Aleatha
To My. - Wersja do druku

+- Aleatha (http://aleatha.tysian.pl)
+-- Dział:
Sesje RPG
(http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=1)
+--- Dział: To My (http://aleatha.tysian.pl/forumdisplay.php?fid=30)
+--- Wątek: To My. (/showthread.php?tid=48)

Strony: 1 2 3 4


RE: To my. - Matpollo - 12-25-2012

- Tak, pewnie podziałało. Przecież podobno jestem mniej zielony. - Mat spojrzał na karczmarza uśmiechając się lekko, po czym nachylił się nad papierami na stole.
- I co tam wypatrzyłeś? - Zapytała czarodziejka po paru minut, w których zwiadowca patrzył na mapę bezrozumnym wzrokiem.
- Sądzę że to nie na moją głowę. Szczególnie teraz. W ogóle, kto wymyślił te dziwne literki i cyferki. - Łucznik pokręcił głową i uśmiechnął się blado. - Nie masz konia, prawda, Cerxino?
- Nie, chyba że o czymś nie wiem.
- Czyli nie masz, dobrze. Cóż, Naczelnik - Mat ściszył głos mówiąc o nim - o to zadbał. Mam pewne uprawnienia, czy to w miastach, czy to w gildiach kupieckich. I zabezpieczenie finansowe. Póki co wypożyczymy konia dla Ciebie od karczmarza, a później gdy przyjedziesz na swoim, zwrócisz go. Może być?


RE: To my. - Cerxina - 12-27-2012

- Może być, ale czy nie lepiej go kupić? Nie wiadomo, czy tu wrócę, a druga sprawa to to, że jak już będę miała konia, to przecież nie będziemy go ciągać za sobą, nie sądzisz? - Uniosła wysoko brwi.
- Jeżeli uda nam się go kupić, w co powątpiewam - wzruszył ramionami.
- Już moja w tym głowa - uśmiechnęła się chytrze i wstała poprawiając włosy. Kierowała się do lady, pewna siebie, z wysoko uniesioną głową sprawiała niesamowite wrażenie. Mat szedł zaś za nią przyglądając się jej w zadumie. Iście Stokrotka była z niej. Choć teraz wyglądała raczej jak róża - piękna, lecz niebezpieczna.
- Drogi nasz panie gospodarzu, czy mogę o coś poprosić? - zagadnęła zapracowanego szynkarza unosząx w górę kąciki ust.
Mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się życzliwie.
- Oczywiście droga pani.
- Słyszałam, że mości pan ma konia. Czy jest możliwość go odkupić?
- Hmmm... - karczmarz zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka. - Teoretycznie jest...
- Ile pan by za niego chciał? Jest mi pilnie potrzebny, do gór daleka droga, jednak nie chciałabym pozbawiać pana brata źródła dochodów... - spojrzała na niego przymilnie z zatroskanym wyrazem twarzy.
- A tam - machnął lekceważąco ręką. - Karczma jest ważniejsza.
- Oczywiście! W tak zadbanej i dobrze utrzymanej od wieków nie byłam!
Karczmarz równy chłop, zarumienił się jednak i gładząc brodę w zamyśleniu dodał:
- To ile pani dasz za konia?

- Widzisz, Mat? Tak się robi interesy - szepnęła do niego siedząc ponownie przy stole.
Koń był ich, kupiony za przyzwoitą cenę, podobno świetnie się sprawował - tak przynajmniej zapewniał gospodarz.
- Widzę, widzę - mruknął.
- No daj spokój! Zazdrosny jesteś! - roześmiała się głośno, lecz dźwięcznie.


RE: To my. - Matpollo - 12-29-2012

- Nie jestem. I nie lubię kiedy ktoś mi wmawia że jestem zazdrosny.
- Oho, ktoś się obraził. - Cerxina zrobiła udawaną nadąsaną minę.
- Nie lubię jak mi się wmawia że...
- Tak, tak, wiem. - Kobieta wręcz tryskała humorem, w przeciwieństwie do Mata; teraz czarodziejka przyglądała się Łucznikowi uważnie.
- Co się tak patrzysz?
- Nie, nic. Po prostu nie jestem pewna czy to nie przypadkiem ten sam odcień co kolor Twojego płaszcza. - Uśmiechnęła się odsłaniając rząd białych zębów i zatrzepotała lekko rzęsami. Tego już Mat nie wytrzymał - na jego usta wkradł się uśmiech; pokręcił głową i spojrzał zrezygnowany (ale ciągle z uśmiechem) na Cerxinę.
- Wygrałaś.

