Aleatha
Ślub - Wersja do druku

+- Aleatha (http://aleatha.tysian.pl)
+-- Dział:
Nasza twórczość
(http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Proza (http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=48)
+--- Wątek: Ślub (/showthread.php?tid=222)



Ślub - Matpollo - 07-11-2013

Był to czas ostatnich dni schyłku lata, kiedy noce stawały się coraz chłodniejsze, liście zaś zaczynały mienić się złotem i czerwienią. Mężczyzna w skórzanej kurtce i zielonym płaszczu, jak to zwykł robić wieczorami, siedział przed swoją chatą na skraju lasu oddalonego nieco od wioski i puszczał kółka z dymu ziela fajkowego, spoglądając to na trakt na zachodzie, to na zabudowania i ludzi wracających z pól czy łąk. Brązowe włosy przetkane już nitkami siwizny opadały na jego muskularne ramiona, natomiast wyraz twarzy mężczyzny sprawiał wrażenie, jakby ten był nieobecny.
Tymczasem skrajem lasu szła powłócząc nogami zmęczona podróżniczka. Jedyną osłodą w wędrówce był wiatr rozwiewający jej piękne brązowe włosy, które w ostatnich promieniach słońca mieniły się rudym kolorem. Gdyby ktoś o dobrym wzroku bacznie przyjrzałby się kobiecie, zauważyłby, że jest elfką – spod włosów wystawały bowiem szpiczaste uszy, a i smukła sylwetka wskazywała na elfie pochodzenie podróżniczki.
Nasza elfka udała się w stronę chaty z nadzieją, iż zamieszkujący ją człowiek będzie osobą przyjazną dla podróżników, a tym bardziej elfów. Gdy tylko ujrzała mężczyznę pykającego powoli fajkę wymusiła uśmiech i zapytała głośno:
- Panie, masz może coś dla strudzonego wędrowca? Choćby trochę wody i chleba.
Zapytany otrząsnął się i odwrócił spoglądając na kobietę. Po chwili roześmiał się, wstał i rozłożył szeroko ręce.
- Nie wierzę, Stokrotko...
- Mat? Co Ty tutaj robisz? - Na twarzy nazwanej Stokrotką elfki pojawił się uśmiech, tym razem szczery. Uścisnęła serdecznie swojego dawnego przyjaciela.
- Siadaj, moja droga, przyniosę wodę i coś na ząb, porozmawiamy później! Rozentuzjazmowany mężczyzna ciągle uśmiechając się wszedł do chatki i po dłuższej chwili wrócił z tacą zastawioną pajdami chleba, masłem, twarogiem i suszonym mięsem. Położył jedzenie na ławce obok kobiety i udał się do domu jeszcze raz, tym razem wrócił nie z jedzeniem czy obiecaną wodą, a z antałkiem wina i kubkami.
- Dziękuję, nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem głodna. - Mówiła kobieta sięgając ręką po kubek z winem podany przez Mata. - Przez moją głupią nieuwagę dałam się okraść w karczmie!
- Ty? Nie wierzę – mężczyzna pokręcił głową. Co Ci ukradli?
- Prawie wszystko, Łuczniku. Nie dość, że zostawili mi tylko parę złotych monet, to jeszcze zabrali cały prowiant. Zabiję dziadów, jak znajdę! - Cerxina zaklęła. - Broń zostawili. Chyba w ogóle jej nie zauważyli, dzięki niebiosom za to! Powbijałabym im ją w zady, jakbym tylko wiedziała kto to był!
- Nie wątpię. - Pokiwał Łucznik z przekonaniem nalewając wina do kubków i uśmiechając się lekko.
- Gdzie to było, Stokrotko? Ukradli Ci coś, co mogłabyś rozpoznać?
- Dwa dni temu w karczmie. Skądże – wzięli tylko prowiant, a było go niewiele, oraz sakiewkę. Tam było akurat sporo złota.
- Cholera, no to widzisz, obawiam się, że nie będziemy mogli znaleźć tych sukinsynów. Wszak złodziejaszków niemało.
- Ha, są wszędzie. Ale to nic – jakoś sobie poradzę. - Elfka wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. - A Ty, towarzyszu? Co tu robisz? Widzę, że nieźle się urządziłeś.
