Tęsknię za depresją
Codziennie, na całym świecie, coraz więcej ludzi pada jej ofiarą. Ludzie, którzy nie słuchają, bo to co usłyszane jest przecież niczym, którzy nie patrzą, bo wszystko i tak zaraz się zmieni, którzy nie sprawdzają nawet godziny, bo i tak jest już za późno. Zbyt wielu czuje się bezradnymi i czuje, że są całkowicie bezwartościowi. Wybryki społeczne, nieakceptowalne abominacje nie potrafiące radzić sobie z najbardziej podstawowymi czynnościami.
Ludzie z depresją potrzebują pomocy, mimo że niektórzy z nich nie mogą nawet zostać rozpoznani, ponieważ wiedzą jak źle jest czuć się tak, jak oni, robią wszystko, żeby innym było dobrze. Nie chcą, żeby ktokolwiek tak się czuł. Bywają najweselsi, pozornie, więc ich nie zauważamy, bywają najsmutniejsi, a uważamy to za ich naturę i styl bycia, bywają zwyczajni, więc czego im brakuje? Każdy może paść ofiarą depresji i mimo że niektórzy muszą sami się z tym uporać i nie potrafią przyjąć czyjejś pomocy to od tego jesteśmy – musimy być bliscy każdemu, na kim nam zależy. Nie wiesz jak czuje się druga osoba i prawdopodobnie nigdy nie będziesz wiedzieć, nie pozwól, żeby poczuła się samotna.
Przez ostatnie kilkanaście miesięcy w moim życiu wydarzyło się więcej, niż przez poprzednie kilkanaście lat, załamanie, utrata sensu życia, spadek samooceny, nadzieja, która zniknęła i marzenia, które zamilkły pogrążone błogim snem. Budziłem się każdego ranka i czułem się jak zwłoki człowieka, jak ciało pozbawione duszy, jak puste płótno bez żadnego, nawet najprymitywniejszego, malunku. Mówi się często, że „świat stracił kolory”, nie uwierzyłbym, że można mieć takie wrażenie, ale wiem już, że ludzie z depresją nie widzą barw. To nie jest tak, że wszystko staje się czarno-białe, po prostu wszystko zlewa się ze sobą, a to, czy jest zielone, różowe czy czarne nie ma najmniejszego znaczenia, bo każdy i wszystko straciło sens. Coś co kiedyś sprawiało Ci radość? Uświadamiasz sobie, że to już nie wróci albo gorzej, że Ty już nigdy do tego nie wrócisz. To nie jest tak, że depresja pojawia się nagle i niezapowiedzianie, czasem siedzi w nas i czeka na odpowiedni moment lub sytuację, aby dać o sobie brutalnie znać, a czasem, jak było u mnie, narastała każdego dnia coraz bardziej aż wreszcie była na tyle samodzielna, że dała światu, a raczej mnie, o sobie znać.
Z każdym następnym dniem czułem, że staję się coraz bardziej obcy, nie tylko dla innych, ale głównie dla siebie. Zacząłem bać się każdego, a strach rodził nienawiść. Ból spowodowany świadomością, że w każdym momencie ktoś może mnie skrzywdzić stawał się na tyle donośny, że nie dało się go zagłuszyć, najlepszą obroną jest atak, nienawiść okazywała się być odpowiedzią. Widziałem mniej, a czułem więcej. Budziłem się, cierpiałem, szedłem spać – i tak bez przerwy. Nie wiem co było trudniejsze – zasypianie się i budzenie, czy przetrwanie dnia, żeby zmusić się do próby zaśnięcia…
Jedną z rzeczy, która do dzisiaj nie daje mi spokoju jest to, jak bardzo oddaliłem się od niektórych ludzi przez to tylko, że odwoływałem spotkania lub nie wywiązywałem się z obietnic porozmawiania czy wyjścia „na kawę”. Cierpiałem, bo nie miałem siły im powiedzieć dlaczego wolę siedzieć samemu w ciemnym pokoju z depresyjną muzyką włączoną 24h/7d. Nikt nie rozumie jak ciężko jest osobie z depresją czasem wyjść gdziekolwiek, gdzie tylko jest najmniejsze nawet prawdopodobieństwo spotkania jakiegokolwiek człowieka. Czujesz się jak przestrzelony na wylot milionem pocisków, jak człowiek o wyglądzie sera szwajcarskiego, którego rany wszyscy drążą doszukując się wyjaśnienia ich powstania.
