12-09-2013, 07:50 PM
To nawet nie jest wiersz... Co mi tam
Codziennie,
Pojawiasz się znikąd.
Czy dzień jest piękny,
czy szatą bólu owity.
Jestem tu,
Choć nie wiem po co…
Jak ilości przeczytanych już stron,
Otwieram sobie oczy.
Kolejny rozdział rozwieram,
Szukając panicznie pomocy,
Z każdą stroną jednak,
Czytając straszne historie ludzi tam zawarte,
Tym, którym nie mogę pomóc,
Choć próbując ze wszystkich sił.
Zawsze.
Ostatnie zdanie,
Każdej kolejnej stronicy,
Mające mi pomóc,
Dobija bezlitośnie.
Patrz.
Tysian zawsze nieobecny,
Poda pomocną dłoń,
Spójrz jednak…
Drzewo wyrośnie,
I da dorodne owoce,
Gdy zadbasz o niego,
Dasz mu trochę miłości.
Będziesz.
Codziennie,
Pojawiasz się znikąd.
Czy dzień jest piękny,
czy szatą bólu owity.
Jestem tu,
Choć nie wiem po co…
Jak ilości przeczytanych już stron,
Otwieram sobie oczy.
Kolejny rozdział rozwieram,
Szukając panicznie pomocy,
Z każdą stroną jednak,
Czytając straszne historie ludzi tam zawarte,
Tym, którym nie mogę pomóc,
Choć próbując ze wszystkich sił.
Zawsze.
Ostatnie zdanie,
Każdej kolejnej stronicy,
Mające mi pomóc,
Dobija bezlitośnie.
Patrz.
Tysian zawsze nieobecny,
Poda pomocną dłoń,
Spójrz jednak…
Drzewo wyrośnie,
I da dorodne owoce,
Gdy zadbasz o niego,
Dasz mu trochę miłości.
Będziesz.