Drogi Henry,
przeglądając ostatnio Twój profil znalazłem ten wiersz i zacząłem zachodzić w głowę jak mogłem go przeoczyć. Uderzył mnie niesamowicie, bowiem wiele treści, które w nim zawarłeś, dotyczy również mnie oraz opisuje niektóre z uczuć które odczuwam. Jestem świadom, że nie będę w stanie zrównać moich odczuć wraz z Twoimi - jest to niemożliwe, bowiem każdy z nas przeżywa - tak, przeżywa - inaczej. Niemniej spróbuję dokonać swego rodzaju rozbioru (czuję się jak prusak jakowyś, albo moskal
)tego wiersza.
Nota dla czytających - pozwoliłem sobie na odkop ze względu na obecną stagnację wszelkiego życia na forum - wątek ten może otworzyć nową płaszczyznę do dyskusji.
Poczynając od początku:
Cytat:Jestem więźniem własnego umysłu.
To co minęło nie przemija.
Trwa, rani, sieje zniszczenie.
Stawia pod znakiem zapytania
Fundament mojego istnienia.
Ciemne korytarze nie mają końca.
Cóż - ta strofa jest raczej prosta. W pierwszych wersach mówisz o tym, jak zabija Cię rozpamiętywanie i wspominanie chwil nie tych dobrych, co raczej złych. Miast zostawić porażki za sobą, Ty wracasz do nich i dręczysz się nimi. I ja tak robię. Ostatni wers wskazuje na to, że nie widzisz nigdzie ucieczki z tej matni.
Cytat:To przykre,
Że zrównuję ból, nieopisany,
Na płaszczyźnie marnych paru słów.
O ile nie mam problemu z drugim i trzecim wersem, to nie wiem jak interpretować wyznanie z pierwszego. Czy przykrym jest fakt niezrozumienia oraz to, że upraszczasz ból w kilka słów nie potrafiąc go wyrazić; czy może miałeś na myśli, że odkrywasz się światu i nie jesteś pewien, czy na pewno tego chcesz?
Cytat:W dysonansie uczuć
Serca kwitną na drzewach,
Lecz nikt ich nie zbiera.
Cóż, ośmielę się stwierdzić, że jest to najmocniejsza część wiersza. Jestem pod wrażeniem. Poruszasz problem, który jest mi niezwykle bliski i które ogromnie rani moją wiarę - zatwardziałość serc ludzkich. Czuję żal i brak akceptacji zjawiska ludzkiej znieczulicy - obojętnego przechodzenia obok piękna. Wydajesz się rzucać światło na całą sprawę, brakuje mi tutaj jednak jakiegoś zaznaczenia stanowiska - czy czujesz z tego powodu żal, czy może jest Ci to obojętnym? Sam czuję, że raczej to pierwsze, ale kto inny... No właśnie.
W zasadzie pierwszy wers, "w dysonansie uczuć", mógłby wskazywać na Twoje powiązanie późniejszymi słowy o "sercach kwitnących na drzewach" - to jednak chyba moja nadinterpretacja spowodowana tym, że znam pewien już czas Twą osobę i że mianem "dysonansu uczuć" można określić to, co dzieje się w Twojej duszy.
Pozwolę sobie przytoczyć cytat z Pisma, który przyszedł mi na myśl po przeczytaniu powyższych wersów.
"[...]
Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie,
patrzeć będziecie, a nie zobaczycie.
15 Bo stwardniało serce tego ludu,
ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli[...]"
Mt, 13, 14-15
Jest to fakt, na który również zwróciłem uwagę i który od dłuższego czasu uwiera moje jestestwo - nie pozwala wygodnie istnieć - brak mi bowiem tej obojętności, która pozwoliłaby zamknąć oczy i przejść obojętnie obok... obojętności innych. Wróćmy jednak do Twojego wiersza.
Cytat:Nie smakuje nikt słodkiego owocu
Kto gorycz czuje w ustach.
Wersy te są dla mnie dysonansem w stosunku do wcześniejszych - być może dlatego, że nie podzielam tej opinii. Owszem - żałość i smutek może być powodem zaślepienia na radość i spełnienie, jednak... przytoczę fragmenty piosenki dobrze znanego Ci Jacka Kaczmarskiego.
"Kto w twierdzy wyrósł po co mu ogrody
Kto krew ma w oczach nie zniesie błękitu
Sytość zabije nawykłych do głodu
Myśl upodlona nie dźwignie zaszczytów
Kto się ukrywał szczuty i tropiony
Nigdy nie będzie umiał stanąć prosto
Zawsze pod murem zawsze pochylony
Chyba że nagle uwierzy w swą boskość [...]"
Jak widać, wiersz przesłaniem podejmuje podobny do Twego stosunek do sprawy beznadziei upadłego. Niemniej, przenieść można się do puenty, w której Kaczmarski, Gintrowski i Łapiński śpiewają:
"Nie dla wiwatów człowiekowi dłonie
Nie dla nagrody przykazania boże
Bo każdy oddech w walce ma swój koniec
Walka o duszę
Końca mieć nie może"
Jak widać, pesymistyczny i nieco nihilistyczny (bo skazujący na porażkę predestynacji) wiersz "Hymn" kończy się pozytywnym stwierdzeniem, wołaniem wręcz do walki o duszę właśnie. Wszak z każdej drogi, nawet złej - można zawrócić. Odbiegłem znów od tematu konwersacji, przenieśmy się więc do strofy kolejnej.
Cytat:Czasami więc biorę 'miłość' w cudzysłów.
To co umarło mnie zabija.
Uderza mieczem gdy ja rzucam kamieniem.
Z tym mam mały problem. Serio. Pierwszy wers może traktować o chwilach Twojego zwątpienia, w których przestajesz wierzyć w miłość, biorąc owe słowo w cudzysłów, czyli jakby... obcując? się od niego, traktując jak coś odległego, z wierszy, ksiąg czy wreszcie - żyć innych.
Drugi wers jest według mnie bardzo prosty do odczytania - opłakiwanie i rozpamiętywanie odbiera resztę Twoich sił. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że zabija Cię nie to co umarło, a fakt, że umarło.
Trzeci wers pozornie jest bardzo prosty, ale... wprowadziłeś tutaj sporo zamieszania tym kamieniem i mieczem. Świetna robota, dzięki temu nie wiem jak to odczytać. Pomocy. Domyślam się, że kluczem są słowa "kto jest bez grzechu [...]", oraz "kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Nie potrafię tego jednak połączyć w sensowną całość. Bycie bez winy (rzucenie kamieniem) miałoby być sposobem wojowania (śmierć od miecza)? Kupy się to nie trzyma. Wytłumacz, proszę.
Cytat:Fundamentem mojego istnienia
Bóg, ona, non omnis moriar.
Zgrabne podsumowanie całego wiersza, w połączeniu z czwartym i piątym wierszem wiersza tworzy logiczną całość. Widać tutaj pragnienie bycia i trwania ponad czas - zdecydowanie podoba mi się motyw pomnika trwalszego niż ze spiżu.
Podsumowując - jestem pod ogromnym wrażeniem tego wiersza i jego kunsztu mimo tego, że odbiegałem od tematu. Chylę czoła i składam dzięki za możliwość odbycia takiej poetyckiej podróży