Aleatha

Pełna wersja: Gwiazda którą zostawiłaś dla mnie.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.



Postawiłem swój żagiel,
pora lecieć tam,
gdzie poniesie mnie wiatr.

Próbowałem uczynić to rozstanie radosnym,
lecz wiem, że opuszczam słodki dom,
próbowałem Cię pocieszyć matko,
lecz nie mogłem powiedzieć nic prócz tego,
że postawiłem już swój żagiel.

Moja tratwa przecina drogę stworzoną z chmur,
gdzieś w oddali za mną został słodki dom,
a w nim matka z rozdartym sercem,
wylewająca łzy za swym synem.

Wiatr poniesie mnie w nieznane,
podniebna ścieżka przyjmie
i utuli moje ciało chmurami,
gwiazdy będą oświetlać moją drogę.

---

W dole widzę ocean i ruiny Dawnego Świata,
tam żyli niegdyś ludzie podobni do mnie,
dziś zostały po nich tylko skamieniałe postacie,
pogrzebane pod warstwami piasku,
zalane słonymi falami.

Widzę ludzi których żywot zatrzymał się
przy codziennych czynnościach,
ludzi nie przeczuwających nic z tego,
co miało zdarzyć się za chwilę.


Widzę parę młodą trzymającą się za ręce,
ten uścisk był ostatnim uściskiem,
mieli pozostać w tej pozie już na zawsze.
miłość nie powstrzymała Nieszczęścia.

Widzę matkę żegnającą syna,
ten nie patrzy już na nią i biegnie do szkoły,
poprawia pasek plecaka ostatni raz,
nie wie, że zaraz obróci się w posąg.
rodzina nie powstrzymała Nieszczęścia.

Ten obraz przypomina mi o domu.
Co może robić teraz moja matka,
czy myśli o mnie jak o synu,
czy zostałem przez nią wyklęty?
Rzeczywistość wdziera się z powrotem
do mojego umysłu, kiedy tratwa sunie w przód,
a matka i syn znikają mi z oczu.

Widzę starą kobietę wyciągającą dłoń
w stronę bogato wyglądającego mężczyzny,
ten chowa swój portfel do kieszeni fraka,
zaśniedziała moneta leży na dłoni żebraczki.
łaska nie powstrzymała Nieszczęścia.

Widzę małego chłopca, obok którego leży pluszowy miś,
który wypadł z jego ręki gdy przyszło to czego się nie spodziewali.
stoi nad brzegiem rzeki i spogląda w przód,
poszarpane szaty przed chwilą targał wiatr,
chłopak wygląda jakby był sierotą,
a jego jedynym towarzyszem jest skamieniały teraz pluszak.
samotni nie zostali oszczędzeni przez Nieszczęście.

Kieruję tratwę w dół i opuszczam żagle.
Zbliżam się do posągu dziecka,
nachylam się poza krawędź tratwy,
chwytam jedynego przyjaciela tego dziecka,
wkładam go do jego dłoni i uciekam szybko,
potwory żyjące na Starym Lądzie już nadbiegają.

Dziecko może trwać teraz razem ze swoim przyjacielem.
Bogowie nie dbają o drobiazgi. Ale ja nie jestem bogiem.

Widzę dwójkę chłopców pod murem sadu,
jeden podsadza drugiego tak,
by mógł się przedostać przez ścianę,
zerwać jabłko dla nich dwóch,
nie wiedzieli że będzie to ich ostatnie jabłko.
przyjaźń nie powstrzymała Nieszczęścia.

Widzę wytwornie ubranego właściciela sadu,
stoi przy bramie uderzając batem niewolnika,
jest nieświadomy tego,
że będzie to ostatni uczynek w jego życiu.
bogactwo nie powstrzymało Nieszczęścia.

Widzę piątkę osób w długich szatach,
nazywali się Bractwem Błyskawicy,
dyskutowali pewnie o kolejnych wzorach, obliczeniach.
wiedza nie powstrzymała Nieszczęścia.

Widzę wystające ponad wodę czubki wysp,
widzę na nich ruiny domów i świątyń
w których Dawni Ludzie oddawali pokłony
swoim bogom, wierząc że ci ich uratują.
bogowie nie powstrzymali Nieszczęścia.

---


Minęło wiele lat odkąd opuściłem dom,
odkąd wkroczyłem na podniebną ścieżkę,
odkąd wiatr poniósł mnie w przestworza.

Minęło wiele lat, w których ujrzałem
wiele wiszących lądów Nowego Świata,
wiele nowych skamieniałych twarzy,
wiele pamiątek po Starym Świecie.

Ale teraz wracam na moją małą wiszącą wyspę,
gdzie żyliśmy tylko Ty i ja, matko.
Gdzie żyliśmy razem,
nim postawiłem swój żagiel.

