Aleatha
To My. - Wersja do druku

+- Aleatha (http://aleatha.tysian.pl)
+-- Dział:
Sesje RPG
(http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=1)
+--- Dział: To My (http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: To My. (/showthread.php?tid=48)

Strony: 1 2 3 4


To My. - Matpollo - 12-16-2012

Tak. To my - Ci wędrujący, Ci leżący pod kurhanem, Ci którzy unoszą się wśród gwiazd. Tak. To my. Ci, którzy zdobywali góry, przemierzali łąki, połoniny, puszcze, śnieżne krainy. Ci, którzy pragnęli to robić. Tak, to my. Ci, którzy poświęcili życie dla przyjaciela, Ci, którzy stracili przyjaciela. Ci, który ciągle są z nami, i Ci, którzy ciągle podróżują, odkrywają świat.
Tak, to my.

Mężczyzna ubrany w ciemnozielony płaszcz pogładził lekko konia i odetchnął. Deszcz uderzał w tkaninę, a z kaptura ściekała woda. Na plecach miał kołczan i zakryty sajdak, skrywający pewnie łuk, dosyć długi. Spiął konia i uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał stukot kopyt o wybrukowany trakt, i skierował w stronę karczmy. A tam - tam czekała na niego przyjaciółka, stara znajoma.


RE: To my. - Cerxina - 12-16-2012

Odgarnęła włosy z oczu i westchnęła cicho. Wiatr wiał niemiłosiernie targając połami jej płaszcza, wplątując zabłąkane liście we włosy, przeszywając ją na wskroś swymi zimnymi niczym lód mackami.
Szła szybko trzymając skostniałe ręce w kieszeniach. U jej boku miecz postukiwał w nogę przy każdym nerwowym kroku. Już niedaleko pocieszyła się w myślach. Ścieżka skręcała i już po chwili dziewczyna dostrzegła pierwsze zabudowania sporej wioski. Wydawała się znacznie dalej niż była w rzeczywistości, bo deszcz tak mocno zasiekał, że nawet ktoś o dobrym wzroku nie był wstanie zobaczyć dalej, niż na paręnaście metrów. Podróżniczka przyspieszyła i już niedługo znalazła się w obrębie pierwszych gospodarstw. Zdana bardziej na intuicję niż na wzrok odszukała główną ulicę, po której wartkim strumieniem płynęła woda deszczowa mocząc zabieganym przechodniom buty. Dziewczyna stanęła przemoczona przed karczmą - sporym, nieco podniszczonym, drewnianym budynkiem z zamazanym szyldem.
Chwyciła klamkę i przekroczyła próg, by już więcej nie marznąć. W środku było ciepło, w miarę przytulnie i tylko jeden stolik w rogu z dala od pozostałych wciąż był pusty. Dziewczyna skierowała się do niego z dziwnym przeczuciem, że to miejsce na nią czekało. Może nawet tak było?
Usiadła i zdjęła przemoczony płaszcz wieszając go na oparciu. Teraz ona będzie czekać tyle, na ile zajdzie potrzeba.


RE: To my. - Matpollo - 12-22-2012

Wkroczył do zadymionego, dusznego pomieszczenia i rozejrzał się, odrzucając kaptur. Sala była oświetlona świecznikami zwisającymi z belek podtrzymujących słomianą strzechę. Zaczerpnął powietrza, przesyconego zapachem fajkowego ziela, grzańca z przyprawami korzennymi i mięsiwa. Pośrodku izby widniał filar, na którym przybitych było kilka kartek - zlecenia dla najemników czy ogłoszenia herolda; pod słupem siedział mężczyzna szarpiący struny jakiegoś instrumentu - dźwięki rozchodziły się by zaraz utonąć w odgłosach kufli i rozmów.
Karczmy z reguły budziły w nim sentyment - wszak tyle jego przygód się przy fajce, grzańcu zaczęło, lub bitce, jak to niefortunnie było w innej historii. To już jednak przeszłość.
Tym razem jego oczy skierowały się do kąta karczmy - tak to już bowiem było, że w kącie siadał zwykle. Uśmiechnął się widząc ją, ale ruszył w stronę lady; prędko zamówił grzańca z przyprawami korzennymi, a gdy go odebrał udał się w stronę stolika. Odłożył kufel na stół, obok jej kufla i usiadł naprzeciw, ciągle uśmiechając się. Odgarnął włosy z twarzy na bok i powiedział:
- Kopę lat, prawda?


