12-07-2013, 09:04 PM
Otworzyła oczy błękitne.
Pełne strachu one były.
Ujrzała ciemne niebo - miejsce,
Gdzie jej siostry żyły.
Smutno gwieździe się zrobiło.
Spojrzała na nie kon amore*
I momentalnie jej serce bijące
Stało się z żalu chore.
Dźwięki subtelnej violi da gamba*
Do jej uszu dotarły.
Pobiegła przed siebie
I wtedy inerwały zamarły.
Ogarnął są lęk.
Wydała z siebie niemy krzyk.
Przed nią w mroku
Stał chłopak - muzyk.
Instrument trwał przy nim
Niczym kochanka wierna.
Patrzył na gwiazdę
I dostrzegł, że jest trochę mizerna.
- Może pomóc? - pytanie zadał.
Odwracając wzrok zaprzeczyła.
- Zawsze taka jesteś?
Gwiazda się nie poruszyła.
Po jej policzku
Nieświadomie łza spłynęła.
Zła za swą słabość
W duży kamień kopnęła.
Zachwiała się i znów upadła,
W kłębek się skuliła.
- Opowiedz mi, co się stało.
- Ta opowieść jest zbyt zawiła.
Siedząc obok siebie
Gwiazda się odezwała:
- Gdy wzejdzie słońce, w proch się obrócę.
I niepewnie na kompana spojrzała.
Zapadła mozolna cisza.
Nawet świerszcz schował swoje skrzypce.
- Zawsze chciałem me marzenia
Oddać złotej rybce.
Jego oczy jak węgiel ciemne
Patrzyły w dal,
Jak na niebie gwiazdy
Zaczynają swój uroczysty bal.
- Powinieneś wiedzieć,
Że marzenia nie istnieją.
Z czasem jak wszystko,
Jak stare fotografie wypłowieją.
Nie pozostanie po nich ślad,
Nie można z nimi zrobić nic
Nie potrafią tak pięknie
Jak gwiazdy lśnić.
Więc pytam towarzyszu:
Po co one są?
By dawać obłudną nadzieję?
Nikt nie wie, dokąd one mkną.
I tak rozmawiali całą noc.
Bal dobiegł końca,
Gwiazda patrzyła na chłopaka morendo.
Zza horyzontu wyglądały pierwsze promienie słońca.
- Zostań ze mną.
Oczy gwiazdy gasły,
Jej głos ledwo słyszalny,
Z każdą sekundą był coraz słabszy.
- Wybacz, lecz nie mogę.
Wyszeptał smucąc się wielce.
Nie znał gwiazdy,
Lecz chwycił ją za ręce.
Serce powoli z czasem ucichło,
Drobna jej dłoń zwiotczała.
Twarz umilkła.
Litości już nie potrzebowała.
Kupiła bilet w jedną stronę.
Płynie teraz statkiem
Po morzu wspomnień.
Tylko muzyk dostrzegł jej odejście ukradkiem.
Gwiazda powędrowała do lepszego świata,
Gdzie spokoju zaznała.
Kto by pomyślał,
Co może zdziałać jedna gwiazda mała.
Wyryła w pamięci muzyka
Ślad nie do zapomnienia.
Ona zawsze już będzie tkwić,
W jego ubogich wspomnieniach.
Długi i nudny wiersz. Dziękuję tym, którzy go przeczytali od deski do deski.
Pełne strachu one były.
Ujrzała ciemne niebo - miejsce,
Gdzie jej siostry żyły.
Smutno gwieździe się zrobiło.
Spojrzała na nie kon amore*
I momentalnie jej serce bijące
Stało się z żalu chore.
Dźwięki subtelnej violi da gamba*
Do jej uszu dotarły.
Pobiegła przed siebie
I wtedy inerwały zamarły.
Ogarnął są lęk.
Wydała z siebie niemy krzyk.
Przed nią w mroku
Stał chłopak - muzyk.
Instrument trwał przy nim
Niczym kochanka wierna.
Patrzył na gwiazdę
I dostrzegł, że jest trochę mizerna.
- Może pomóc? - pytanie zadał.
Odwracając wzrok zaprzeczyła.
- Zawsze taka jesteś?
Gwiazda się nie poruszyła.
Po jej policzku
Nieświadomie łza spłynęła.
Zła za swą słabość
W duży kamień kopnęła.
Zachwiała się i znów upadła,
W kłębek się skuliła.
- Opowiedz mi, co się stało.
- Ta opowieść jest zbyt zawiła.
Siedząc obok siebie
Gwiazda się odezwała:
- Gdy wzejdzie słońce, w proch się obrócę.
I niepewnie na kompana spojrzała.
Zapadła mozolna cisza.
Nawet świerszcz schował swoje skrzypce.
- Zawsze chciałem me marzenia
Oddać złotej rybce.
Jego oczy jak węgiel ciemne
Patrzyły w dal,
Jak na niebie gwiazdy
Zaczynają swój uroczysty bal.
- Powinieneś wiedzieć,
Że marzenia nie istnieją.
Z czasem jak wszystko,
Jak stare fotografie wypłowieją.
Nie pozostanie po nich ślad,
Nie można z nimi zrobić nic
Nie potrafią tak pięknie
Jak gwiazdy lśnić.
Więc pytam towarzyszu:
Po co one są?
By dawać obłudną nadzieję?
Nikt nie wie, dokąd one mkną.
I tak rozmawiali całą noc.
Bal dobiegł końca,
Gwiazda patrzyła na chłopaka morendo.
Zza horyzontu wyglądały pierwsze promienie słońca.
- Zostań ze mną.
Oczy gwiazdy gasły,
Jej głos ledwo słyszalny,
Z każdą sekundą był coraz słabszy.
- Wybacz, lecz nie mogę.
Wyszeptał smucąc się wielce.
Nie znał gwiazdy,
Lecz chwycił ją za ręce.
Serce powoli z czasem ucichło,
Drobna jej dłoń zwiotczała.
Twarz umilkła.
Litości już nie potrzebowała.
Kupiła bilet w jedną stronę.
Płynie teraz statkiem
Po morzu wspomnień.
Tylko muzyk dostrzegł jej odejście ukradkiem.
Gwiazda powędrowała do lepszego świata,
Gdzie spokoju zaznała.
Kto by pomyślał,
Co może zdziałać jedna gwiazda mała.
Wyryła w pamięci muzyka
Ślad nie do zapomnienia.
Ona zawsze już będzie tkwić,
W jego ubogich wspomnieniach.
Długi i nudny wiersz. Dziękuję tym, którzy go przeczytali od deski do deski.