrukiwaniem. Czysta męczarnia i mordęga.

Rano było bardzo ciepło, pierwsze promienie słońca obudziły ze snu Urgha, który samym swoim ziewnięciem zbudził z błogiego snu resztę.
- Bardzooo – zaczął Anthony – Dobrze, że nas obudziłeś Urgh.
- Urgh nie chciał – powiedział ork.
- Naprawdę dobrze, powinniśmy wyruszyć jak najprędzej, najlepiej to już jedźmy.
- A, a śniadanie? – zapytał zdziwiony bard.
- W drodze zjesz – elf wsiadał już na konia – Mam kilka jabłek dla nas – pokazał palcem na przyczepę za swoim koniem.
Ruszyli. Wszyscy zajadali jabłko w drodze, już chwilę później przejeżdżali przez centrum miasta, gdzie budynki były już naprawdę ładne, monumentalne, piękna architektura. Drogi też były nadobnie przystrojone kostką brukową, mieniącą się w słońcu niczym tafla jeziora blaskiem księżyca. I fontanna, z jakąś postacią wewnątrz. A przy niej bawiące się dzieci, chlapały się wodą nie myśląc o niczym. Jak to dobrze jest być dzieckiem… Zero trosk, zero zmartwień i umysł jakiś taki… Świeższy, nie sądzicie?
Gdy miasto było już za nimi, jakąś godzinę później, wkroczyli w jakąś dziwną mieścinę, gdzie wszystkie budynki wydawały się dziwnie opuszczone. Nie wyglądały pusto, tak jakby ktoś po prostu wyszedł gdzieś, albo chociażby jeszcze spał. Wręcz przeciwnie. Jakby ktoś nie był w nim od miesięcy, a kto wie, może i nawet lat. To trochę dziwne.
- Ktoś może wie gdzie jesteśmy? – Anthony spytał, lecz w odpowiedzi reszta pokiwała mu tylko przecząco głowami – Więc brniemy przez to przerażające miejsce…
I szli, aż nagle Felicjusz krzyknął:
- Wieża! – pokazał palcem na wysoki budynek, gdzieś w oddali.
- Iii? – Anthony nie zrozumiał, o co mu chodziło.
- No w wieżach często są księżniczki…
- No w sumie… - powiedział – I tak nie mamy jakoś specjalnego punktu zaczepienia, więc czemu by się tam nie wybrać i nie sprawdzić, czy twoje jakże pochopne stwierdzenie okaże się słuszne, czy może – Anthony często tak przynudzał swoimi niekończącymi się zdaniami, Urgh i Felicjusz przestali go słuchać, ale ten kontynuował – To były po prostu słowa rzucone na wiatr, które nie miały żadnego znaczenia, powiedziane ot tak, żeby nie mieć ich w ustach, tylko wypuścić je z siebie.
- Jedźmy już – bard powiedział nadzwyczaj poważnie, ruszyli dalej.
Z braku przysłowiowego laku i zajęcia Felicjusz postanowił coś zaśpiewać, reszta, już z przyzwyczajenia, kiedy muzyk wyciągnął gitarę, zatkała uszy. Nie będę wam jej dokładnie cytować, bo była jak to na niego przystało dziwna i nietrafiona, w każdym razie była o tym, że jadą ratować księżniczkę, że ona już na nich czeka, a na końcu że liczą spotkać nie lamę, a człowieka… Rymów to mu nie brakuje, ale za to mógłby ich używać rozważniej…
- Już widać ją całą, wysoka jest.
- Co? – Urgh spytał, co Anthony miał na myśli.
- Wieża, wieża jest wysoka.
- Wysokaaa – powtórzył ork.

Wieża mianowicie była wysoka, trochę pochyła u podstawy, wyglądała mrocznie, pewnie przez to, że spora jej część była zarośnięta bluszczem i to, że wszystkie, szare cegiełki, były bardzo brudne i sprawiały wrażenie niemalże czarnych. Ale to nie zdemotywowało naszej dzielnej kompanii brnęli dalej, tak długo, że kiedy dotarli było już popołudnie. Stanęli przed tym ogromnym budynkiem i popatrzeli w górę.
- Ale to wielkie – powiedział przerażony Felicjusz.
- Duże – Urgh potwierdził swoją ubogą w słowa wypowiedzią.
- Nieważne jaka jest, idziemy sprawdzić, czy przypadkiem jakaś królewna tam nie mieszka – Anthony stał już przed czerwonymi, starymi, drewnianymi drzwiami. Otworzył i już wszedł, kiedy się zorientował, że idzie sam – No co z wami, czemu nie idziecie? – zapytał.
- Urgh jest za duży – ork powiedział. Faktycznie, był i za wysoki, i za szeroki w barach, żeby się zmieścić w drzwi.
- A co z tobą, wielmożny bardzie? – Anthony zapytał.
- Ja… Ja… Ja mam lęk wysokości, proszę jego mości – powiedział chybocząc się na wszystkie strony myśląc o tym, jak wysoko musiałby wejść i jak straszny stamtąd byłby widok. Wszystko to go przerastało.
- No co z wami! Eh… - elf westchnął i poszedł sam.

