Scenariusz "Szepty zmarłych"
Od wydarzenia, które odmieniło królestwo Pendragonów, minęło pięć miesięcy. W owym czasie szeregi sojuszników i wasali króla Artura topniały z dnia na dzień, nikt więc nie uznał tego za dziwne, że stosunki z Camelotem zerwała niewielka baronia na wschodniej granicy wpływów królestwa, rządzona przez Tiernana Demordraya. Uwagę jednak zwracały liczne zaginięcia wśród prostego ludu i snującej się po gościńcach, bezdomnej biedoty, dziwnym trafem swój początek mające w pierwszych dniach od decyzji barona. Z nadzieją rozwiązania tej zagadki, do miasteczka Withelm, będącego największym ludzkim osiedlem w baronii, przybył sir Albert z Camelotu, jeden z Rycerzy Okrągłego Stołu, specjalizujący się w dochodzeniach i rozwiązywaniu spraw mogących mieć nadprzyrodzone źródła. Tegoż samego dnia zupełnym przypadkiem do Withelm zawitał również Conbertius, dawny żołnierz Camelotu, który od czasu rozbicia przez Piktów na północy jego oddziału podróżuje w poszukiwaniu nowego dowódcy, bowiem służba była treścią jego życia.
Jeszcze tego samego wieczoru na skutek zbiegu okoliczności, Conbertius kierując się zwykłym odruchem uratował sir Alberta z zasadzki, jaką przyszykowało na niego dwóch najemnych zbirów. Jako, że jednego udało im się pojmać, sir Albert postanowił przesłuchać go w opuszczonej szopie na obrzeżach Withelm. Po uskutecznieniu środków perswazji bezpośredniej, zbir bez wahania wydał człowieka, który zapłacił mu za życie sir Alberta, a człowiekiem tym okazał się Bernard, rządca na służbie Demordraya. Dla Alberta było to wystarczającym powodem by przyjąć, że rozkaz wyszedł od samego barona i dowodzi jego zamieszania w zaginięcia jego własnych poddanych. Podczas nocy spędzonej w bezpiecznym miejscu sir Albert wyjawia Conbertiusowi powody swej obecności w Withelm i że podejrzewa barona o współpracowanie z Unseelie – złymi Fae, Conbertius zaś, wciąż czując się żołnierzem Camelotu, postanawia wesprzeć rycerza w jego sprawie. Następnego dnia Albert ma zamiar spotkać się z rządcą i wymusić na nim pożądane informacje o udziale Demordraya w całej sprawie, Conbertiusowi wyznaczając na ten czas inne zadanie – ma on udać się do pobliskiego klasztoru benedyktynów, którzy w przeszłości nie raz wspomagali sir Alberta w walce z siłami ciemności, by poprosić o środek odpowiedni do zwalczania złowrogich Fae. Po krótkiej podróży nie zakłócanej żadnymi przygodami, wojak dociera do klasztoru znajdując go w niepokojącym stanie – wita go otwarta furta i pusty dziedziniec noszący ślady niedawnego popłochu, po chwili zaś jego uszu dobiegają krzyki. W gotowości rusza ku głosom i odkrywa, że grupka mnichów stłoczona w kaplicy broni się desperacko przed wojownikiem fae zakutym w srebrną zbroję. Podczas trudnej walki, którą Conbertius przypłacił głęboką raną na nodze, udaje mu się pokonać intruza, okazuje się jednak, że jeden mnich zginął, a dwóch zniknęło bez śladu. Pozostali przy życiu braciszkowie pod przywództwem ojca Ryszarda opatrują rannego dobroczyńcę i bez wahania oddają mu zapas świętego oleju, by wspomógł bohaterów w walce z Fae. Conbertius rusza w drogę powrotną.