Dla ludzi z depresją ten świat nie ma żadnych perspektyw ani żadnych pozytywnych obrazów, a wszystko co jest pozornie dobre jest chwilowe i prowadzi do smutku i cierpienia. Nie wiem jak ludzie zdrowi mogą mówić, że depresja to tylko użalanie się nad sobą, powodowane niezaradnością życiową. Taka stereotypizacja lub marginalizacja chorych jest nieakceptowalna i liczę, że kiedyś wszyscy zrozumieją jak ważna jest empatia.
Uważam się teraz znowu za człowieka, lepszego niż byłem, nie wróciłem do siebie w stu procentach i nigdy nie wrócę, ale dzięki temu, co się zaczęło dziać w moim życiu oraz dzięki kilku osobom, bez których nic nie miałoby dla mnie sensu, uważam że jest poprawa. Nie dałbym rady sobie sam, jestem przekonany. Smutno mi jest to mówić, ale zanim zaczęło się układać były osoby, które nie tyle chciały mi pomóc, co zmuszały mnie do tego, żebym był normalny pod wieloma różnymi groźbami, oni również uważali, że całą tę depresję sobie uroiłem…
Mam wrażenie, a wrażenie staje się tym, czego ludziom chorym brakuje, nadzieję, że będzie dobrze. Powoli wracają mi chęci, kreatywne siły oraz potrafię już doszukiwać się wokoło dobrego, nawet w ludziach. Doszedłem niedawno jednak do wniosku, że mimo iż jestem wdzięczny, że czasy marazmu i niechęci już są raczej za mną, to znacznie trudniej jest mieć nadzieję i chcieć dążyć do czegoś. I dziwnie to zabrzmi, ale…
tęsknię za depresją…
B Nalfein B.
Codziennie, na całym świecie, coraz więcej ludzi pada jej ofiarą. Ludzie, którzy nie słuchają, bo to co usłyszane jest przecież niczym, którzy nie patrzą, bo wszystko i tak zaraz się zmieni, którzy nie sprawdzają nawet godziny, bo i tak jest już za późno. Zbyt wielu czuje się bezradnymi i czuje, że są całkowicie bezwartościowi. Wybryki społeczne, nieakceptowalne abominacje nie potrafiące radzić sobie z najbardziej podstawowymi czynnościami.
Ludzie z depresją potrzebują pomocy, mimo że niektórzy z nich nie mogą nawet zostać rozpoznani, ponieważ wiedzą jak źle jest czuć się tak, jak oni, robią wszystko, żeby innym było dobrze. Nie chcą, żeby ktokolwiek tak się czuł. Bywają najweselsi, pozornie, więc ich nie zauważamy, bywają najsmutniejsi, a uważamy to za ich naturę i styl bycia, bywają zwyczajni, więc czego im brakuje? Każdy może paść ofiarą depresji i mimo że niektórzy muszą sami się z tym uporać i nie potrafią przyjąć czyjejś pomocy to od tego jesteśmy – musimy być bliscy każdemu, na kim nam zależy. Nie wiesz jak czuje się druga osoba i prawdopodobnie nigdy nie będziesz wiedzieć, nie pozwól, żeby poczuła się samotna.