RE: To my. - Cerxina - 12-23-2012

- Eeee tam. Tylko kilka - uśmiechnęła się szeroko i machnęła ręką. - Witaj znów. Gdzie się podziewałeś?
- To tu, to tam - wzruszył ramionami. - Co, nie spodziewałaś się mnie?
- Spojdziewałam. Miałam przeczucie - zaśmiała się i upiła spory łyk z kufla.
Płaszcz suszył się na oparciu, a rozochoceni trunkami wieśniacy i kupcy zaczęli śpiewać i prekrzykiwać się w sporach o kozy, barany i pieniądze. Dziewczyna rozejrzała się wokoło krzywiąć lekko. Zaczynała już ją boleć od tego wszystkiego głowa.
- A ty gdzie podróżowałaś? Byłaś gdzieś, czy siedzisz tu od naszego ostatniego spotkania?
Fuknęła głośno kręcąc głową:
- To tu, to tam, towarzszu. Tochę się zwiedziło i nauczyło. Teraz to nie masz ze mną szans w walce. Łuczniku - uśmiechnęła się nieco złośliwie.


RE: To my. - Matpollo - 12-23-2012

- Widzisz, myślę że Naczelnik nie będzie chciał żebyśmy walczyli. W zasadzie to przydałaby mi się pomoc, a ja z reguły nie strzelam do pomocników, czarodziejko.
- Ja z reguły - przyjaciółka zwiadowcy podkreśliła to słowo - też nie piekę żywcem sojuszników.
- Cóż, wydaje mi się że nie chcę być od niej wyjątkiem - Zaśmiał się Mat, a kobieta pokiwała głową uśmiechając się szeroko.
- Niech będzie. Naczelnik znowu Cię wykorzystuje, co? Dobrze płaci, czy może działasz dla dobra państwa? - Uśmiechnęła się kwaśno rozmówczyni łucznika.
- Widzisz, znudziło mi się pilnowanie ciągle tego samego lenna. Wieśniacy chyba zapomnieli że jestem zwiadowcą, członkiem Korpusu; przychodzili w dosyć błahych sprawach.
- Ganiałeś po lasach za ich kozami?
- Mniej więcej - uśmiechnął się łucznik. - Cóż, w szczegóły nie mogę wprowadzić Cię tak o, przy wszystkich. - Wstał, zasunął krzesło i razem z kuflem poszedł w stronę lady. Po chwili wrócił trzymając w ręce klucz najpewniej od części mieszkalnej. Gdy jego towarzyszka wstała, zasunął za nią krzesło i wskazał ręką drzwi z boku karczmy, kłaniając się lekko, jakby komicznie. Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się i ruszyła w ich stronę.

Pokój był przyjemnie ciepły; Mat widział w tym raczej dzieło magicznych umiejętności towarzyszki, niż dbałość karczmarza. Na stole stała parująca wieczerza, dwa kieliszki i butelka wina. Łucznik odłożył swoją broń i strzały w kąt, a płaszcz powiesił na oparciu krzesła; teraz stał w szarej koszuli i skórzanej kurtce, pełniącej pewnie rolę jako takiej ochrony.
- Widzisz, moja droga - na zachodzie sprawy nie mają się zbyt dobrze.
- Cóż, jeszcze nigdy nie wysyłali Cię na stepy.
- Otóż to - w dodatku dziwię się, że nie posłali tam kogoś z któregoś lenna na zachodzie. Cóż, nie to jednak jest teraz ważne. Znikają ludzie - głównie wojskowi, żołnierze.
- Tak o, bezpowrotnie znikają całe oddziały? - Czarodziejka bawiła się swoimi włosami, patrząc jednak uważnie na Mata.
- Raczej mniejsze patrole - wracały tylko konie. A teraz po patrolach nie ma już nawet koni. Nic więcej nie wiem - po to zmierzam na zachód, żeby się dowiedzieć. Rusz ze mną, jak za dawnych lat. - Uśmiechnął się mężczyzna.


