12-29-2012, 06:27 PM
Dzięki ^^
Ocknęła się, gdy pierwsze promienie słońca padły na jej zmęczoną twarz. Po bestii ani śladu, a przynajmniej w samej Nehimie. Wokół roztaczał się zapach krwi. Dziewczyna spojrzała na swoje ręce, choć z góry wiedziała, co na nich ujrzy. Były powalane krwią, pazury już zniknęły, ale ślady pozostały. Młodą kobietą wstrząsnął szloch. Z trudem podniosła się na wycieńczonych nogach i odwróciła się. To co zobaczyła jak zwykle było nie do zniesienia, zrobiło się jej niedobrze, znowu pomyślała jak źle, że znalazła sobie kogoś bliskiego na tym świecie, choćby tylko zwykłego konia. Nie chciała na to patrzeć, ale wiedziała, że powinna, nie mogła go tutaj zostawić. Z braku łopaty, wzięła kij i zaczęła orać nim ziemię, pomagając sobie rękami. Kopała cały dzień i przez większość nocy, aż wreszcie jej oczom ukazała się dość duża dziura. Gdy skończyła prawie mdlała, nie spała od dwóch dni, nie jadła przez wiele godzin, ale teraz o tym nie myślała. Myślała tylko o tym, aby ukarać samą siebie za to co zrobiła, nie ważne, że nie umyślnie, nie ważne, że klątwa przejęła nad nią panowanie. Liczyło się tylko to, że znowu zabiła w bestialski sposób.
- Dlaczego musiałeś to być akurat ty? Dlaczego? – Wydusiła poprzez łzy, znowu płynące słonymi strumykami po jej twarzy.
Spróbowała pociągnąć martwe zwierze w stronę dziury. Nie mogła go tam zostawić. Po wielu nieudanych próbach, w końcu się jej to udało. Kiedy zasypywała czarnego ogiera poczuła pierwsze krople deszczu, przenikające przez liściasty dach lasu. Przesiąkały przez jej koszulę, dostawały się nawet pod czarny gorset, moczyły nogi ubrane w ciemne, cienkie spodnie i wysokie, sznurowane buty. I tak nie miała już nic do stracenia. Wcześniej przynajmniej obawiałaby się o stan Mefisto, ale teraz nie miała już nic. Znowu była sama. W oddali zabrzmiał pierwszy grzmot, ulewa wzmogła się, jak gdyby chciała zmyć te okropne ślady, tą czerwoną plamę, na swojej zielonej sukni. Wiatr chłostał Nehimę po twarzy, popychał w plecy i spowijał umęczone ciało swoimi gniewnymi podmuchami. Młoda kobieta włożyła na głowę obszerny kaptur swego czarnego płaszcza, uszła zaledwie kawałek po czym padła na kolana. Nie da rady, wiedziała. Będzie musiała odpocząć, lecz nie da rady iść dalej. Wichura zdmuchnęła jej z głowy okrycie, natura nie miała litości dla kogoś kto morduje jej umiłowane dzieci. Zimne podmuchy tańczyły wokół jej głowy, bawiły się jej brązowymi włosami, jakby nagle zechciały szydzić z jej słabości, bo przecież nie dalej jak wczoraj była taka silna, taka niezwyciężona, lecz teraz jest jedynie bezwładną kukłą w ich ręku. Poczuła jak powieki jej ciążą, świat zamazywał się. Niemal poczuła miękką dłoń swojej matki na czole.. Tak Nej, czas na sen...Poddała się urokowi tych słów, słodkiej ich wymowie w ustach rodzicielki, tak wcześnie jej zabranej przez los. Ale mamo, jeszcze wcześnie... - Karcące spojrzenie matki. – No doobrze. Dobranoc mamo. Tak brzmiała odpowiedź, zawsze. Tym razem jednak, Nehima usłuchała od razu.
Krzyk, nieznośny krzyk, który miał się jej na zawsze wyryć w pamięci. To jej matka, jej ojciec bronili jej zasłaniali przed posłańcami króla.