Przez ostatnie kilkanaście miesięcy w moim życiu wydarzyło się więcej, niż przez poprzednie kilkanaście lat, załamanie, utrata sensu życia, spadek samooceny, nadzieja, która zniknęła i marzenia, które zamilkły pogrążone błogim snem. Budziłem się każdego ranka i czułem się jak zwłoki człowieka, jak ciało pozbawione duszy, jak puste płótno bez żadnego, nawet najprymitywniejszego, malunku. Mówi się często, że „świat stracił kolory”, nie uwierzyłbym, że można mieć takie wrażenie, ale wiem już, że ludzie z depresją nie widzą barw. To nie jest tak, że wszystko staje się czarno-białe, po prostu wszystko zlewa się ze sobą, a to, czy jest zielone, różowe czy czarne nie ma najmniejszego znaczenia, bo każdy i wszystko straciło sens. Coś co kiedyś sprawiało Ci radość? Uświadamiasz sobie, że to już nie wróci albo gorzej, że Ty już nigdy do tego nie wrócisz. To nie jest tak, że depresja pojawia się nagle i niezapowiedzianie, czasem siedzi w nas i czeka na odpowiedni moment lub sytuację, aby dać o sobie brutalnie znać, a czasem, jak było u mnie, narastała każdego dnia coraz bardziej aż wreszcie była na tyle samodzielna, że dała światu, a raczej mnie, o sobie znać.
Z każdym następnym dniem czułem, że staję się coraz bardziej obcy, nie tylko dla innych, ale głównie dla siebie. Zacząłem bać się każdego, a strach rodził nienawiść. Ból spowodowany świadomością, że w każdym momencie ktoś może mnie skrzywdzić stawał się na tyle donośny, że nie dało się go zagłuszyć, najlepszą obroną jest atak, nienawiść okazywała się być odpowiedzią. Widziałem mniej, a czułem więcej. Budziłem się, cierpiałem, szedłem spać – i tak bez przerwy. Nie wiem co było trudniejsze – zasypianie się i budzenie, czy przetrwanie dnia, żeby zmusić się do próby zaśnięcia…
Jedną z rzeczy, która do dzisiaj nie daje mi spokoju jest to, jak bardzo oddaliłem się od niektórych ludzi przez to tylko, że odwoływałem spotkania lub nie wywiązywałem się z obietnic porozmawiania czy wyjścia „na kawę”. Cierpiałem, bo nie miałem siły im powiedzieć dlaczego wolę siedzieć samemu w ciemnym pokoju z depresyjną muzyką włączoną 24h/7d. Nikt nie rozumie jak ciężko jest osobie z depresją czasem wyjść gdziekolwiek, gdzie tylko jest najmniejsze nawet prawdopodobieństwo spotkania jakiegokolwiek człowieka. Czujesz się jak przestrzelony na wylot milionem pocisków, jak człowiek o wyglądzie sera szwajcarskiego, którego rany wszyscy drążą doszukując się wyjaśnienia ich powstania.
Dla ludzi z depresją ten świat nie ma żadnych perspektyw ani żadnych pozytywnych obrazów, a wszystko co jest pozornie dobre jest chwilowe i prowadzi do smutku i cierpienia. Nie wiem jak ludzie zdrowi mogą mówić, że depresja to tylko użalanie się nad sobą, powodowane niezaradnością życiową. Taka stereotypizacja lub marginalizacja chorych jest nieakceptowalna i liczę, że kiedyś wszyscy zrozumieją jak ważna jest empatia.
Uważam się teraz znowu za człowieka, lepszego niż byłem, nie wróciłem do siebie w stu procentach i nigdy nie wrócę, ale dzięki temu, co się zaczęło dziać w moim życiu oraz dzięki kilku osobom, bez których nic nie miałoby dla mnie sensu, uważam że jest poprawa. Nie dałbym rady sobie sam, jestem przekonany. Smutno mi jest to mówić, ale zanim zaczęło się układać były osoby, które nie tyle chciały mi pomóc, co zmuszały mnie do tego, żebym był normalny pod wieloma różnymi groźbami, oni również uważali, że całą tę depresję sobie uroiłem…
Mam wrażenie, a wrażenie staje się tym, czego ludziom chorym brakuje, nadzieję, że będzie dobrze. Powoli wracają mi chęci, kreatywne siły oraz potrafię już doszukiwać się wokoło dobrego, nawet w ludziach. Doszedłem niedawno jednak do wniosku, że mimo iż jestem wdzięczny, że czasy marazmu i niechęci już są raczej za mną, to znacznie trudniej jest mieć nadzieję i chcieć dążyć do czegoś. I dziwnie to zabrzmi, ale…
tęsknię za depresją…
B Nalfein B.