- Ta jest, widzisz. Mam kubki, tacę, wino, twaróg, ba, nawet łyżkę! - Zaśmiał się Mat.
- Co, jesteś leśniczym? - zadrwiła kobieta.
- Jasne. - Mat wyszczerzył się. - Oczyszczam trakty z bandytów, karczmy usiłuję oczyścić ze złodziejaszków. Takie tam – chociaż wiesz, bandyci już nie są tacy zuchwali i mało ich u nas. Albo wiszą za ratuszem miejskim, albo wynieśli się do innych okolic.
- Albo leżą po rowach nafaszerowani strzałami? - Elfka uśmiechnęła się szeroko.
- Cóż, to całkiem możliwe. Ale wiesz, to średnio dobre – dawno już nie byłem w długiej podróży.
- Nie narzekaj – wiesz, dawno nie miałam już nic w ustach, nie licząc suchego chleba. Z ostatniej karczmy mnie wyrzucili, bo nie miałam czym zapłacić.
- Jak będziesz za dużo paplać to też Cię wyrzucę. - Mat oparł się o ścianę chatki i wyciągnął nogi przed siebie, zamknął oczy i zaczął puszczać spokojnie kółka z fajki.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Jesteś okropny, wiesz? Ale mnie nie wyrzucaj. Nie chce mi się iść jeszcze dalej.
- Nie zamierzam. - Łucznik mówił ciągle nie otwierając oczu. - Nie wyrzuca się przyjaciół, nawet takich jak Ty.
- A co, zła jestem? No wiesz! - Cerxina uśmiechnęła się i rzuciła w nic nie spodziewającego się Mata skórką po chlebie. Łucznik jak gdyby nigdy nic podniósł skórkę która upadła na jego kurtkę, dmuchnął na nią i spałaszował uśmiechając się. Stokrotka przyglądała mu się wtenczas pilnie i w końcu powiedziała – jak jesteś taki głodny to mogę Ci coś zostawić.
- Nie, dziękuję, po prostu nie lubię marnować chleba. - Mat uśmiechnął się i spojrzał na przyjaciółkę. Ta odpowiedziała mu szelmowskim uśmiechem.
- I wiesz co Ci powiem? Starzejesz się bracie!
- Ja?! - Łucznik podniósł się urażony i spojrzał na przyjaciółkę.
- No Ty, Ty. Włosy Ci chyba trochę posiwiały, wyglądasz poważniej niż ostatnio.
- Ja posiwiałem?! Ja spoważniałem?!
- No mówię, że Ty! Jest tu ktoś jeszcze może? - Stokrotka spojrzała na Mata i uśmiechnęła się. Łucznik odpowiedział zmieszanym spojrzeniem.
- Mówisz poważnie?
- No tak. Mam dobrą pamięć. Zmieniłeś się. Niewiele, ale jednak.
- Mhm. - Mat wzruszył ramionami. - Uraczysz się fajką?
- Nie, dziękuję. Nie chcę psuć sobie smaku jedzenia. Ale Ty śmiało, dym mi nie przeszkadza.
Mężczyzna zaciągnął się głęboko dymem i puścił kilka kółek które uleciały ku szarzejącemu niebu.
- Nasz dawny przyjaciel mag potrafił formować różne przedmioty z tego dymu, albo zmieniać jego kolor. Pamiętasz go jeszcze? - Mat uśmiechnął się.
- Chodzi Ci o Akkarina?
- Ano o niego.
- Hm, pewnie siedzi gdzieś w domu uciech. - Stokrotka pokiwała głową.
- Zapewne. - Mat zaśmiał się cicho.
- Wiesz, kiedyś kurtyzany były potężnymi kobietami, miały bardzo wiele wpływów i mężczyzn owiniętych wokół palców.
- Cóż to musiałby być za czasy, że dziwki rządziły światem. - Zdziwił się mężczyzna.
- Piękne czasy bracie. I nie dziwki. Kobiety wpływowe, które miały więcej forsy niż niejeden szlachcic czy rycerz.
- No to kurtyzany czy kobiety wpływowe? - Łucznik gubił się w tym coraz bardziej.
- To jedno i to samo. Dziwka nie zawsze jest złem. No i każda kurtyzana to kobieta, czyż nie? - Prowadziła swój wywód Cerxina.
- Jak to? Wszak kurtyzana to jeno bardziej ekskluzywne określenie dziwki, czyż nie?