RE: To my. - Cerxina - 12-23-2012

- Ruszyć z tobą. Ciekawa propozycja - zamyśliła się na chwilę. - Dobra, idę. I tak nie mam nic ciekawszego do roboty. Kiedy ruszamy?
Mat uśmiechnął się szeroko napełniejąc kieliszki winem.
- Pojutrze. Musimy zgromadzić wszystko, co może się przydać i wypocząć. Nie wiem, jak ty, ale jestem jednak trochę zmęczony.
Dziewczyna pokiwała głową. Bolały ją troche nogi, ale dzięki magii ból mijał tak szybko, jak szybko się pojawiał. Całkiem przydatna sztuka, nie ma co. Sięgnęła po kieliszek z trunkiem i zaczęła się nim bawić.
- Jak ja lubię wino - powiedziała z namysłem.
- Jeszcze z dawnych czasów, co?
- Ha, żebyś wiedział! - zaśmiała się głośno przechylając głowę do tyłu. Brązowe włosy swobodnie opadły na oparcie krzesła. - Raz jak się upiłam jeszcze na zamku to tydzień miałam kaca. Ojciec nie pozwolił sprowadzić maga, bo stwierdził, że muszę mieć nauczkę - parsknęła, na co Mat uśmiechnął się.
- Tydzień? Aż? Myślałem, że masz mocniejszą głowę - zażartował z niej.
- Bo mam. To był pierwszy raz. - Spojrzała na niego z uśmiechem. - Wznieśmy toast! - Wstała i podniosła wysoko kieliszek. - Za Mata, wyśmienitego łucznika i dawnego towarzysza broni! I teraźniejszego sojusznika oczywiście!


RE: To my. - Matpollo - 12-23-2012

- Za Cerxinę, wspaniałą magiczkę i brązowowłosą piękność - piękną tak samo kiedyś, jak i teraz. - Mat uśmiechnął się i wychylił kieliszek. - Sporo razem przeżyliśmy, Stokrotko.

***

- Tak, moja droga, pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był...
- W płatki kwiatów i motyle. - Uśmiechnęła się szeroko kobieta.
- Przecież mówię, no, racja, tego. Pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był kapitalny, moja droga.
- Mat, bo się zarumienię. - Cerxina zaśmiała się miłym, perlistym wręcz śmiechem.
- Mimo wszystko, ciągle czekam na zwrot mojej strzały.

***

- I wiesz, Naczelnik, hyyps, powiedział że jak był młody, to podchodził do wartownika, a jak odchodził to ten dopiero wtedy gdy zmarzł, orientował się że nie ma butów.
- Naczelnik czy wartownik? - Czarodziejka przypadkiem nogą trąciła jedną z butelek stojących pod stołem.
- Wartownik.
- Aha. I co? - Spojrzała na Mata nierozumiejącym wzrokiem.
- No, tego, jak wychodziłem z jego namiotu, to miałem w ręku jego skarpetki. - Wyszczerzył się zwiadowca.
- Naczelnika czy wartownika?

***

- I widzisz, no, też kiedyś, zanim jeszcze poznałem Ciebie, jeździłem po kraju z pewnym, tego, no, hyyps, magiem. Aaaa... Się tego, no, też mieliśmy wieczorek z alkoholem...
- Pamiętasz coś z niego? - Zaśmiała się Cerxina, ściskając mocno kieliszek.
- Aaa, żebyś wiedziała, o dziwo. Tak tego, ale tylko końcówkę... Spojrzał na okno, i tego, no, takim wzrokiem błędnym, bezrozumnym, bo teeeego, rozumiesz, prawda to jest, że ludzie czasem patrzą, są obok, ale jakby ich nie było, no, hyyps... Prawda to jest, tego, no i tego, popatrzył w okno, o tak, nie uśmiechał się ani nic, i tylko tak tego, no... Patrz, pokażę ja Ci, hee... - Łucznik wychylił resztę kieliszka.
- No to pokazuj. - Cerxina zniecierpliwiona, ale i rozbawiona patrzyła z zainteresowaniem na zwiadowcę, widocznie już pijanego. Ale i ona nie była w lepszym stanie. Mat tymczasem spojrzał na okno tym swoim błędnym, bezrozumnym bo tego wzrokiem i powiedział ostatnie słowa tego wieczoru, po czym upadł twarzą na blat.
- Zaczęło się, Cerx. To początek. Pelikany nadlatują.


RE: To my. - Cerxina - 12-24-2012

- Moja głowaa... - jęknęła elfka otwierając oczy. - Co ty mi zrobiłeś? - zwróciła się do nieprzytomnego towarzysza.
Mat leżał na stoliku i spał lekko pochrapując. Jednak dla czułych uszu dziewczyny i stanu zwanego kacem to chrapał jak świnia. W dodatku moczył włosy w resztkach wina w kieliszku.
- Mat wstawaj, mamy robotę.
Cerxina wstała chwiejnie, otrzepała swoje ubranie i wyciągnęła ręce przed siebie zamykając oczy. Jednak nie potrafiła skupić myśli, w głowie miała tylko szum. A to bardzo nie dobrze. Gdyby w takim stanie magia wymknęła jej się spod kontroli mogłaby rozwalić całą karczmę i nie wiadomo co jeszcze.
- A co mnie to obchodzi - fuknęła rozzłoszczona uświadamiając sobie, że będzie musiała jeszcze z pół dnia cierpieć. - Niech się wali, co chce.
Wyciszyła się i po udanym zaklęciu poczuła przypływ nowej energii i ustąpienie bólu. Była jak nowo narodzona.
- Cerx pelikany... - mruknął Mat, gdy nim potrząsnęła.
- Że co?
- Co?
- Jakie pelikany? - patrzyła na niego ze zdziwieniem marszcząc brwi, podczas gdy on prawie spadł z krzesła.
- Nadlatują Cerx.
Złapała go w ostatniej chwili, ale był na tyle pijany, że nie mogła nic z nim zrobić. Jedynym wyjściem było założyć płaszcz i ruszyć do wsi po mapę i jakieś jedzenie. Może będą mieć jeszcze coś przydatnego. I oczywiście coś na kaca.
Dziewczyna założyła odzienie i po obrzuceniu Mata ostatnim spojrzeniem westchnęła, po czym opuściła pomieszczenie.