W Withelm Conbertius spotyka się z bardzo zadowolonym ze swych działań Albertem – nie tylko potwierdził on swoje przypuszczenia, ale i dowiedział się, że baron spotyka się z Fae w lochach pod strażnicą, i że do jednego z takich spotkań ma dojść owego wieczoru. Po ustaleniu planu, który ma pomóc im zakraść się na miejsce, Conbertius wywołuje pożar na obrzeżach miasteczka, co wywabia część żołdaków barona ze strażnicy. Bohaterom udaje się wślizgnąć do środka i odnaleźć wejście do podziemi. Stary tunel doprowadza ich do naturalnej jaskini, w której odnajdują portal używany przez Fae do przemieszczania się między światem śmiertelników a Faerie. Dowiadują się tym samym o losie zaginionych, bowiem do korzystania z takich portali kapłani Fae potrzebują ofiary z krwi. Albert i Conbertius ukrywają się w jaskini i czekają na rozwój wydarzeń. W końcu są świadkami spotkania pięciu wojowników fae pod przywództwem kapłana Kual-tela z Demordrayem i jego dwoma przybocznymi. Albert postanawia się ujawnić i przemówić baronowi do rozsądku. Podczas konfrontacji okazuje się, że małżonka barona od miesięcy cierpi na tajemniczą, poważną chorobę, dlatego ten, gdy inne sposoby zawiodły, zgodził się na układ z Kual-telem, pozwalając mu wybierać ofiary do rytuałów spośród swoich poddanych, w zamian kapłan Fae miał uleczyć jego żonę. W obliczu ujawnienia się Alberta, Kuael-tel zrywa umowę i wyznaje, że od początku jego celem było zajęcie baronii dla swoich braci, by uczynić z niej pierwszy przyczółek na drodze do podboju Camelotu. Po tych słowach Fae atakują bohaterów, oraz barona i jego ludzi. Po desperackiej walce jedyni na nogach wciąż stoją Conbertius i Demordray. Baron prosi umierającego od ran Alberta o wybaczenie za swoje czyny przeciwko Arturowi i swym własnym ludziom, zaś rycerz mu go udziela, po czym przekazuje Conbertiusowi swój zaklęty miecz. Po wszystkim Conbertius oferuje baronowi swoją służbę, na co on przystaje z miłym zaskoczeniem, ciesząc się, że będzie mieć u boku człowieka, który uratował mu życie. Na tym kończy się przygoda, lecz tuż za rogiem czekają następne.
Od wydarzenia, które odmieniło królestwo Pendragonów, minęło pięć miesięcy. W owym czasie szeregi sojuszników i wasali króla Artura topniały z dnia na dzień, nikt więc nie uznał tego za dziwne, że stosunki z Camelotem zerwała niewielka baronia na wschodniej granicy wpływów królestwa, rządzona przez Tiernana Demordraya. Uwagę jednak zwracały liczne zaginięcia wśród prostego ludu i snującej się po gościńcach, bezdomnej biedoty, dziwnym trafem swój początek mające w pierwszych dniach od decyzji barona. Z nadzieją rozwiązania tej zagadki, do miasteczka Withelm, będącego największym ludzkim osiedlem w baronii, przybył sir Albert z Camelotu, jeden z Rycerzy Okrągłego Stołu, specjalizujący się w dochodzeniach i rozwiązywaniu spraw mogących mieć nadprzyrodzone źródła. Tegoż samego dnia zupełnym przypadkiem do Withelm zawitał również Conbertius, dawny żołnierz Camelotu, który od czasu rozbicia przez Piktów na północy jego oddziału podróżuje w poszukiwaniu nowego dowódcy, bowiem służba była treścią jego życia.