- Och, Ty tępy młocie! - Kobieta przewróciła oczami. Widać, że jesteś mężczyzną.
- Zgoda, zgoda. Wszak dziwka dziwce nierówna.
- Znawca się odezwał.
- Znawcą nie jestem, bo nie korzystam. - Mat wyszczerzył się.
- A widzę masz zadziwiającą w tej kwestii, jak na to, że nie korzystasz z ich usług. - Stokrotka postanowiła wytłumaczyć przyjacielowi o czym mówiła - chodziło mi o to, że kiedyś kurtyzanami nazywano nie dziwki, a wpływowe szanowne damy dworów.
- Już rozumiem, wybacz w takim razie. - Łucznik uśmiechnął się i teatralnie ułożył ręce w błagalnym geście.
- Och, przymknij się. - Stokrotka udając naburmuszoną odwróciła się w drugą stronę.
- Zaczekaj więc, moja droga.
Mężczyzna udał się do domu – gdy nie wracał dłuższą chwilę Cerxina zawołała:
- Mat! Co Ty tam robisz?!
- Porwaali mnie! - Z wnętrza domu dobiegł śmiech.
Kobieta uśmiechnęła się i wkroczyła do środka gdzie ujrzała Mata dolewającego wrzącej wody do balii stojącej na środku pokoju.
- Ty... Nikt ci nie mówił, że nieładnie kłamać?
Mat zaśmiał się i wskazał jej balię.
- Chwila. Mat, czy Ty mi właśnie każesz się wykąpać? - Cerxina zmarszczyła brwi, Łucznik natomiast wyszedł przed dom bez słowa uśmiechając się pod nosem.
Kobieta pokręciła głową i uśmiechnęła się, po czym przystąpiła do kąpieli – nie śpieszyła się, bowiem od dawna jej ciało nie czuło gorącej wody, ona zaś sama takiego spokoju i relaksu. Gdy w końcu wyszła przed dom ujrzała Mata siedzącego na ławce, jednak bez fajki. Uśmiechnął się szeroko gdy ją ujrzał – jej wilgotne włosy delikatnie zaczęły formować się w loki, co nadawało jej jeszcze więcej piękna. Kobieta widząc, że przyjaciel przygląda się jej, zatrzepotała rzęsami i powiedziała przekonującym głosem:
- Wiesz, teraz powinieneś dać mi nową suknię i wyprawić na bal.
- Psia krew, Cerx! Dałaś mi świetny pomysł! - Łucznik aż podskoczył.
- Co, dasz mi nową suknię? - Zaśmiała się elfka.
- A żebyś wiedziała, Stokrotko, żebyś wiedziała. Tak się składa, że jestem zaproszony na ślub.
- Co? Ciebie zaprosili na ślub? Ten ktoś musiał postradać rozum! - Kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się.
- Ano tak, w końcu zaprosił mnie nie kto inny, jak mój znajomy z korpusu – pełni funkcję taką samą jaką pełnię ja. - Mat uśmiechnął się.
- I co, zaprosił Cię? Naprawdę?
- Naprawdę naprawdę, Stokrotko. Co prawda planowałem w tym czasie wykręcić się ganianiem za bandytami po lasach, ale skoro już u mnie jesteś... Co powiesz na to, abyś poszła ze mną, moja droga? - Mat szarmancko ukłonił się Cerxinie i zaśmiał.
- No dobra, ale nie wpadłeś na to, że nie wszyscy lubią towarzystwo elfów? Komuś mogłoby się nie spodobać, że mnie przyprowadziłeś.
- Niby racja. - Mat zasępił się, po czym dodał wesoło – jest jeden szczegół.
- No jaki?
- Mój znajomek żeni się z elfką, Stokrotko.
- No dobrze. Ale nie mam pieniędzy.
- No co Ty nie powiesz? Przecież wiem. Nie martw się o to.
- Czyli zapraszasz mnie na ślub? - Cerxina uniosła brwi.
- Ano tak.
- Jesteś pewien?
- Jestem pewien! A teraz idź spać, bo zaraz zaczniesz gadać od rzeczy. Łóżko jest do Twojej dyspozycji, ja prześpię się na podłodze.
- No, raczej. Masz szczęście, że to powiedziałeś.
