Aleatha

Pełna wersja: Dziennik Hobbita - część druga
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Cześć. Tak... Powienienem się jakoś przywitać, a skoro mam to już za sobą do przejdę do sedna.
Otóż bardzo kontrowersyjne dla niektórych jest rozmawianie w dzisiejszych czasach o Bogu. O nim, o różnych cudach, wydarzeniach, zjawiskach. Są osoby, którze potrafią wszystko wytłumaczyć sposobem "naukowym".
Znam parę osób, które twierdzą, że są ateistami. Jeden z moich kolegów uważa się za agnostyka uzasadniając swoje poglądy definicją, że ateiści nigdy nie mieli styczności z Bogiem, natomiast agnostycy mieli (poprzez chrzest, przykładowo), że byli nauczani religii, np. chrześcijańskiej, lecz nie wierzą w to (na zasadzie: "Pff, kto dzisiaj wierzy w te bajki").

Ja osobiście, zważając na rodzinę, jestem poniekąd zmuszany, by uczęszczać do kościoła oraz na lekcję religii. Najpierw szkoła - oczami dziecka w podstawówce, jak uczyła nas siostra, było mi to obojętne. W okresie gimnazjalnym lekcje były prowadzone... No nie były, dużo by gadać... Przynajmniej w pierwszych dwóch latach. Przygotowanie do bierzmowanie, rok trzeci, to była katorga. Zmuszanie mnie (raczej nas) do chodzenia na wszystkie różańce, nie różańce. To spowodowało, że "a)" zacząłem coraz bardziej rozmyślać w samotności (...) na te tematy oraz, że "b)" zniechęciło mnie to do chodzenia do kościoła, brania udziało w tym całym ekhem...
Kult kościoła... To po kolei. Przychodząc na mszę czuję się nieswojo. Gdy ludzie, gdy jest taka cisza, chórem odmawiają modlitwę - przeraża mnie to, czuję się, że nie jestem sobą i po prostu boję się. Sakramenty są dla mnie czymś naturalnym, takim jak chrzest, eucharystia, czy pokuta, choć na temat bierzmowania się nie wypowiem, gdyż moim skromnym zdaniem powinno być ono połączone z chrztem, a tylko w dorosłym życiu odnowienie tego sakramentu poprzez obranie patrona, który będzie mną kierował.
Nie uznaję kultu kościoła, według mnie chodzenie na msze, wszystkie te nabożeństwa, adwenty, nie adwenty (tak, nie znam się!) to bezsens. Nie rozumiem tego i gdybym miał taką możliwość... Nie chodził bym do kościoła. Jest dla mnie coś takiego jak Boże Narodzenie (żebym czegoś nie pominął ;__;) czy Wielkanoc, powodów nie mam dlaczego, tak jakoś.

Dla mnie nie istnieje Bóg w którego wierzą wszyscy, ten dla którego liczą się tylko Ci, którzy się nawrócą.
Ci apostołowie, oni istnieli, nie wiem czy byli pod wpływem używek, czy natchnienia. Oni mieli rację, lecz nie zawsze. To co jest zawarte w Piśmie Świętym jest mądre i nie uważam to za jakiś wybryk czy coś, nic z tych rzeczy,
nauki Chrystusa były i są bardzo ważne i trzeba je akceptować.Jednakże wracam do czasów TERAŹNIEJSZYCH. W moim mniemaniu Bóg nie jest Bogiem, nie jest tym starszym dziadkiem, który z dobrocią patrzy się na nas.
On natomiast jest przyjacielem, osobą, której nie muszę się spowiadać - gdyż ona mnie obserwuje, wie czego mi brakuje i co czuję. Nie przytuli mnie (...), gdyż nie ma ciała i jest daleko. Nie wierzę ja w Boga, w którego wierzą miliony, lecz w Boga w którego wierzy garstka osób [1].
Ta tajemnicza siła często robi mi krzywdę, często mojego przyjaciela zwyzywam, często gdy zrobię coś źle - zemści się i to często bardzo brutalnie. Ja się nie modlę, nie... Ja z nim rozmawiam - jak z kolegą (co nie znaczy, że nie mam do niego szacunku). Często zadaję mu pytania, choć nigdy nie otrzymuję odpowiedzi... choć może jednak? Czasem rzeczy, na które nie zwracamy uwagi - przykładowo nabazgrane na przypadkowej ścianie słowo "TAK" jest odpowiedzią? Uznaję też patrona, anioła stróża, który stoi obok, nie reaguje on zbyt często. On tylko daje mi podpowiedzi, rady w mojej podświadomości - co powinienem zrobić. Jest to tajemnicza siła, która zmienia świat i nic tutaj nie dzieje się przypadkiem.

