Tęskno Ci, Łuczniku?
(Noc okrywa trakt swoim całunem,
słońce już śle za horyzont łunę;
Łucznik fajkę powoli swą pyka,
słyszy jeszcze spóźnionego słowika)
Psia krew, życie samotne to życie puste,
Psia krew, dzisiaj już chyba wcale nie usnę!
Noc zimna nadchodzi?, ognisko ogrzeje;
(ręce ku ogniu Łucznik wysuwa,
lecz tęsknota mu umysł zatruwa)
Cóż to za pociecha? Wszak serce kostnieje...
(Łucznik wzdycha, z żalem sięga w przeszłość
by spojrzeć raz jeszcze – na to, co odeszło)
Com utracił? Czy majątek?, całe złoto?
Nie; tęskno mi ku rannym w domu świergotom,
tęsknię ku złotym bochnom rano pieczonym,
tęsknię ku czasom - dla mnie dawno minionym...
Tęsknię za tym naszym pełnym zboża łanem,
i za kosą; niegdyś na nią narzekałem;
dziś wiele bym dał, by choć jeden zebrać pokos,
choć raz wziąć zamach i ciąć go - szeroko...
I za Tobą mi tęskno, lipo zielona,
co kiedyś tak byłaś pięknie ukwiecona;
cień nam strudzonym pracą zawsze dawałaś,
może choć Ty od pożogi się uchowałaś?
(Łucznik spogląda w gwiazdy na niebie;
widzi dziewczyno najdroższa – Ciebie)
Nie zostawiłaś dla mnie włosów kosmyka,
nie mam po Tobie żadnego naszyjnika;
nie ma nawet blizny – choćby na mym sercu,
a me serce? Słyszę jak woła – straceńcu!
I tęskno mi za pięknym perlistym śmiechem...
I tęskno mi za Twym tak ciepłym oddechem...
Za Tobą, ma miła, za warkoczem włosów...
Do Ciebie, ma miła, do wspólnych losów...
Zostały mi tylko me ciepłe wspomnienia,
we wspomnieniach, najdroższa, nic się nie zmienia;
w nich wciąż skaczesz z kamienia na kamień,
wciąż koisz mój smutek śpiewaniem...
(Noc okrywa trakt swoim całunem,
słońce już śle za horyzont łunę;
Łucznik fajkę powoli swą pyka,
słyszy jeszcze spóźnionego słowika)
Psia krew, życie samotne to życie puste,
Psia krew, dzisiaj już chyba wcale nie usnę!
Noc zimna nadchodzi?, ognisko ogrzeje;
(ręce ku ogniu Łucznik wysuwa,
lecz tęsknota mu umysł zatruwa)
Cóż to za pociecha? Wszak serce kostnieje...
(Łucznik wzdycha, z żalem sięga w przeszłość
by spojrzeć raz jeszcze – na to, co odeszło)
Com utracił? Czy majątek?, całe złoto?
Nie; tęskno mi ku rannym w domu świergotom,
tęsknię ku złotym bochnom rano pieczonym,
tęsknię ku czasom - dla mnie dawno minionym...
Tęsknię za tym naszym pełnym zboża łanem,
i za kosą; niegdyś na nią narzekałem;
dziś wiele bym dał, by choć jeden zebrać pokos,
choć raz wziąć zamach i ciąć go - szeroko...
I za Tobą mi tęskno, lipo zielona,
co kiedyś tak byłaś pięknie ukwiecona;
cień nam strudzonym pracą zawsze dawałaś,
może choć Ty od pożogi się uchowałaś?
(Łucznik spogląda w gwiazdy na niebie;
widzi dziewczyno najdroższa – Ciebie)
Nie zostawiłaś dla mnie włosów kosmyka,
nie mam po Tobie żadnego naszyjnika;
nie ma nawet blizny – choćby na mym sercu,
a me serce? Słyszę jak woła – straceńcu!
I tęskno mi za pięknym perlistym śmiechem...
I tęskno mi za Twym tak ciepłym oddechem...
Za Tobą, ma miła, za warkoczem włosów...
Do Ciebie, ma miła, do wspólnych losów...
Zostały mi tylko me ciepłe wspomnienia,
we wspomnieniach, najdroższa, nic się nie zmienia;
w nich wciąż skaczesz z kamienia na kamień,
wciąż koisz mój smutek śpiewaniem...