Przed obiadem Mat postanowił udać się do kowala i zamówić dwa tuziny stalowych grotów - jeden wąskich bodkinów, drugi szerszych, na kształt liścia. Okazało się że rzemieślnik ma te pierwsze, toteż Mat kupił je od razu - po drugie miał zgłosić się rano następnego dnia. Wrócili na obiad - łucznik oczywiście nie jadł niczego ciężkostrawnego - ba - z wielkimi oporami zjadł tylko trochę chleba. Później jednak apetyt wrócił razem z lekko rumianym kolorem twarzy. Po obiedzie szybko się ściemniło, toteż zajął się pykaniem fajki i nakładaniem grotów na strzały, a Cerxina czytaniem jakiegoś starego tomiska. Zmęczeni wczorajszą przygodą z trunkiem szybko poszli spać.


RE: To my. - Cerxina - 12-31-2012

Ciepłe promienie słońca wpadały przez brudne okno do niewielkiego pokoju zajmowanego przez dwójkę przyjaciół. Dwa niewielkie łóżka, szafa, wytarty dywan i kolebiący się stolik z taboretami były jedynym wyposażeniem, jakie oferowała karczma swoim gościom. Jednak większość z nich nie narzekała.
Elfka wstała zaraz po przebudzeniu, gdy tylko słońce zaświeciło jej na twarz. Towarzysz wciąż spał, ale niestety ten stan nie potrwa długo, gdyż muszą wyruszać w drogę. Dziewczyna przeciągnęła się i podeszła do Mata szturchając go lekko.
- Wstawaj, Mat, koniec spania - powiedziała głośno, po czym ziewnęła przeciągle.
- Jeszcze pięć minut... - mruknął zaspany.
- Czekam na dole.
Cerxina z westchnieniem założyła płaszcz i pozbierała wszystkie swoje rzeczy, nawet opasłe tomisko leżące pod poduszką, przez które teraz bolała ją szyja. Zeszła do karczmy i zamówiła sobie śniadanie oraz jakiś trunek na pobudzenie. I czekała, aż jej towarzysz się zbudzi.


RE: To my. - Matpollo - 12-31-2012

Cóż, być może wyda wam się to dziwne, ale Mat nie kłamał mrucząc o pięciu minutach - po tym czasie (oczywiście nie dokładnie, ale któż by się tym przejmował) zjawił się w karczmie z sajdakiem, kołczanem i swoją torbą - przy okazji z kluczem. Przeciągnął się wchodząc do pomieszczenia i rozejrzał - teraz nie było tam nikogo, bo akurat nikt inny nie nocował w gospodzie. Łucznik ruszył w stronę lady i wysunął rękę z kluczem do karczmarza; ten uśmiechnął się gdy oprócz klucza na jego dłoń spadło parę monet.
- Dzięki za gościnę, Panie bracie. Dobre tu macie wino - gdy jeszcze kiedyś będę przejeżdżał, zapewne tu wstąpię.
- Jeszcze tu jesteśmy, Mat, toteż. Toteż oprócz śniadania zamówiłam coś więcej. - Zwiadowcę dobiegł zza pleców głos Cerxiny - uśmiechnął się i pokiwał głową; po chwili siedział już przy stoliku naprzeciw towarzyszki.
- W takim razie - po szklaneczce za gospodarza. - Mat uniósł w górę szklankę.
- I za waszą podróż, mili goście. - Dodał karczmarz. Czarodziejka zaś pokręciła tylko głową i zaśmiała się, mówiąc:
- To i za waszego, teraz mojego konia, gospodarzu.
- Widzicie, moi goście, wino jest iście wspaniałe. Jeno jeden problem jest. - Szynkarz pokręcił głową ze smutną miną.
- Jakiż to problem? - zapytał Mat.
- Widzicie, Panie bracie, niektórzy...
- Po nim zielenieją? - przerwała mu Cerxina.
- Otóż to. - Karczmarz pokiwał głową i zaśmiał się. A Mat jęknął i pokręcił głową, mówiąc coś o tym, za co ktoś pokarał go taką towarzyszką.

Pół godziny później ruszyli traktem na zachód.