Mat uśmiechnął się i przepuścił Cerxinę w drzwiach, po czym zdjął ze ściany futro upolowanego kiedyś niedźwiedzia i położył je przed paleniskiem. Kobieta pomogła mu rozpalić ogień za pomocą magii, po czym rzuciła nań zaklęcia podtrzymania płomienia. W końcu ułożyli się do snu.
- Ja się starzeję, psia krew... - Mat szepnął po cichu i pokręcił głową, po czym uśmiechnął się lekko.


RE: Ślub - Cerxina - 07-22-2013

Był już ranek, kiedy Mat siedział na ławie przed domem i czekał na Cerxinę – nie chciał jej budzić, toteż trochę sobie musiał poczekać. Ale zdążył w tym czasie załatwić parę potrzebnych rzeczy – ubrać się, zapalić fajkę. No i wypożyczyć dwa konie od karczmarza. W końcu przyjaciółka Mata wyszła przed dom, przeciągnęła się i odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Zerknęła na Łucznika i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, towarzyszu! Jak się spało?
- Na pewno krócej niż Tobie. Czekam tutaj już godzinę. - Mat odpowiedział przyjaciółce, podczas gdy wzrok miał skierowany ku niebu.
- Oj, przecież nigdzie nam się nie śpieszy, czyż nie? Chyba, że masz jakieś plany w które zapomniałeś mnie wtajemniczyć, co? - Cerxina uniosła brwi.
- A jak myślisz, po co przed płotem stoją dwa konie? Chciałaś sukienkę, prawda?
- No tak, – elfka rozpromieniła się na wieść o zbliżających się zakupach i zapytała siadając obok Mata: – a jak tam nasz budżet?
- Budżet ma się dobrze, bo jeszcze nie masz do niego dostępu. - Mężczyzna spojrzał na kobietę i wyszczerzył się.
- Ha! - Kobieta odpowiedziała kuksańcem w bok. - Za te słowa będziesz bankrutem jak się patrzy! Oprócz sukienki potrzebuję jeszcze buty.
- Hm. Aha. No tak. - Mat jakby oswajał się z tą myślą przez chwilą. - Faktycznie, o tym nie pomyślałem. No to w takim razie na koń!
- O, nareszcie konno! Nogi mi odpadają.
Cerxina mimo bolących nóg żwawo wskoczyła na gniadą klaczkę i już chciała ruszać gwałtownie na trakt, gdy zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie jechać.
- Eee... A że tak zapytam, to do której wioski jedziemy? I do krawca, czy do sklepu?
- Świetne pytanie, Cerxino. Naprawdę, trafione. - Mat pokiwał głową z udawanym podziwem. Ruszył w drogę i rzucił w tył. - Do krawca prowadzącego sklep. I nie do wsi, a do miasteczka.
- Cholera, Mat! Zawsze musisz taki być? - Powiedziała elfka gdy zrównała się z przyjacielem.
- Niby jaki? - Uśmiechnął się niewinnie jednocześnie Mat.
- Irytujący? Wkurzający? Wszechwiedzący? I w dodatku sarkastyczny! - Kobieta przewróciła oczami.
- Zaraz się zarumienię. - Mat wyszczerzył się w bezczelnym uśmiechu. Po chwili, widząc spojrzenie towarzyszki dodał: żartowałem!
- Wiesz, wychowałam się w zupełnie innej kulturze, zwykle to krawiec przychodził do mnie!
- Wybacz, moja droga. To my musimy pojechać do niego. Poza tym obawiam się, że to on ma większe poszanowanie niż nasza dwójka.
Elfka prychnęła kpiąco, po czym oddała się gorącej fali wspomnień, które powróciły z nową siłą. Widziała dom i te wszystkie bale i kolacje, których tak nie znosiła, a za którymi teraz tęskniła. Widziała twarz ukochanego i tamten pamiętny dzień – pierwszy taniec. Widziała tych wszystkich ludzi, czuła nawet zapach kolacji i Mexarius. Lecz gdy otworzyła oczy nic, prócz nikłego, drażniącego ją zapachu nie pozostało. Tylko pustka.
Mat spojrzał na przyjaciółkę, zasępił się jakby, zaraz jednak uśmiechnął.
-Wiesz, dobrze Cię widzieć, naprawdę.