Śmierć. Czy gdy umrzemy, idziemy tunelem, schodami do nieba?
Przyznaję się, od jakiegoś czasu było mi niewyobrażalnie źle, myślałem bardzo poważnie o samobójstwie (Stryczek, Tramal, czy liście rabarbaru), jednak nie zrobię tego... TYLKO ze względu na przyjaciół oraz rodziców. Moim zdaniem śmierć samobójcza, jeśli uzasadniona grzechem nie jest. Każdy czasem chce zniknąć, według mnie nie ma po co żyć, skoro przeze mnie cierpią inni. Jednak powiedzmy, że jesteśmy normalni i nie chcemy umrzeć już, tak? Zatem żyjemy sobie do tej usranej śmierci. Umieramy. W moim skromnym mniemaniu przechodzimy przez drzwi. Znajdujemy się w innym świecie - Ja, mój duch, gdyż ciało znajduje się na Ziemi, witamy się z naszym przyjacielem, tak, i pojawiamy się w raju. Wszystko co zrobiliśmy źle -odpokutowaliśmy za życia [2], a grzechy cieżkie - kara za nie dopiero nas czeka wśród tego piękna.
Spotykamy tam tych, którzy już umarli. Nie jest tam tłoczno, gdyż każdy ma miejsce tylko dla siebie.

Podsumowując. Byłem szczery, bo nurtowało mnie przez dłuższy czas. Może ktoś to kiedyś przeczyta i przyzna mi rację. Peace, yo.

Jesteś dorosły, masz pieniądze, masz siłę i chęci.
Chcesz zbudować dom, piękny i porządny,
Poświęcasz mu całe swe życie, cały majątek,
Każdego dnia, układasz cegła po cegle,
Mimo przeciwnośći, jesteś silny, poświęcasz się.
Mija pół roku, gdy ukończysz swoje dzieło,
Jesteś stary, zmęczony, bez pieniędzy, lecz
Usatysfakcjonowany.
Pierwszy dzień, wprowadzasz się, wszystko gotowe,
Szczęśliwy, rankiem, wychodzisz z domu, do pracy,
Podczas nieobecności,
Nadchodzi kataklizm, tornado,
Choć łagodny klimat,
Niszczy wszystko co zbudowałeś.
Przyjeżdżasz wieczorem.
Nie ma nic, nie masz już pieniędzy i sił,
Kończy się wszystko.




Przypisy:
[1] Tutaj prosiłbym, aby @Daylin dorzuciła swoje zdaniego do tego.
[2] Każdy cierpi tak samo, jak czyn którym skrzywdził i to co uczył - skomplikowane, wiem.


// @Tysian

Kwestionować możesz coś, w takim sensie, że ktoś "coś" powiedział, a Ty to kwestionujesz, czyli uważasz za nieprawdę. Jeżeli "nie kwestionujesz, że coś jest kłamstwem", to tak jakbyś nie podważał nieprawdy. Masło maślane. Wystarczy "nie twierdzę, że to kłamstwo/nieprawda". Nurtowało mnie to od dawna, ale dopiero dziś znalazłem chwilę na zwrócenie uwagi. Proszę skorygować ;)

Link, żeby łatwiej znaleźć ;)


~Hamish

// @Hamish
Repaired.
Nie jestem pewien co napisać, ale odniosę się na razie tylko do trzeciego akapitu. Nie bardzo rozumiem co masz na myśli poprzez "kult kościoła". Co do świąt i mszy - patrzę na to bardziej tradycyjnie i staram się przeżywać godzinę czy pół, a nie przesiedzieć. Warto pójść czasem na dożynki, to dla mnie chyba jedno z najlepszych świąt Happy

Co do zaś Boga jako przyjaciela, kolegę - sądzę, że to nieco mylne podejście. Jak mówił kiedyś pewien ksiądz w pewnym kazaniu - ksiądz powinien być nie kumplem, a ojcem. Tak samo jest z Bogiem - on dba o nas silną ojcowską ręką ale też karci i karze nas za złe uczynki. Ustanawia prawo - twarde prawo, ale prawo; i powinno być ono respektowane.