- Nigdy jej nie dostaniecie! Choćbym miał umrzeć, nie dostaniecie psiakrew!
Żołnierz nie odpowiedział, zamiast tego jednym, zbyt szybkim ruchem, zatopił mu sztylet w sercu. Cichy jęk i upadł na ziemię. Obie krzyknęły, jej matka i ona. Zbliżył się do nich, odciął im drogę ratunku. Sara osłoniła ją swoim ciałem. Ona też nie miała zamiaru się poddać. Kolejny cios, krzyk jej matki, już nie żyła. Dwunastoletnia dziewczynka przerażona, patrzy na śmierć rodziców. Próbuje wołać brata, nic z tego. On wraz z żoną już dawno uciekli, nie chcieli się bronić. Nehima nie wie, czy im się udało, nie obchodzi ją to. Zdradzili ich, może gdyby jej brat został nikt by nie zginął, razem z ojcem przepędziliby posłańca, lecz w głębi duszy wiedziała, że to niemożliwe. Cuchnący oddech żołnierza owionął ją. Miał w ręce czarny sztylet. Ostrze z trucizną już zbliżało się do jej ramienia. Oniemiała ze strachu zrobiła szybki unik. Widać nie docenił jej, bo udało jej się wymknąć. Podniosła sztylet swego ojca z podłogi. Mężczyzna wybuchł drwiącym śmiechem.
- Dziewczynko, odłóż ten nożyk, bo się jeszcze skaleczysz.
Nehima próbowała uciec z chaty, rzuciła się do drzwi, były ciężkie, zawsze miała problemy z ich otwarciem. Rzucił się na nią i obezwładnił praktycznie bez żadnego wysiłku. Nie, nie może! Nie po to rodzice oddali za nią życie, aby się teraz poddała i potulnie pozwoliła przemienić się w mroczną. Ale co mogła zrobić? Drzwi były uchylone, ale on o tym nie wiedział... Zaczęła napierać na nie całym swoim ciężarem. Mężczyzna nie zwrócił na to uwagi, zaczął przygotowywać się do zadania jej ciosu. Uniósł sztylet, lecz w tym samym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie na oścież. Wypadli przez nie oboje, on przygniótł ją swoim ciałem, lecz Nehima była gotowa. Wysunęła sztylet na wysokość jego klatki piersiowej, a ciężar żołnierza dokończył dzieła. Jej ubrania zostały zmoczone krwią mężczyzny, lecz jego sztylet zdążył jeszcze drasnąć ją w ramię. Dziewczynka jęknęła, żołnierz nie żył, szybko umarł, ale ona nadal nie potrafiła uwierzyć w to co zrobiła. Wyczołgała się spod niego i na chwiejących się nogach weszła do chaty. Słone łzy spłynęły jej po policzkach na widok ciał rodziców, ale nie miała teraz czasu. Dobrze wiedziała, że musi uciekać, lecz nie chciała. Do porządku przywołał ją gruby, męski, gniewny głos z zewnątrz. Musieli zauważyć swojego martwego towarzysza. Nehima szybko wbiegła do swojego pokoju i wyciągnęła spod łóżka ładny sztylet, który ojciec podarował jej na urodziny oraz stary łuk matki. Wzięła mały plecak i zapakowała do niego w ekspresowym tempie ubranie na zmianę. Przypięła broń do pasa, a łuk i kołczan zawisły na jej plecach. Wbiegła do sypialni rodziców. Nie chciała tego robić, to było jak okradanie własnej rodziny, ale musiała. Zresztą pieniądze będą jej kiedyś potrzebne, a rodzice... Zacisnęła powieki, by się uspokoić. Po chwili wzięła malutką kasetkę stojącą w małej wnęce w ścianie, zasłoniętej gobelinem, utkanym kiedyś przez jej matkę. Usłyszała ciężkie kroki we wnętrzu domu, hałas przewracanych ze złością mebli, szczęk broni. Tym razem nie wahała się dłużej, otworzyła okno i uciekła.