- Nie przesadzaj. Wcale nie minęło tak wiele czasu. – Machnęła ręką. - Ale ciebie też dobrze widzieć. Choć byłeś już tylko niknącym wspomnieniem. – Przyjrzała się uważnie towarzyszowi. - Ale wspomnienia OŻYWAJĄ.
- Ja byłem niknącym wspomnieniem? – zapytał Mat ze zdziwieniem.
Cerxina uniosła kąciku ust w namiastce uśmiechu. – Jedne wspomnienia ożywają szybko, a inne potrzebują lat, by stać się tym, czym były. A inne pozostają martwe - wzruszyła ramionami.
- No coś Ty, chyba sobie żarty stroisz. Miałabyś o mnie zapomnieć?
- Ty przeżyłeś jako wspomnienie, a teraz żywy stoisz przede mną. To chyba, dobrze, nie sądzisz? I nie, nie zapomniałabym cię. Choć po jeszcze kilku latach mogłabym mieć problem z rozpoznaniem - Uśmiechnęła się szeroko. – Starzejesz się, bracie.
- Cóż, no niby racja. Jest wiele wspomnień, które chciałbym ożywić. I wcale się nie starzeję – spojrzał na Stokrotkę jakby urażony.
- Tak, tak… Tylko dojrzewasz, jak dobre wino z biegiem czasu. – Zaśmiała się. - Wydaje ci się, że się nie zmieniasz, bo widzisz siebie na co dzień. Ja cię nie widziałam przez spory kawałeczek czasu i stwierdzam, że przybyły ci dwie zmarszczki.
- Cóż, może i masz rację. Myślałem, że nic się nie zmienia prócz otoczenia. Ale wiesz, co, Stokrotko? Nie zestarzałaś się. Wciąż jesteś młodą pięknością.
Cerxina zaśmiała się dźwięcznie.
- Bo elfy starzeją się wolniej.
Mat nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko przenosząc wzrok przed siebie, jakby kończąc tym rozmowę.

Wkrótce zbliżyli się do wioski, a w zasadzie miasteczka. Było one obudowane solidną wysoką palisadą, za którą widać było przechadzających się wartowników. Mat uniósł do nich lewą rękę w pozdrowieniu – wszyscy odpowiedzieli uniesieniem hełmów w górę i uśmiechem.
- Sporo ludzi tu znasz. - Zauważyła Cerxina z uśmiechem. - I myślę, że to jednak Ty masz większe poszanowanie niźli krawiec.
- Wydaje Ci się. - Łucznik uśmiechnął się i poprowadził w stronę obrzeży wioski. Po chwili ujrzeli spory budynek z zawieszonym szyldem, na którym widniała igła oraz kłębek nici. Uwiązali konie do specjalnie wbitego w tym celu w ziemię pala i weszli do obszernego pomieszczenia wypełnionego różnokolorowymi sukniami, frakami, koszulami, a nawet butami. Przywitał ich uśmiech starszego człowieka o przyjaznej twarzy.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry gospodarzu! Masz pan może jakąś suknię na wesele?
- Znaczy się, panienka się żeni?
- Nie, nie! - Cerxina gwałtownie zaprzeczyła i uśmiechnęła się – Źle powiedziałam. [Wybieram się na wesele i potrzebuję sukni. Mogę sobie jakąś wybrać?
- Oczywiście. - Krawiec wskazał półki w głębi lokalu na których wisiały kolorowe sukienki różnych krojów.
- Aha, mam jeszcze jedno pytanie – ile to wyjdzie? - Zapytała kobieta.
- A, to akurat ja się z panem mistrzem będę liczył, nie Ty, moja droga. - Mat wtrącił i uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Wspaniale! - Cerxina klasnęła w dłonie – Mat płaci! - Ucałowała przyjaciela w policzek, na co ten zareagował szerokim uśmiechem i jak burza ruszyła w stronę półek z sukienkami. Mat tymczasem zaczął rozmawiać z właścicielem lokalu o rzeczach ważniejszych i mniej ważnych – ot tak, by zabić czas.
W końcu kobieta wróciła trzymając zieloną suknię z gorsetem w rękach – uśmiechnęła się i rzekła do szewca:
- Mat, Ty też coś kupujesz.