Przemierzał schody w nieskończoność, co jakiś czas spotykając okna, całe zielone, zarośnięte bluszczem. Nagle idąc usłyszał z dołu jakiś krzyk i dziwne słowa, wypowiadane przez Urgha, przerażony tym, że ork mógł zrobić coś, za co jemu też się oberwie. Zbiegł czym prędzej, niemal przewracając się kilkakrotnie. Wychodzi, a tam widzi, jak jakaś dziewczęca postać w sukni tłucze Urgha w ramię. Zielony mężczyzna trzymał ją „przez ramię”.
- Urgh! – krzyknął Anthony – Puść ją! – tak też jego kompan zrobił.
- Ale ona – ork starał się tłumaczyć, bard nie odezwał się ani słowem.
- Może niech piękna dama się wypowie – elf oddał głos dziewczynie.
- Co wy sobie myślicie! Ja przychodzę zsapana, zziajana – oburzyła się i zaczęła poprawiać swoje długie, ciemno-brązowe włosy, ku uwadze innych ukazały się jej niemal całkiem czarne oczy – Przychodzę, do własnej wieży, żeby odpocząć, a wy co?! Robicie mi wjazd na chatę, jak jakieś oblechy i niechluje, co szukają czegokolwiek, co da się sprzedać, byle tylko mieć na alkohol, jak tak możecie. Żeby w tych czasach tak kobiecie ubliżyć swoim zachowaniem. Zachowaliście się jak…
- Urgh – Anthony przerwał księżniczce – Weź ją chwyć trochę mocniej, jakbyś starał się, ale pamiętaj! Tylko starał, ją napaść – ork posłusznie wykonał polecenie.
- Co?! – bard przyglądał się ze zdziwieniem.
- O uratuję cię księżniczko! – heroicznie podniósł jakiś patyk z ziemi, podbiegł do Urgha, uderzył go, postawił z powrotem dziewczynę na ziemi i powiedział – Uratowałem cię… Bla, bla, bla… Zadanie wykonane?
- Eee… - Felicjusz spogląda na listę.
- No co? – Anthony krzyczy na barda.
- No bo, to nie…
- Dawaj tę listę! – elf wyrwał mu świstek z ręki i krzyknął – Ty idioto! My zrobiliśmy ostatnie zadanie! No nie wierzę! – mówi gestykulując ze słości – Uratuj księżniczkę i przywieź ją do zamku! I co my teraz zrobimy.
- Idioci! No idioci wszędzie. Że też na tym świecie tacy się jeszcze uchowali – owa księżniczka okrzyczała ich.
- Cii – Anthony uciszył swoich towarzyszy, którzy aż się wyrywali do powiedzenie czegoś – Damo – zwrócił się do dziewczyny – To może ty tutaj w wieży zostaniesz, a my za jakiś czas jak będziemy wracać zabierzemy cię ze sobą?
- Uhh! – westchnęła głośno i weszła do wieży trzaskając donośnie, słychać było jej krzyki – No co za idioci, jak można napaść dziewczynę, która wraca ze sklepu, do własnej wieży! To już nawet się nie można z domu ruszyć! To jest chore, a żeby ich szlag jasny trafił, a żeby!
TAK JEST, PSIA KREW!
Ojeeeeezuuu! W dechę!!! Big Grin To opowiadanie jest epickie, narracja pierwszorzędna, świetna, rymy i w ogóle sam pomysł... Brak mi słów! To jest piękne, epickie! Nie no... Nie mogę Laugh Aż się popłakałam ze śmiechu przy niektórych (czyt.większości) fragmentach! Pisz dalej, zachęcam Happy
: O Niezmiernie mi miło, że tak przypadło do gustu! Smile Chciałem się spróbować w takiej lekkiej parodii fantasy no i widzę, że debiut nawet nie najgorszy ^_^
CHCĘ KOLEJNE ZADANIA! Może zabić smoka? D:LaughLaugh:d
Miło LaughDD

Teraz, będą raczej szli od początku, odkąd Anthony ma listę, więc takich ciężkich zadań nie będzieHappy Mam już pomysł na kolejne dosyć wymowne zadanie, ale to albo jutro, albo w ogóle później, jakoś czasu na nic nie mam ;/
Powodzenia bro, trzymam kciuxy Laugh