Ocknęła się, gdy pierwsze promienie słońca padły na jej zmęczoną twarz. Po bestii ani śladu, a przynajmniej w samej Nehimie. Wokół roztaczał się zapach krwi. Dziewczyna spojrzała na swoje ręce, choć z góry wiedziała, co na nich ujrzy. Były powalane krwią, pazury już zniknęły, ale ślady pozostały. Młodą kobietą wstrząsnął szloch. Z trudem podniosła się na wycieńczonych nogach i odwróciła się. To co zobaczyła jak zwykle było nie do zniesienia, zrobiło się jej niedobrze, znowu pomyślała jak źle, że znalazła sobie kogoś bliskiego na tym świecie, choćby tylko zwykłego konia. Nie chciała na to patrzeć, ale wiedziała, że powinna, nie mogła go tutaj zostawić. Z braku łopaty, wzięła kij i zaczęła orać nim ziemię, pomagając sobie rękami. Kopała cały dzień i przez większość nocy, aż wreszcie jej oczom ukazała się dość duża dziura. Gdy skończyła prawie mdlała, nie spała od dwóch dni, nie jadła przez wiele godzin, ale teraz o tym nie myślała. Myślała tylko o tym, aby ukarać samą siebie za to co zrobiła, nie ważne, że nie umyślnie, nie ważne, że klątwa przejęła nad nią panowanie. Liczyło się tylko to, że znowu zabiła w bestialski sposób.
- Dlaczego musiałeś to być akurat ty? Dlaczego? – Wydusiła poprzez łzy, znowu płynące słonymi strumykami po jej twarzy.
Spróbowała pociągnąć martwe zwierze w stronę dziury. Nie mogła go tam zostawić. Po wielu nieudanych próbach, w końcu się jej to udało. Kiedy zasypywała czarnego ogiera poczuła pierwsze krople deszczu, przenikające przez liściasty dach lasu. Przesiąkały przez jej koszulę, dostawały się nawet pod czarny gorset, moczyły nogi ubrane w ciemne, cienkie spodnie i wysokie, sznurowane buty. I tak nie miała już nic do stracenia. Wcześniej przynajmniej obawiałaby się o stan Mefisto, ale teraz nie miała już nic. Znowu była sama. W oddali zabrzmiał pierwszy grzmot, ulewa wzmogła się, jak gdyby chciała zmyć te okropne ślady, tą czerwoną plamę, na swojej zielonej sukni. Wiatr chłostał Nehimę po twarzy, popychał w plecy i spowijał umęczone ciało swoimi gniewnymi podmuchami. Młoda kobieta włożyła na głowę obszerny kaptur swego czarnego płaszcza, uszła zaledwie kawałek po czym padła na kolana. Nie da rady, wiedziała. Będzie musiała odpocząć, lecz nie da rady iść dalej. Wichura zdmuchnęła jej z głowy okrycie, natura nie miała litości dla kogoś kto morduje jej umiłowane dzieci. Zimne podmuchy tańczyły wokół jej głowy, bawiły się jej brązowymi włosami, jakby nagle zechciały szydzić z jej słabości, bo przecież nie dalej jak wczoraj była taka silna, taka niezwyciężona, lecz teraz jest jedynie bezwładną kukłą w ich ręku. Poczuła jak powieki jej ciążą, świat zamazywał się. Niemal poczuła miękką dłoń swojej matki na czole.. Tak Nej, czas na sen...Poddała się urokowi tych słów, słodkiej ich wymowie w ustach rodzicielki, tak wcześnie jej zabranej przez los. Ale mamo, jeszcze wcześnie... - Karcące spojrzenie matki. – No doobrze. Dobranoc mamo. Tak brzmiała odpowiedź, zawsze. Tym razem jednak, Nehima usłuchała od razu.
Krzyk, nieznośny krzyk, który miał się jej na zawsze wyryć w pamięci. To jej matka, jej ojciec bronili jej zasłaniali przed posłańcami króla.
- Nigdy jej nie dostaniecie! Choćbym miał umrzeć, nie dostaniecie psiakrew!