// @Matpollo

Piszemy "tę godzinę", nie "tą godzinę". Mówi się, "ta godzina", "tę godzinę" oraz "tą godziną", ale nie mieszamy Happy Drobiazg, ale niestety... do korekty. Pozdrawiam!
~Hamish
Hmmm... @Matpollo - Bóg nas kocha i jest jednocześnie ojcem i przyjacielem.
@Tysian mogę się z Tobą i zgodzić i nie zgodzić. Dla mnie np. chodzenie na msze jest już nawykiem. I przyznam szczerze, że czasem serio mi się nie chce, czy to wstać z łóżka, czy tez ubierać się i w ogóle tam siedzieć. Ale dla mnie to rutyna, przyzwyczajenie. I nie zmienię go pewnie przez dłuuugi czas.
Rozmawialiśmy ostatnio na lekcjach religii właśnie o kościele i o tym, jak jest, a jak być powinno. I nie dziwię Ci się, że czasem ta zbiorowość Cię przeraża. Może kogoś tym urażę i z góry za to przepraszam, ale uważam, że Kościół jest przestarzały, a ludzie zbyt przyzwyczajeni do tego co jest, zbyt "mechaniczni", że nie chcą nic zmieniać. A tutaj bardzo przydałby się powiew świeżości! Byłam na spotkaniu organizowanym przez fundację Światło Nadziei i tam najbardziej podobały mi się właśnie MSZE. Było wielu młodych ludzi, śpiewaliśmy wesołe pieśni, trzymaliśmy się za ręce, nawet klaskaliśmy. Kazania nie były długie, lecz piękne i bardzo pouczające. To była przyjemność iść tam i być wśród innych. Powinniśmy wszyscy otworzyć się na takie zmiany, a może nawet sami je zapoczątkować? Gitara, czy inne instrumenty wniosły by do mszy różnorodność.
Ahh... modlitwa. Mam prawie tak samo, choć ja najpierw zawsze krótko się modlę, a później rozmawiam. I Tys - odpowiedzi dostajemy zawsze, choć nie zawsze rozumiemy, co one oznaczają, lub w ogóle ich nie dostrzegamy.
A jeżeli chodzi o śmierć, to zgadzam się. Choć - tu Cię zbesztam - nie krzywdzisz nas! Zrobiłbyś to, gdybyś pozbawił się życia, bo wtedy każdy z nas byłby pewien, że zawalił, bo nie udało mu się Ciebie powstrzymać. Więc ani się waż! Kiedyś zbudujesz taki dom, że nawet największa burza go nie zmiecie, żadna powódź nie zmyje i nawet największy ogień nie strawi. Pamiętaj.

// @Aideen

Nie bardzo wiem, co to jest "zbiorowa manta" Happy Myślę, że to literówka do skorygowania. Tak samo z drugim zaznaczonym fragmentem. Prosiłbym o korektę i z góry dziękuję Happy Z pozdrowieniami.

~Hamish
@Aideen - cóż, no tak, Bóg to też przyjaciel, racja. Ale uważam, że ludzie mają zbyt mało pokory. Proszą o wiele, a sami nie dają nic. Co do śpiewania i klaskania to po raz kolejny zapraszam Cię na oazę Big Grin

Aideen napisał(a):I przyznam szczerze, że czasem serio mi się nie chce, czy to wstać z łóżka, czy tez ubierać się i w ogóle tam siedzieć.
Bardzo często tak mam, też nie umiem się zebrać Happy Ale rodzice każą i idę, i raczej nie żałuję. Dla mnie ważne są te chwile w których kapłan mówi "przekażcie sobie znak pokoju" - jest wtedy tak... Serdecznie? Poza tym, warto posłuchać czasem kazań - nie wiem jak jest u Was, ale u mnie w kościele są dosyć często one ciekawe.