RE: To my. - Cerxina - 12-31-2012

Jechali dopiero piętnaście minut, ale elfce znudziły się milczenie i dumanie, bo przywodziły jej na myśl dawne czasy, więc postanowiła pomęczyć trochę towarzysza. Niech się przyzwyczaja, bo nie zapowiada się, żeby prędko mieli się rozstać.
- To jak go nazwiemy? - zapytała Cerxina zerkając ukradkiem na Mata.
- Kogo? Co? - zapytał wyrwany z zadumy mężczyzna.
- Och, no mojego wierzchowca! - przewróciła oczami.
- Cholera!
- Serio? No wiesz, to takie trochę... niegrzeczne - zaśmiała się.
- Co? Nie! Po prostu zapomniałaś zapytać, ja zresztą też, jak się nazywa.
- Rzeczywiście cholera - westchnęła. - To może... Ernesto - uśmiechnęła się szeroko. - Co ty na to?


RE: To my. - Matpollo - 01-12-2013

- To egzotyczne imię. Ale niech będzie, Stokrotko. - Mat uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Ach tak, jesteś przecież konserwatywny. - Zaśmiała się kobieta, łucznik wzruszył jednak tylko ramionami.
- Ano tak. Niech będzie więc Ernesto, ja zaś swoją klaczkę będę zwał Cholerą. Musi mi służyć wiernie, bo do stepów droga daleka.

To i jechali - mówiąc o dawnych dziejach, przygodach i o tym co działo się z nimi od ostatniego spotkania. Albo też milcząc - nie było to jednak milczenie spowodowane brakiem porozumienia. Chcieli raczej zatopić się na moment lub dwa w swoje wspomnienia - bo wspomnienia były dla nich bardzo ważne, jak dla każdego.
Mat pykając swoją fajkę puszczał kółka z dymu i odprowadzał je pod obłoki. W końcu wspomnienia pochłonęły go na tyle, że przyłapał się po długim czasie jazdy na tym że tytoń w fajce już dawno się skończył. Ot myślał nasz drogi łucznik o swoim domu i o pewnej dziewczynie tańczącej pośród traw i kwiatów. To jednak inna historia.
Czarodziejka zaś przysłuchiwała się wiatrowi - miała bowiem wspaniały dar, który pozwalał jej czasem rozumieć mowę żywiołu. Teraz słyszała jednak w wietrze echo przeszłości, która bywała jakże bolesna. Słyszała echo pieśni którą niegdyś niósł wiatr - być może tak brzmiała nienawiść.
To była jednak przeszłość - a jej nie da się odwrócić. Toteż nie traciła dobrego samopoczucia nasza brązowowłosa piękność. Postanowiła przerwać milczenie i uśmiechając się rzekła:
- I czegóż tak wypatrujesz? Pelikanów?
- Tak, zostawiły na mojej osobie trwały uraz. - Zaśmiał się, a po chwili wywiązała się kolejna rozmowa - ot zwykłe plotkowanie - a bo to ten kupiec miał ładnego konia, a tamten goniec jak szybko pędził. Prędko zapadł wieczór, a Mat zapytał nagle.
- Tak się zastanawiam czy nie dałoby się jakoś połączyć tej Twojej magii z tym moim łucznictwem. Na przykład podpaliłabyś moje strzały.
- Mat! Jesteś... Jesteś niewiarygodnie...
- Wyjątkowy, wiem, tak. - Mat uśmiechnął się i pokiwał głową nieskromnie.
- Właśnie, brakowało mi tego słowa. Ale raczej wyjątkowo... - Cerxina po raz kolejny szukała właściwego słowa. Mat patrzył na nią i uniósł brwi kiedy usłyszał - głupi.
- A to dlaczego?
- Drzewce prędzej spłoną w locie niźli dolecą do ofiary. Mogłabym zrobić coś innego...
- Oho, rzucaj pomysłami, byleś nie zamieniła strzały w motyle. To ładne, ale dość mało praktyczne.
Podczas rozmowy wybrali miejsce pod lasem na swoje obozowisko - tam też udali się, poluzowali popręgi i rozłożyli koce.


