Wpis pierwszy - Jasnowidzenie i zjawiska dziwne dla tego świata.
Najpierw parę słów wstępu, dziennik jak każdy inny, to co tutaj będę "szkryfał" to będą moje osobiste przemyślenia, odczucia, uczucia, a jak wiemy - każdy ma swoje zdanie i ma prawo z tym co tu jest napisane po prostu się nie zgodzić, dlatego będę się starał argumentować moje wypowiedzi w miarę prosty, jasny sposób.
Dzisiejszy temat, który będę drążył dotyczy jasnowidzenia. Najpierw wytłumaczę co to jest - chodzi tutaj o zdolność widzenia przyszłości, przeszłości lub teraźniejszości bez bezpośredniej interakcji i z tego co wiem to nie jest to zjawisko do końca wytłumaczalne przez naukę.
Zapytacie ktoś - dlaczego o tym mówię... Moim zdaniem istnieje coś takiego jak jasnowidztwo i wydaje mi się, że ja sam tego doświadczyłem (albo dojrzewam i po prostu mi sie wydaje), ale to co tutaj będę opowiadał nie dotyczy się mnie tylko są to moje ogólne przemyślenia w tym temacie.
Były w moim życiu takie momenty, gdzie po prostu - tak od niechcenia powiedziałem co się stanie, lecz nigdy nie mówiłem tego głośno, zwykle po prostu o tym myślałem, a parę chwil później tak się właśnie działo. Później zacząłem dzielić się moimi spostrzeżeniami i przeczuciami z moimi przyjaciółmi, znajomymi, lecz do dzisiaj rzadko kto mnie słucha. Takie zdarzenia mogą być albo przepowiedziane, lub też może to być czysty przypadek.
Może to nie jest jasnowidzenie, ale jakiś rodzaj wyczuwania energii. Kolejnym przykładem czegoś takiego jest zdolność odczucia tego, co czują inne osoby.
Tutaj przytoczę pewną historię. Rozmawiałem raz z moją koleżanką, jest to osoba, z którą można porozmawiać na każdy temat i ona mnie zrozumie. Czułem, że kryje ona w sercu coś o czym chciałaby porozmawiać, dlatego zapytałem o co chodzi. W odpowiedzi usłyszałem historię o jej życiu zanim ją poznałem. Po wysłuchaniu jej pojawiła się w moim sercu nienawiść, później w mojej głowie pojawił się obraz:
"wyobrażam ją sobie - taką samotną, bezbronną, marznącą na deszczu, smutną, płaczącą - a ja stoję obok i nic nie mogę zrobić- to boli...bardzo..."
Powiecie, że to jest współczucie, lecz ja się z takim stwierdzeniem nie zgodzę w stu procentach, gdyż jest to coś więcej niż tylko współczucie. Moim zdaniem jest to coś w rodzaju utożsamiania się z daną osobą, jednak musi to być osoba, którą się dobrze zna i której się ufa.
I ostatni temat już dzisiaj temat do omówienia - kontrolowanie ludzi, ich uczuć oraz przedmiotów. Tutaj się waham, lecz sądzę, że stuprocentowej kontroli (takie, że przykładowo pomyślę, żeby ktoś skoczył z okna i on to zrobi... To jest głupie akurat) nie ma, lecz na pewno jest coś takiego jak przepływ energii między ludźmi.
Kiedyś moją mamę bolał bark, nic nie pomagało, żadne tabletki, ćwiczenia - nic. Raz jeden, gdy siedziała i rozwiązywała krzyżówki, ja położyłem rękę na bolącym miejscu i trzymałem tak - z około piętnaście minut. Po odsunięciu ręki ona nie odczuła żadnej różnicy, ja natomiast miałem rękę ciepłą i czułem na niej mrowienie. Następnego dnia - moją matkę nic nie bolało, natomiast ja po przebudzeniu miałem bardzo nieprzyjemny ból ręki i taki stan utrzymywał się przez kolejne kilka dni.
Także tutaj kończę mój dzisiejszy wywód. Mam nadzieję, że pozwolił on Wam zrozumieć mnie w jakiś sposób. Może doszliście do wniosku, że na serio jestem dziwny? Zostawiam przemyślenia Wam!