- Eee. A muszę? - Zdezorientowany Mat spojrzał na Cerxinę. - Bo w zasadzie to nie wiem w czym się chodzi na wesela.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że chciałeś iść w tym! - Kobieta krzyknęła wskazując na płaszcz Mata, po czym zwróciła się do lekko przestraszonego krawca – niech pan coś wybierze dla mojego towarzysza. I nie, Mat, nie możesz iść w tym. Koniecznie musi być biała koszula, kamizelka z ozdobnymi guzikami i oczywiście marynarka! Do tego odpowiednie spodnie i jakieś wyjściowe buty.
- Eh, zgoda... Ale na marynarkę się nie zgadzam. Mam w domu własną, od munduru galowego.
- Od munduru? Ty?
- Ano od munduru.
W końcu krawiec przyniósł komplet dla Mata, a dwójka udała się do osobnych przymierzalni. Jak możecie się doskonale domyślić, pierwszy, nieco sztywnym krokiem wyszedł Łucznik. Trzeba przyznać, w koszuli i kamizelce prezentował się całkiem nieźle. Ułożył jeszcze odpowiednio włosy i uśmiechnął się patrząc w lustro.
Wtedy z przymierzalni Cerxiny dobiegło jego uszu parę przekleństw.
- Mat, weź pomóż zawiązać mi gorset!
Mężczyzna uniósł brwi i wkroczył do pomieszczenia przyjaciółki, gdzie zawiązał gorset. Gdy zaciągnął ostatnie sznurki, wytrzeszczył oczy.
- Umiesz Ty w ogóle w tym oddychać?
- No właśnie nieco nie bardzo, młocie! Nigdy nie sznurowałeś gorsetu? Rozwiąż go trochę!
W tym momencie wystraszony łucznik rozwiązał nagle wszystkie sznurki – Cerxina w ostatnim momencie złapała gorset, zanim spadł odsłaniając jej ciało.
- Mat! Trochę! Wiesz, co to znaczy trochę?!
- Eee... Jeśli weźmiemy pod uwagę damską odzież, to raczej nie wiem...
- Zasznuruj go, ale nie tak mocno jak wcześniej, chyba, że chce mnie udusić. I nie tak słabo jak teraz, bo Ci przywalę!
- Obawiam się, że masz zajęte ręce. - Powiedział mężczyzna i zawiązał gorset ponownie, tym razem niemal idealnie.
- Już nie są zajęte. - Cerxina zacisnęła pięści i obróciła się na pięcie spoglądając na Mata. Ten odskoczył lekko w tył i uniósł ręce w obronnym geście.
- Wyglądasz pięknie, naprawdę! Olśniewająco, w dodatku masz świetnie zawiązany gorset.
- Dziękuję za komplement. Również uważam, że jest nieźle. Ty za to, Mat, wyglądasz genialnie
- Genialnie jak żaba, chciałaś powiedzieć. - Mat zaśmiał się.
- Ale to nic... Bierzemy! - Cerxina uśmiechnęła się promiennie do Łucznika i krawca po czym wróciła do przebieralni, mówiąc, że poradzi sobie sama.
- Jasne, jasne. - Mat spojrzał na krawca i błagalnym tonem powiedział – może jednak ten strój jest dla kogoś zarezerwowany?
- Mat! - krzyknęła elfka z przymierzalni. - Słyszałam!
- Co za świat... - Mruknął pod nosem Łucznik i wrócił do przebieralni, skąd po chwili wyszedł trzymając komplet w rękach. Podał go krawcowi i rzekł – no to biorę. Tę suknię, którą wybrała moja towarzyszka też.
Mężczyzna podał krawcowi mieszek, co ten przyjął z uśmiechem zadowolenia przeliczając jego zawartość. Po chwili kiwnął głową na znak, że suma się zgadza.
- Dziękuję! – Rzuciła przez ramię Cerxina łapiąc swoją torbę i wychodząc prędko ze sklepu jakby ze strachu, ze Mat się rozmyśli.
- Dziękujemy. – Poprawił elfkę łucznik kiwając uprzejmie głową i również wychodząc. Spojrzał na towarzyszkę, która siedziała na wierzchowcu gotowa do drogi Cerxina prawie niezauważalnie ocierała oczy.
- Nic nie mów. Po prostu jedźmy już...
Mat skinął głową i ruszył, kierując się w stronę bramy.
- Hej, Cerxino, zaczekaj. - Mężczyzna zatrzymał konia przed bramą. - Skoro już tu jesteśmy, to zapraszam Cię też na obiad.