Żołnierz nie odpowiedział, zamiast tego jednym, zbyt szybkim ruchem, zatopił mu sztylet w sercu. Cichy jęk i upadł na ziemię. Obie krzyknęły, jej matka i ona. Zbliżył się do nich, odciął im drogę ratunku. Sara osłoniła ją swoim ciałem. Ona też nie miała zamiaru się poddać. Kolejny cios, krzyk jej matki, już nie żyła. Dwunastoletnia dziewczynka przerażona, patrzy na śmierć rodziców. Próbuje wołać brata, nic z tego. On wraz z żoną już dawno uciekli, nie chcieli się bronić. Nehima nie wie, czy im się udało, nie obchodzi ją to. Zdradzili ich, może gdyby jej brat został nikt by nie zginął, razem z ojcem przepędziliby posłańca, lecz w głębi duszy wiedziała, że to niemożliwe. Cuchnący oddech żołnierza owionął ją. Miał w ręce czarny sztylet. Ostrze z trucizną już zbliżało się do jej ramienia. Oniemiała ze strachu zrobiła szybki unik. Widać nie docenił jej, bo udało jej się wymknąć. Podniosła sztylet swego ojca z podłogi. Mężczyzna wybuchł drwiącym śmiechem.
- Dziewczynko, odłóż ten nożyk, bo się jeszcze skaleczysz.
Nehima próbowała uciec z chaty, rzuciła się do drzwi, były ciężkie, zawsze miała problemy z ich otwarciem. Rzucił się na nią i obezwładnił praktycznie bez żadnego wysiłku. Nie, nie może! Nie po to rodzice oddali za nią życie, aby się teraz poddała i potulnie pozwoliła przemienić się w mroczną. Ale co mogła zrobić? Drzwi były uchylone, ale on o tym nie wiedział... Zaczęła napierać na nie całym swoim ciężarem. Mężczyzna nie zwrócił na to uwagi, zaczął przygotowywać się do zadania jej ciosu. Uniósł sztylet, lecz w tym samym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie na oścież. Wypadli przez nie oboje, on przygniótł ją swoim ciałem, lecz Nehima była gotowa. Wysunęła sztylet na wysokość jego klatki piersiowej, a ciężar żołnierza dokończył dzieła. Jej ubrania zostały zmoczone krwią mężczyzny, lecz jego sztylet zdążył jeszcze drasnąć ją w ramię. Dziewczynka jęknęła, żołnierz nie żył, szybko umarł, ale ona nadal nie potrafiła uwierzyć w to co zrobiła. Wyczołgała się spod niego i na chwiejących się nogach weszła do chaty. Słone łzy spłynęły jej po policzkach na widok ciał rodziców, ale nie miała teraz czasu. Dobrze wiedziała, że musi uciekać, lecz nie chciała. Do porządku przywołał ją gruby, męski, gniewny głos z zewnątrz. Musieli zauważyć swojego martwego towarzysza. Nehima szybko wbiegła do swojego pokoju i wyciągnęła spod łóżka ładny sztylet, który ojciec podarował jej na urodziny oraz stary łuk matki. Wzięła mały plecak i zapakowała do niego w ekspresowym tempie ubranie na zmianę. Przypięła broń do pasa, a łuk i kołczan zawisły na jej plecach. Wbiegła do sypialni rodziców. Nie chciała tego robić, to było jak okradanie własnej rodziny, ale musiała. Zresztą pieniądze będą jej kiedyś potrzebne, a rodzice... Zacisnęła powieki, by się uspokoić. Po chwili wzięła malutką kasetkę stojącą w małej wnęce w ścianie, zasłoniętej gobelinem, utkanym kiedyś przez jej matkę. Usłyszała ciężkie kroki we wnętrzu domu, hałas przewracanych ze złością mebli, szczęk broni. Tym razem nie wahała się dłużej, otworzyła okno i uciekła.
"Jakkolwiek okrutne jest grzechu odbicie
Pamiętaj, że piękno jest wewnątrz skryte"