- Za Cerxinę, wspaniałą magiczkę i brązowowłosą piękność - piękną tak samo kiedyś, jak i teraz. - Mat uśmiechnął się i wychylił kieliszek. - Sporo razem przeżyliśmy, Stokrotko.
- Tak, moja droga, pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był...
- W płatki kwiatów i motyle. - Uśmiechnęła się szeroko kobieta.
- Przecież mówię, no, racja, tego. Pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był kapitalny, moja droga.
- Mat, bo się zarumienię. - Cerxina zaśmiała się miłym, perlistym wręcz śmiechem.
- Mimo wszystko, ciągle czekam na zwrot mojej strzały.
- I wiesz, Naczelnik, hyyps, powiedział że jak był młody, to podchodził do wartownika, a jak odchodził to ten dopiero wtedy gdy zmarzł, orientował się że nie ma butów.
- Naczelnik czy wartownik? - Czarodziejka przypadkiem nogą trąciła jedną z butelek stojących pod stołem.
- Wartownik.
- Aha. I co? - Spojrzała na Mata nierozumiejącym wzrokiem.
- No, tego, jak wychodziłem z jego namiotu, to miałem w ręku jego skarpetki. - Wyszczerzył się zwiadowca.
- Naczelnika czy wartownika?
- I widzisz, no, też kiedyś, zanim jeszcze poznałem Ciebie, jeździłem po kraju z pewnym, tego, no, hyyps, magiem. Aaaa... Się tego, no, też mieliśmy wieczorek z alkoholem...
- Pamiętasz coś z niego? - Zaśmiała się Cerxina, ściskając mocno kieliszek.
- Aaa, żebyś wiedziała, o dziwo. Tak tego, ale tylko końcówkę... Spojrzał na okno, i tego, no, takim wzrokiem błędnym, bezrozumnym, bo teeeego, rozumiesz, prawda to jest, że ludzie czasem patrzą, są obok, ale jakby ich nie było, no, hyyps... Prawda to jest, tego, no i tego, popatrzył w okno, o tak, nie uśmiechał się ani nic, i tylko tak tego, no... Patrz, pokażę ja Ci, hee... - Łucznik wychylił resztę kieliszka.
- No to pokazuj. - Cerxina zniecierpliwiona, ale i rozbawiona patrzyła z zainteresowaniem na zwiadowcę, widocznie już pijanego. Ale i ona nie była w lepszym stanie. Mat tymczasem spojrzał na okno tym swoim błędnym, bezrozumnym bo tego wzrokiem i powiedział ostatnie słowa tego wieczoru, po czym upadł twarzą na blat.
- Zaczęło się, Cerx. To początek. Pelikany nadlatują.
***
- Tak, moja droga, pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był...
- W płatki kwiatów i motyle. - Uśmiechnęła się szeroko kobieta.
- Przecież mówię, no, racja, tego. Pomysł ze zmianą mojej strzały w płatki motyli i kwiaty był kapitalny, moja droga.
- Mat, bo się zarumienię. - Cerxina zaśmiała się miłym, perlistym wręcz śmiechem.
- Mimo wszystko, ciągle czekam na zwrot mojej strzały.
***
- I wiesz, Naczelnik, hyyps, powiedział że jak był młody, to podchodził do wartownika, a jak odchodził to ten dopiero wtedy gdy zmarzł, orientował się że nie ma butów.
- Naczelnik czy wartownik? - Czarodziejka przypadkiem nogą trąciła jedną z butelek stojących pod stołem.
- Wartownik.
- Aha. I co? - Spojrzała na Mata nierozumiejącym wzrokiem.
- No, tego, jak wychodziłem z jego namiotu, to miałem w ręku jego skarpetki. - Wyszczerzył się zwiadowca.
- Naczelnika czy wartownika?
***
- I widzisz, no, też kiedyś, zanim jeszcze poznałem Ciebie, jeździłem po kraju z pewnym, tego, no, hyyps, magiem. Aaaa... Się tego, no, też mieliśmy wieczorek z alkoholem...
- Pamiętasz coś z niego? - Zaśmiała się Cerxina, ściskając mocno kieliszek.
- Aaa, żebyś wiedziała, o dziwo. Tak tego, ale tylko końcówkę... Spojrzał na okno, i tego, no, takim wzrokiem błędnym, bezrozumnym, bo teeeego, rozumiesz, prawda to jest, że ludzie czasem patrzą, są obok, ale jakby ich nie było, no, hyyps... Prawda to jest, tego, no i tego, popatrzył w okno, o tak, nie uśmiechał się ani nic, i tylko tak tego, no... Patrz, pokażę ja Ci, hee... - Łucznik wychylił resztę kieliszka.
- No to pokazuj. - Cerxina zniecierpliwiona, ale i rozbawiona patrzyła z zainteresowaniem na zwiadowcę, widocznie już pijanego. Ale i ona nie była w lepszym stanie. Mat tymczasem spojrzał na okno tym swoim błędnym, bezrozumnym bo tego wzrokiem i powiedział ostatnie słowa tego wieczoru, po czym upadł twarzą na blat.
- Zaczęło się, Cerx. To początek. Pelikany nadlatują.
odpalajta swe motóry
zakładajta a'la skóry
zakładajta a'la skóry