Jeszcze tego samego wieczoru na skutek zbiegu okoliczności, Conbertius kierując się zwykłym odruchem uratował sir Alberta z zasadzki, jaką przyszykowało na niego dwóch najemnych zbirów. Jako, że jednego udało im się pojmać, sir Albert postanowił przesłuchać go w opuszczonej szopie na obrzeżach Withelm. Po uskutecznieniu środków perswazji bezpośredniej, zbir bez wahania wydał człowieka, który zapłacił mu za życie sir Alberta, a człowiekiem tym okazał się Bernard, rządca na służbie Demordraya. Dla Alberta było to wystarczającym powodem by przyjąć, że rozkaz wyszedł od samego barona i dowodzi jego zamieszania w zaginięcia jego własnych poddanych. Podczas nocy spędzonej w bezpiecznym miejscu sir Albert wyjawia Conbertiusowi powody swej obecności w Withelm i że podejrzewa barona o współpracowanie z Unseelie – złymi Fae, Conbertius zaś, wciąż czując się żołnierzem Camelotu, postanawia wesprzeć rycerza w jego sprawie. Następnego dnia Albert ma zamiar spotkać się z rządcą i wymusić na nim pożądane informacje o udziale Demordraya w całej sprawie, Conbertiusowi wyznaczając na ten czas inne zadanie – ma on udać się do pobliskiego klasztoru benedyktynów, którzy w przeszłości nie raz wspomagali sir Alberta w walce z siłami ciemności, by poprosić o środek odpowiedni do zwalczania złowrogich Fae. Po krótkiej podróży nie zakłócanej żadnymi przygodami, wojak dociera do klasztoru znajdując go w niepokojącym stanie – wita go otwarta furta i pusty dziedziniec noszący ślady niedawnego popłochu, po chwili zaś jego uszu dobiegają krzyki. W gotowości rusza ku głosom i odkrywa, że grupka mnichów stłoczona w kaplicy broni się desperacko przed wojownikiem fae zakutym w srebrną zbroję. Podczas trudnej walki, którą Conbertius przypłacił głęboką raną na nodze, udaje mu się pokonać intruza, okazuje się jednak, że jeden mnich zginął, a dwóch zniknęło bez śladu. Pozostali przy życiu braciszkowie pod przywództwem ojca Ryszarda opatrują rannego dobroczyńcę i bez wahania oddają mu zapas świętego oleju, by wspomógł bohaterów w walce z Fae. Conbertius rusza w drogę powrotną.
W Withelm Conbertius spotyka się z bardzo zadowolonym ze swych działań Albertem – nie tylko potwierdził on swoje przypuszczenia, ale i dowiedział się, że baron spotyka się z Fae w lochach pod strażnicą, i że do jednego z takich spotkań ma dojść owego wieczoru. Po ustaleniu planu, który ma pomóc im zakraść się na miejsce, Conbertius wywołuje pożar na obrzeżach miasteczka, co wywabia część żołdaków barona ze strażnicy. Bohaterom udaje się wślizgnąć do środka i odnaleźć wejście do podziemi. Stary tunel doprowadza ich do naturalnej jaskini, w której odnajdują portal używany przez Fae do przemieszczania się między światem śmiertelników a Faerie. Dowiadują się tym samym o losie zaginionych, bowiem do korzystania z takich portali kapłani Fae potrzebują ofiary z krwi. Albert i Conbertius ukrywają się w jaskini i czekają na rozwój wydarzeń. W końcu są świadkami spotkania pięciu wojowników fae pod przywództwem kapłana Kual-tela z Demordrayem i jego dwoma przybocznymi. Albert postanawia się ujawnić i przemówić baronowi do rozsądku. Podczas konfrontacji okazuje się, że małżonka barona od miesięcy cierpi na tajemniczą, poważną chorobę, dlatego ten, gdy inne sposoby zawiodły, zgodził się na układ z Kual-telem, pozwalając mu wybierać ofiary do rytuałów spośród swoich poddanych, w zamian kapłan Fae miał uleczyć jego żonę. W obliczu ujawnienia się Alberta, Kuael-tel zrywa umowę i wyznaje, że od początku jego celem było zajęcie baronii dla swoich braci, by uczynić z niej pierwszy przyczółek na drodze do podboju Camelotu. Po tych słowach Fae atakują bohaterów, oraz barona i jego ludzi. Po desperackiej walce jedyni na nogach wciąż stoją Conbertius i Demordray. Baron prosi umierającego od ran Alberta o wybaczenie za swoje czyny przeciwko Arturowi i swym własnym ludziom, zaś rycerz mu go udziela, po czym przekazuje Conbertiusowi swój zaklęty miecz. Po wszystkim Conbertius oferuje baronowi swoją służbę, na co on przystaje z miłym zaskoczeniem, ciesząc się, że będzie mieć u boku człowieka, który uratował mu życie. Na tym kończy się przygoda, lecz tuż za rogiem czekają następne.