Zza horyzontu wyłania się już słońce,
a ja ciągle lecę w stronę domu.

Widzę moją małą wyspę,
przebijającą się przez gęste chmury,
na pierwszy rzut oka się nie zmieniła,
ale wiem, że nie jest już taka sama.

Przypomina mi to widok chłopaka
biegnącego do szkoły,
przypomina mi to widok jego matki,
machającej do niego ostatni raz.
Przed laty żegnała mnie moja matka,
tak, jak żegnała tego chłopaka.
Nie wiedziałem jeszcze że widzę ją ostatni raz,
tak, jak ostatni raz widział ją ten chłopak.

Widzę ściany domu zarośnięte bluszczem.
gdy byłem małym dzieckiem,
wspinałem się po nich.
Słyszę głos matki, która krzyczała wtedy że spadnę.

Widzę starą zawaloną studnię,
gdy byłem małym dzieckiem,
czerpałem z niej wody.
Nie wiem co to było. może magia.
wyspa wisiała w powietrzu,
a ja mogłem czerpać wody ze studni.
może któryś z bogów ulitował się nad nami,
i nie pozwolił umrzeć z pragnienia.
nie wierzyłem bogom.
Słyszę głos matki, która prosiła wtedy żebym podlał kwiaty.

Widzę powaloną uschniętą jabłoń.
gdy byłem małym dzieckiem,
objadałem się jabłkami,
skakałem z gałęzi na gałąź.
Słyszę głos matki, która mówiła że będzie bolał mnie brzuch.

Dom nie ma dachu.
Pewnie zerwał go wiatr,
a matka nie miała jak go naprawić.

Przybijam do tej samej zatoczki,
w której przed laty odwiązałem ostatnią cumę.
wspomnienia uderzają we mnie z nadludzką siłą.

Opuszczam żagiel, zwijam go.
nie zszedłem jeszcze z tratwy,
a już zauważyłem mogiłę usypaną z kamieni.
może któryś kupiec czy wędrowiec,
przybił kiedyś w te strony i ujrzał ciało,
zlitował się, pochował ją.
może to bogowie.

Wspomnienie uśmiechu matki uderza we mnie z nadludzką siłą.
powinienem być przy niej kiedy umierała,
to ja powinienem wylać pot usypując mogiłę.

Płaczę.
Chwytam żagiel, sprawcę mojego nieszczęścia,
rzucam w dół, do oceanu. wiatr dmie weń,
odpycha daleko białe płótno.
tak, jak odepchnął kiedyś moją tratwę.
Nie. to nie on jest sprawcą mojego nieszczęścia.
To ja.

podchodzę do mogiły.
co mogę powiedzieć?
jak echo wracają do mnie słowa,
który wypowiedziałem w przeszłości.
postawiłem już swój żagiel,
nie ma sposobu, bym odwrócił bieg czasu.

Klękam.
matko, wróciłem do domu.

Wchodzę powoli do budynku płacząc.
wiatr i deszcz poprzewracał garnki,
zdarł pokrycia kamiennych łóżek,
ogołocił mieszkanie.
łzy spadają na kamienną posadzkę.
kiedyś stałem na niej razem z matką.

Kładę się na łożu,
tam, gdzie spałem zanim wyruszyłem.
zamykam oczy, tylko łzy uchylają lekko powieki,
wydostając się i spływając po policzkach.

---

Ciemność ogarnia mnie całego.
spałem. jest noc. otwieram oczy.
patrzę w całkiem czyste, czarne niebo.

Nagle widzę Twoją gwiazdę.
zostawiłaś ją płonącą dla mnie

Wróciłem do domu, matko,
znowu jestem z Tobą,
biorę Twoją dłoń.
teraz już nigdy nie będziesz samotna,
bo wróciłem do domu, matko.

Widzę gwiazdę którą zostawiłaś płonącą dla mnie.
Piękny jest :3 Brakuje mu tylko przeszywającej serce muzyki.
Mówiłem Ci już raz, ale napiszę: żaden wiersz, w ogóle chyba nic nie wzbudziło we mnie takich emocji jak ten wiersz Smile
To świetny pomysł, na bogów, jak mogłem zapomnieć!

Wiersz cudowny : ) Prawie się popłakałam jak go czytałam.
Tak, znowu odkopuję starocie spod kolejnych warstw zapomnienia Smile

Mat, czuję, że bardzo wiele z siebie przelałeś w ten wiersz, a sam wiersz bardzo głęboko wpuszcza czytelników w rozsiane po nim emocje. Zaś "Nieszczęście" w mym wyobrażeniu przyjęło wygląd jakiejś mrocznej postaci, przesuwającej się po poszczególnych scenach... Zastanawiam się, czy nie można by tego nazwać balladą.