08-19-2013, 06:06 PM
Brodzi krwią...
Pełną bólu, zawiści.
Bredzę wciąż,
W samotności, nienawiści.
Rzeka, pełna martwych ciał,
Siedząc na brzegu spoglądam w dal.
Nie widzę dla siebie przyszłości,
Widzę siebie,
Konającego w bólu i bezsilności.
Nie ma dla mnie miejsca w niebie.
Tam... Tyle spokoju, miłości.
Krzewy to źródło czystej młodości.
Ja wciąż pomiędzy śmiercią błądzę,
Jak małe zwierzątko w płomień wchodzące.
Wiem, że to smutne,
Lecz to jest prawdziwe.
Nic nie jest dobre,
Te sekundy zdradliwe.
Nie mów, że będzie dobrze,
Nie mów, że mam się radować.
Wyciągnij w końcu rękę pomocnie!
A jak nie... to zacznij ciało me chować!
Pełną bólu, zawiści.
Bredzę wciąż,
W samotności, nienawiści.
Rzeka, pełna martwych ciał,
Siedząc na brzegu spoglądam w dal.
Nie widzę dla siebie przyszłości,
Widzę siebie,
Konającego w bólu i bezsilności.
Nie ma dla mnie miejsca w niebie.
Tam... Tyle spokoju, miłości.
Krzewy to źródło czystej młodości.
Ja wciąż pomiędzy śmiercią błądzę,
Jak małe zwierzątko w płomień wchodzące.
Wiem, że to smutne,
Lecz to jest prawdziwe.
Nic nie jest dobre,
Te sekundy zdradliwe.
Nie mów, że będzie dobrze,
Nie mów, że mam się radować.
Wyciągnij w końcu rękę pomocnie!
A jak nie... to zacznij ciało me chować!