RE: To my. - Cerxina - 01-12-2013

- Mat nazbieraj chrustu na ognisko - zarządziła Cerxina odruchowo przejmując dowodzenie w ich "obozie".
Mężczyzna tylko kiwnął głową i ruszył w stronę lasu.
- A ty co będziesz robić? - odwrócił się w pewnym momencie spoglądając na towarzyszkę. - Bąki zbijać?
- Oczywiście, że nie. Chciałeś znaleźć zastosowanie mojej magii, więc popróbuję sama, a potem zobaczymy co razem nam z tego wyjdzie - uśmiechnęła się szeroko odsłaniając białe zęby. - Idź że wreszcie, bo głodna jestem.
Mat więcej nie protestował, tylko udał się w las, by nie słuchać narzekań towarzyszki na burczenie jej brzucha. Zazwyczaj była ona cicha i cierpliwa, lecz czasem potrafiła porządnie zaleźć za skórę, szczególnie, gdy nie dostawała tego, czego chciała. Prawdziwa stokrotka z kolcami.
Podczas, gdy Mat przemierzał las, a właściwie zagajnik, Cerxina eksperymentowała marszcząc intensywnie czoło. Próbowała wymyślić coś przydatnego, coś co może ułatwić przyjacielowi choćby polowania, ale nie potrafiła nic wymyślić, prócz pewnej sztuczki, której z pewnością nie omieszka mu przedstawić. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Nieco zmęczona i głodna, niczym wilk usiadła na swoim kocu i wyjęła z torby trochę suszonego mięsa. Nie był to posiłek godny osoby jej rangi, ale chwilowo nie miała nic innego pod ręką. Zawsze jednak mogła zacząć rzuć trawę, jak krowa. Albo jeść robaki.
- No wreszcie, gdzieś był! - zawołała widząc zbliżającego się Mata z rękami pełnymi chrustu.


RE: To my. - Matpollo - 01-13-2013

- Ciężko to wyjaśnić. Goniłem ślimaki. Diablo szybkie ślimaki - mokro było, a się kurzyło. - Mat zacytował stary krasnoludzki żart i uśmiechnął się szeroko.
- Chyba już to słyszałam. - Cerxina pokiwała głową. Ano słyszała - na początku ich znajomości.

Wkrótce siedzieli przy skleconym z kamieni palenisku. Ogień trzaskał miło i zachęcał do ogrzania się. Nagle Mat odezwał się:
- Pokaż mi, Stokrotko, cóżeś wymyśliła.


RE: To my. - Cerxina - 01-13-2013

Przewróciła oczami i wstała przeciągając się niczym stary kocur po zbyt długim bezruchu. Na dodatek ziewnęła szeroko i stanęła w rozkroku nieopodal ogniska.
- No więc...
- No co?
- Musisz strzelać, bo bez ciebie to to nie wypali. - Wzruszyła ramionami. - Więc rusz dupę i nie każ mi czekać - uśmiechnęła się do niego słodko.
Mat bez narzekań wstał i zabrał łuk. Zajmując pozycję obok czarodziejki z uśmiechem wyciągnął strzałę z kołczanu i założył na cięciwę tak, by lotka dotykała lekko jego policzka.
- Świetnie. Wypuść strzałę w tamto drzewo - nakazała elfka wskazując starego dęba.
Strzała pomknęła ku niemu z szybkością błyskawicy, nim jednak doleciała ona do drzewa, po prostu zniknęła. Mat otworzył szeroko oczy, gdyż najzupełniej w świecie wyparowała. Spojrzał na towarzyszkę, która uśmiechnięta od ucha do ucha podeszła do dębu i przyglądała mu się uważnie.
- Co tam widzisz? - zagadnął podchodząc do niej.
- Nic - zaśmiała się wodzą dłonią po korze. - Ale czuję. Dotknij tutaj - wskazała mu niewielkie wyżłobienie w pniu.
Mat położył rękę we wskazanym miejscu i aż wytrzeszczył oczy czując pod dłonią grot strzały. Lecz nie tylko grot tam się znajdował. W drzewo została wbita cała strzała, jednak była niewidzialna dla oka.
- Ładnie, czarodziejko. Ale teraz chciałbym odzyskać strzałę. - Rzekł po chwili.
- To sobie ją wyciągnij - z uśmiechem ruszyła do ogniska.
- Taa... wyciągnij.
Mat szarpnął za strzałę, prawie raniąc sobie przy tym ręce, lecz gry tylko opuściła ona drzewo znów była zwykłą strzałą. Widzialną w dodatku.
- Aha - mruknął. - Co jeszcze umiesz?
- Sporo. Zależy, co byś chciał - uśmiechnęła się odkrzykując.