RE: To my. - Matpollo - 12-24-2012

Gdy Cerxina weszła do karczmy, odruchowo skierowała wzrokiem w kąt - nie było tam nikogo, co wielce ją zdziwiło. Myślałam że sam da radę się pozbierać. Jeszcze bardziej zdziwiła się kiedy zauważyła go obok siebie, siedzącego na krześle i opierającego się o stół. Usiadła naprzeciw niego i pokręciła głową, po czym zapytała:
- Czemu tutaj, a nie jak zwykle, w kącie?
- Jest... - Mat mówił cicho i powoli - jest bliżej drzwi...
- To jakiś argument. - Westchnęła jego towarzyszka i sięgnęła ręką do torby którą miała na ramieniu - wyjęła z niej jakąś fiolkę wypełnioną przezroczystym płynem którą podała łucznikowi. Ten przyjął naczynie i przypatrzył się nieufnie zawartości; zapytał słabym głosem:
- Co mam z tym zrobić?
- Wypij. - Uśmiechnęła się czarodziejka; iście przekonująco do wypicia - czarująco wręcz. Więc łucznik odkorkował butelkę i drżącymi dłońmi przytknął ją do ust - przełknął płyn powoli, odłożył fiolkę na stół i spojrzał na Cerxinę, po czym powiedział:
- Smakuje jak woda. Skąd to wzięłaś?
- Od miejscowej znachorki. - Dziewczyna przyglądała się towarzyszowi uważnie.
- No co? - Powiedział po chwili milczenia słabym głosem, próbując uczynić go wzburzonym - i od razu tego pożałował. Cóż, lekarstwo widocznie zaczęło działać.
- No nic - stwierdziła Cerxina, gdy łucznik wybiegał z karczmy trzymając się za brzuch.

Po chwili nieobecności wrócił - oparł się o futrynę nasz łucznik - widać było, że stoi pewniej; zaplótł ręce na piersi po czym zmierzył czarodziejkę wzrokiem.
- Pomogło - powiedział z wyrzutem w głosie i ruszył w stronę stołka.
- Widzę. - Uśmiechnęła się dziewczyna niewzruszona.
- Ja też widzę - wtrącił karczmarz stojący przy ladzie - coś jakby mniej zielony po twarzy jest.
- Panie bracie szynkarzu - i Ty przeciwko mnie? Oszczędź mi i przynieś kubek wody, jeno zimnej. A Ty moja droga, co wykombinowałaś z tą mapą? To jeszcze pamiętam.


RE: To my. - Cerxina - 12-25-2012

Podeszła do stolika zajętego przez towarzysza i rozsiadła się wygodnie, z uśmiechem.
- Mam mapę, ale na niewiele się przyda, szczególnie w późniejszej podróży - wzruszyła ramionami wyciągając z kieszeni płaszcza pogniecioną mapę. - Przynajmniej tania była.
Mat rozłożył obiekt na stole i zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- E tam, nie jest najgorsza. Co prawda szczegółowe nazwy miejscowości zawiera w obrębie handlowym tutejszych mieszkańców, ale gdy ta mapa przestanie być użyteczna kupimy inną. - Spojrzał na Cerxinę, która namiętnie piłowała swe paznokcie. - Czarodziejko droga, słuchasz mnie w ogóle?
- Oczywiście - oburzyła się zerkając na niego. - Ale nie powiedziałeś mi nic, czego bym już nie wiedziała. - Schowała pilniczek i poprawiła włosy.
- Czemu nie uleczyłaś mnie magią, tak jak siebie? - zapytał mężczyzna nachylając się do niej.
- Bo mogłabym ci tym zrobić krzywdę. Naturalne metody jednak są lepsze. - Uśmiechnęła się szeroko. - Nie sądzisz?