Podsyłam to, com kiedyś obiecał -
Homilia z dożynek w Częstochowie 2013
Warto posłuchać. Chociaż szczerze w to wątpię - skoro nie chce Wam się chodzić do kościoła, to i pół godziny pewnie nie poświęcicie, coby posłuchać gadanie starego konserwatywnego księdza. Nie chcę was broń Boże urazić, ale jestem niemal pewien, że nie będzie wam się chciało tego słuchać.

@Matpollo - ostatni komentarz jest osobistą "wycieczką", nieco naginającą regulamin tego działu. Jako moderator, czuję, że powinienem zwrócić na to uwagę. Nie usuwam tylko dlatego, że już odniesiono się do Twojego tekstu. Ale niepotrzebnym było pisać, że nikomu nie będzie się chciało tego słuchać. W takim razie mając takową wiedzę, po co to wrzuciłeś? Spokojnie, a nóż widelec ktoś odsłucha Happy
~Hamish
Nie uraziłeś, ale stwierdzenie, że nie chce nam się chodzić do kościoła nie jest do końca trafne i sprawiedliwe. Homilia... jakby obok mnie nie krzyczał telewizor i jakbym nie próbowała napisać referatu na historię pewnie bym posłuchała, ale w moim domu ciężko jest znaleźć miejsce, gdzie w spokoju można czegoś posłuchać, skupić się na jednej rzeczy, gdy nikt niczego od ciebie nie chce. Po prostu rzadko bywa tu cisza.
W porządku. Chodziło i mi o to, że gdyby nie dożynki i to, że rodzice zawołali mnie do telewizora (była transmisja z Częstochowy właśnie) to sam bym nie posłuchał. Poza tym, ja teraz też mam tak, że nie chce mi się chodzić do kościoła. Ale jak już mnie rodzice zagonią, to raczej nie żałuję i się cieszę. Więc faktycznie powiedziałem nietrafnie i niesprawiedliwie, przepraszam.
@Matpollo
Stary, chill. Wiem, że to tradycja, ale skoro nie potrafię? U mnie właściwie kościół to OSTATNIE miejsce, w którym myślę o Bogu. Jest różnica między "nie chce mi się", a "nie czuję potrzeby/nie czuję tego"...
Co do podawania ręki - widząc w oczach tych ludzi to znudzenie i pustkę. Wszystek to, że jest malutki % ludzi, którzy przychodzą do kościoła, bo chcą, a nie bo ktoś im każe/chcą się pokazać/nudzi im się.

@Aideen
W kwestii tematu głównego masz rację Happy
Pozostała kwestia:
Cytat:Choć - tu Cię zbesztam - nie krzywdzisz nas! Zrobiłbyś to, gdybyś pozbawił się życia, bo wtedy każdy z nas byłby pewien, że zawalił, bo nie udało mu się Ciebie powstrzymać.
Niedawno odebrałem co innego, nie koniecznie od Ciebie.
Moim skromnym zdaniem nie trzeba się po kimś wydzierać, nie trzeba wytykać mu błędów, nie trzeba radzić by się zmienił na siłę, by znalazł coś innego. Jeśli ktoś nie chce się denerwować moim smutkiem - niech mnie oleje, spoczko. A jeśli ktoś chce pomóc - porozmawiać, choć wątpię by ktoś miał tyle cierpliwości by znieść moją opryskliwość czy bycie nieprzyjemnym.
Aluzja do mnie, ale spoko. Nic na to nie poradzę, mam swoje zdanie i swój temperament.

Cytat:Moim skromnym zdaniem nie trzeba się po kimś wydzierać, nie trzeba wytykać mu błędów, nie trzeba radzić by się zmienił na siłę, by znalazł coś innego. Jeśli ktoś nie chce się denerwować moim smutkiem - niech mnie oleje, spoczko. A jeśli ktoś chce pomóc - porozmawiać, choć wątpię by ktoś miał tyle cierpliwości by znieść moją opryskliwość czy bycie nieprzyjemnym.