- No dobrze. Ale masz dość pieniędzy? Obiecuję, że ci wszystko oddam, ale chwilowo nie jestem w stanie.
- Już mi oddajesz. Twoje towarzystwo jest dla mnie droższe niż jakiekolwiek pieniądze, moja droga. - Mat uśmiechnął się i skierował konia z powrotem, w stronę karczmy. Przywiązał go do specjalnej poręczy przed budynkiem po czym chwycił torbę ze strojem i ruszył w stronę drzwi - otwarł je i zaczekał aż Cerxina wejdzie.
Elfka z uśmiechem weszła do karczmy nie rozstając się ze swoją nową suknią. Choć wiele wody upłynęło ta suknia przypominała jej dom i to, czego się wyrzekła, a także to, co zostało jej odebrane. Cerxina usiadła przy wolnym stoliku w kącie sali i opadła na ławę z westchnieniem.
Tymczasem Mat poszedł złożyć zamówienie. Z uśmiechem zwrócił się do gospodarza:
- Karczmarzu! Dwa obiady i flaszkę wina. Dobrego wina.
Mężczyzna pokiwał głową i zniknął na zapleczu. Łucznik prędko znalazł się przy towarzyszce i usiadł obok niej.
- Mat bardzo się cieszę, że jesteś – Rzekła zamyślona, lecz ze szczerym uśmiechem. - Nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy. Myślałam, że poniosło cię daleko stąd! Ale nawet nie wiesz, jak te chwile mnie cieszą! Nareszcie nie jestem taka samotna.
- Też niezwykle się cieszę, moja droga. Myślałem o Tobie, wiesz? Wspominałem dawne przygody, wędrówki, ogniska. I też czułem się niezwykle samotnie. A teraz mam się do kogo odezwać! - Mat uśmiechnął się i objął Cerxinę na wysokości ramion, w przyjacielskim geście. Kobieta tymczasem położyła na chwilę głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy. Poczuła się jakby była w domu. Uczucie to jednak szybko prysło, bo pulchna kelnerka przyniosła zamówienie i z trzaskiem postawiła je na stoliku.
Mat cofnął ręce i nalał wina do kieliszków.
- Za... - spojrzał na Stokrotkę z wyczekiwaniem na zakończenie.
- Za stare, dobre czasy, gdy jako dzieci hasaliśmy po łąkach. – Podjęła wątek Cerx. - I za nasze pierwsze spotkanie i te wszystkie noce przy ogniskach.- Spojrzała na towarzysza.
- I za to, co mamy teraz. Przyjaźń, Stokrotko. - uśmiechnął się Mat i wychylił część trunku.
Cerx jednak wypiła wszystko jednym łykiem, po czym z uśmiechem powiedziała:
- Wznieśmy toast za domy, które opuściliśmy i za ludzi, którzy odeszli. - Nalała sobie ponownie pełny kieliszek wznosząc go do góry.
- Za to, by żyli wiecznie w naszej pamięci. – Wnieśli toast i opróżnili kieliszki. Mat zaraz wziął się za jedzenie, Cerxina wesołe iskierki tańczyły mu Cerxina oczach.
- Dobra, to ja może zacznę jeść, - stwierdziła kobieta po dłuższej chwili przyglądania się butelce - bo jak będę pić to potem będziesz musiał mnie nosić.
Mat zaśmiał się głośno.
- Wrzucę Cię na konia i pojedziem.
- Będziemy patatajać – odpowiedziała uśmiechem Cerx przeżuwając spory kawał kiełbasy.
- Otóż to - na konikach wio. W stronę zachodzącego słońca
- Mam dziwne wrażenie de ja vu... – stwierdziła po chwili Stokrotka. - Już kiedyś jechaliśmy w kierunku zachodzącego słońca, ale chyba wtedy byłam trzeźwa. Mat, żarłoku nie zapomnij, że drugi talerz jest mój – z uśmiechem rzekła Cerx przyglądając się Matowi, który już spałaszował całą swoją porcję.
- Żebyśmy to raz tak jechali...
- Racja, dużo raz tak jechaliśmy – Cerx westchnęła i chciała sięgnąć po butelkę, lecz łucznik ją uprzedził.
- Mat!
- Pozwól, że dokończymy w domu. Zaczynają zbierać się ludzie, a to nie sprzyja rozmowom – uśmiechnął się szeroko.
- Zabrałeś mi butelkę. Jak chcesz kończyć w domu to kup lepiej drugą! - Cerx wstała i wzięła swoją suknie w ramiona kierując się ku wyjściu. - No to jak? Idziesz, czy nie?
- Idę, idę. Zaczekaj na mnie, muszę jeszcze zapłacić. – Zawołał i ruszył w stronę lady.
Po chwili na twarzy karczmarza pojawił się szeroki uśmiech na widok całkiem pełnej sakiewki
Cerxina czekała już na koniu. Mat szybko ją dogonił, dosiadł wierzchowca i schował wszystko do sakiew upewniając się, ze niczego nie zapomniał.
- Widzisz, na zachodzące słońce jeszcze zbyt wcześnie. Ale mimo wszystko wracajmy, wolę być tam – Uśmiechnął się. - W domu, znaczy się.
Cerxina zaśmiała się. - A gdzież jest twój dom, wędrowcze?
- Tam gdzie moi przyjaciele! – Odparł raźno.
-No tak. Ale wiesz, taki prawdziwy dom. Gdzie jeszcze matka się krząta szykując posiłek, a ojciec rąbie drewno...
- Ah. Ten dom jest teraz w moich wspomnieniach - został daleko na południu. – Zamilkli na chwilę. - Mam pytanie - co masz zamiar robić jak wrócimy?
- Nie wiem. Chyba się wykąpię i pójdę spać. - Wzruszyła ramionami - Chyba, że masz coś lepszego do roboty.
- Raczej nie, Stokrotko, raczej nie. Przed jutrem trzeba się wyspać. – Po chwili jednak przypomniał sobie o czymś ukrytym w połaciach płaszcza. -Aha, czekaj, jednak mam coś do roboty! – Wyszczerzył się Cerxina wyciągnął flaszkę.
- Też tak sądzę. -Westchnęła. -Choć wyspać również się musimy. Na kacu iść na wesele... Kuszące.
- Jak cholera. No to wino sobie darujemy.
Cerxina zaśmiała się.
- No dobra. Wypijemy po weselu.
Z uśmiechami na ustach przemierzyli drogę do domu, która wbrew pozorom była krótka, zakupy zanieśli do sypialni i położyli się spać wykończeni, najedzeni i szczęśliwi.


RE: Ślub - Matpollo - 12-04-2013

Słońce na całe szczęście przygrzewało wspaniale, a dmące co jakiś czas powiewy wiatru miast posępnej Melodii Życia wygrywały wesołą piosnkę. Ciepły wiatr przewlekał aromatem lasu włosy elfki, które w promieniach południowego słońca mieniły się złotem. Cały las zdawał się witać ją z ogromną radością; nawet słowiki i skowronki ćwierkały podlatując wcale blisko.
Powoli trzeba było jednak kończyć spacer; ubrana w nową suknię czarodziejka wybrała się nań, bo ceremonia zaplanowana była dopiero na godziny wieczorne tak, aby państwo młodzi mogli wziąć ślub przy akompaniamencie zachodzącego słońca. Słońce osiągnęło już pewien punkt na niebie, a Cerxina jako doświadczona podróżniczka potrafiła wyczytać z tej pozycji godzinę oraz to, że pora wracać.
Mat czekał przed domem, ubrany w nowe spodnie, koszulę oraz buty. Na sobie miał jednak nie zieloną kamizelkę spod znaku żaby, a płaszcz długi do ziemi; podobny był on do dziennego ubioru Łucznika, różnił się jednak krojem. Był bowiem poszerzony w ramionach i wyglądał nieco oficjalniej. Prócz tego było kilka inny różnic - kolor był szary, wciąż zawierający jednak elementy maskujące; pojawiły się również epolety naszyte na barki; korona wyszyta szarą nicią nie oznaczała wcale stopnia wojskowego, a jedynie przynależność do Korpusu Zwiadowców. W płaszcz wszyty był również szary sznur strzelecki, nie wyróżniający się bardzo na tle materiału.
Nie jednak na mundur zwróciła uwagę elfka, a na broń Łucznika - przez jego ramię przewieszony był jego łuk oraz kołczan pełen strzał - zupełnie różniły się od munduru i sprawiały wrażenie nie funkcji reprezentatywnej, a broni.