Serio? Jakbyś się czuł, jakbyśmy Cię wszyscy olali, bo każdy się czasem denerwuje, co? I jak mamy Ci pomóc, jak zazwyczaj (przynajmniej mi) nic nie chcesz powiedzieć? Nie jestem, jasnowidzem, ani żadną wróżką, żeby wiedzieć, co jest człowiekowi bez konkretnej rozmowy. Jesteśmy skrajnie różnymi ludźmi - Ty i ja. To, co Ciebie dobija mi daje siłę. I może dlatego jestem taka zła, niewyrozumiała i wredna - bo tego nie rozumiem. I spoko, nie będę się więcej martwić, bo skoro tak mnie widzisz...
@Aideen
To, że się o mnie troszczysz, da, ja to doceniam, tylko nie potrafię tego okazać w żaden sposób ;_;
Nie umiem Ci powiedzieć o co mi chodzi, bo niektórych rzeczy nie da się powiedzieć wprost i nie jestem w stanie napisać prosto z mostu o co mi chodzi. Dla mnie najważniejsze jest dobro przyjaciół, tylko niestety ostatnio coraz częściej nie mogę poradzić sobie ze sobą.
*Tysian nie będzie już offtopował, więc podaje łapkę Aideen na zgodę i obiecuje, że wszystko jej wyjaśni gdy tylko nadaży się okazja.*
Garstka osób. Tak @Tysian. I ja do tej garstki należę. Bóg jest moim przyjacielem. Nigdy nie chodziłam do kościoła, nie byłam do tego "zmuszana" ani sama nie odczuwałam takiej potrzeby. Moim skromnym zdaniem, każdy ma prawo wierzyć na swój własny sposób. Niektórzy potrzebują do tego kościoła w formie chodzenia na msze, spowiedzi itd. Niektórzy jednak nie odczuwają wewnętrznej potrzeby uczestniczenia w tym wszystkim. Dla mnie osobiście jedyna modlitwa, której nauczyłam się i której używam to "Ojcze nasz", jednak i tutaj trzeba uważać. Sądzę, że modlitwa to osobista sprawa każdego człowieka i to czy/jak się to robi jest indywidualną sprawą każdego. Tak samo jak ze wszystkim innym. Ja osobiście zawsze rozmawiałam z Bogiem na zasadzie zwierzania mu się z tego co mnie trapi, z tego co mnie w danym dniu ucieszyło, dziękowania mu za te rzeczy i za wszystko co mam, a także proszeniem go o to czego bym chciała. Czasami upływało mi na tym wiele czasu. Staram się to robić zawsze, kiedy czuję ku temu potrzebę. Dla mnie modlitwa była zawsze jak rozmowa z najlepszym przyjacielem, który *tak jak powiedział wcześniej Tysiek* zawsze wie czego mi potrzeba, zawsze mnie rozumie *pewnie nawet lepiej niż ja samą siebie*. Ja sama zawsze byłam też wewnętrznie przekonana, *nadal jestem* że jeśli chodzi o wyznawanie grzechów, nie potrzebuję do tego innej osoby niż Bóg. Wiem, że on widzi wszystko co ja robię i co ważniejsze widzi też co jest w mojej duszy, dlatego wie, że np żałuję za to co zrobiłam. Wierzę też w jedną rzecz: skoro Jezus umarł za nas na krzyżu, to oznacza, że każdy, który w to uwierzy jest już oczyszczony ze swoich win na zawsze i jedynie z czystej wdzięczności stara się nie popełniać większych błędów *czy też grzechów*, coś jakby dlatego, żeby choćby szanować jego dzieło. Stara się, co nie oznacza, że zawsze mu się to udaje. Co do rozmów o Bogu i poglądach religijnych czy też ich braku zawsze byłam otwarta i chętna do dyskusji. To jak na razie tyle z mojej strony Happy
Aaa i jeszcze cytat @Aideen:

Aideen napisał(a):A jeżeli chodzi o śmierć, to zgadzam się. Choć - tu Cię zbesztam - nie krzywdzisz nas! Zrobiłbyś to, gdybyś pozbawił się życia, bo wtedy każdy z nas byłby pewien, że zawalił, bo nie udało mu się Ciebie powstrzymać. Więc ani się waż! Kiedyś zbudujesz taki dom, że nawet największa burza go nie zmiecie, żadna powódź nie zmyje i nawet największy ogień nie strawi. Pamiętaj.

Dokładnie. Zgadzam się w zupełności Tyś. Nie można się poddawać. Masz, każdy z nas ma, w sobie moc by zmieniać siebie i swój świat, naprawdę. Trzeba tylko chcieć ją wykorzystać i myśleć o tym czego pragnie się dokonać w pozytywnych kolorach.
Stron: 1 2