06-15-2015, 02:11 PM
Muszę jednak przyznać, że podczas podróży powrotnej czułem się strasznie, wszystko było rozmazane i nie widziałem dalej niż na parę metrów przede mną.
Gdy dochodziliśmy na miejsce, słońce chowało się już za horyzontem, Tysiek nie wytrzymał i zemdlał...
Parę osób rzuciło się na pomoc, nikt nie wiedział co się stało. Kluczową rolę odegrała tutaj Cerxina, mająca jakiekolwiek pojęcie o lecznictwie. Uklęknęła przy poszkodowanym (napisałbym, że przy pacjencie, ale niestety tak nie wolno).
- Będziesz używać magii czy staromodne usta-usta? – Nalf nigdy nie umiał być poważny.
Cerxina tylko spojrzała na niego z politowaniem i pochyliła się, by użyć zaklęcia i sprawdzić co jest Tysianowi.
Wszystko było rozmazane, głowa strasznie mnie bolała i nie wszystko do mnie docierało. Przy stole siedziało parę osób, słyszałem jak Mat opowiada swój sen: „(...) wokół pełno kasztanów, wyglądało to jak jakiś las, staw (...) i ona, bo chyba to była ona..., w sukni, więc raczej ona i ten śmiech sprawiający, że człowiekowi chcę się żyć (...)”.
- I litera A wyryta na jednym z drzew... – mruknąłem ironicznie.
W tym momencie wstałem, a raczej usiadłem na łóżku, na którym mnie pozostawili, a wszyscy zwrócili wzrok ku mojej osobie.
- E tam, bredzisz... – mruknął Nalf (jak już wspominałem, nigdy...)
Momentalnie Krysa z Kathleen były przy mnie wypytując co się stało, i tak dalej. A ja nic nie pamiętałem. Pomogli mi wstać, usiadłem przy stole i zjadłem (omnomnom!).
- Spałeś cały dzień, wiesz o tym? – zaczęła Rozanna.
- Może potrzebował, zabronisz mu? – zaśmiała się Denaris.
Ale ja ich nie słuchałem i skupiłem się na żółto-zielonych oczach patrzących na mnie z dużą troską, ale i zaciekawieniem. Po chwili oczy te, a raczej ich właścicielka, wstała, stwierdziła, że idzie się przewietrzyć, a spojrzeniem dała mi do zrozumienia, że musimy pogadać.
Wyszliśmy na dwór, o dziwo szybko odzyskałem siły...
Idąc powoli, rozmawialiśmy, wyglądała na lekko przygnębioną.
- Musisz iść... Do lasu, w czasie pełni – zaczęła tajemniczo. – Najchętniej poszłabym z Tobą, bo boję się, że może ci się coś stać, ale musisz pójść sam.
- Dlaczego? – zapytałem czekając na wyjaśnienia.
- Natura cię wzywa...
I w mojej głowie przemknęła myśl: Kobieto, chcesz mnie zabić czy jak?
Ja wiem, że nie jestem jakiś cudownie przystojny, itd. no ale KURDE!
- Co ty m-mi chcesz zrobić? – zająknąłem się.
- Ja tobie nic, zobaczysz... – mówiąc to objęła mnie – pamiętaj, za dwa dni o zmierzchu idziesz do lasu.
- A Mat? Przecież to chodzi o ten sen, prawda? Czemu nie on?
- Bo nie... (tego argumentu mogą używać tylko kobiety i nie da się go przebić, więc odpuściłem)
Przysięgam na wszystkie kufle Mata, że nie wiem co to było, ale te dwa dni spędziłem przygotowując się mentalnie do tego co ma się wydarzyć.
Okazało się, że Sekil naprawdę zna Mata, jednak mimo, że prowadzi sklep z instrumentami – talentu do grania na nich już mu brakuje. Ale fałszowali wieczorami i brzdękali na gitarze od Kath (jak ja jej tego współczuję, pewnie Cerxina będzie musiała uleczyć jeszcze gitarę).
I nadszedł ten dzień...
I nie mówiąc nic nikomu (no może oprócz Krysy, której na posłaniu zostawiłem ciastko z wytegowanym napisem – wrócę. I jeśli szczęście dopisze to znajdzie go tam i nie przysiednie, bo jak tak teraz myślę to mogłem go dać w trochę złym miejscu... No nic, powodzenia Krysiek!) ruszyłem o zmierzchu (tak jak mi kazały piękne oczy i ich właścicielka) i byłem sam (również tak jak kazała mi właścicielka pięknych oczu).
Wszedłem do lasu i owiał mnie chłód, ale nic poza tym... Nic się nie działo, oczekiwałem jakichś wybuchów, aury, magii, pierdu pierdu chociażby, a tu nic. Może dni pomyliłem. Gdy już byłem bliski zrezygnowania i dotarłem do stawku to pojawiła się mgła. Zauważyłem, że roślinność wokół jakby nabrała życia.
- Jak grubym trzeba być, żeby tu tak przyłazić o tej porze – mruknąłem sam do siebie.
- Ale ty nie jesteś gruby, no Tysiek!
- Kurde, no właśnie jestem – zauważyłem. – Ej moment, kto to powiedział?
- Nie słyszałeś o przepowiedni? – znowu głos znikąd.
W tym momencie spadł mi do łapki listek z tekstem:
„Przyjdzie młodzieniec, znikąd wybrany,
Czy to wróg? Czy przyjaciel ukochany?
Razem rządzić będziem, wspomagać krainę,
Gdy nadejdzie, ta ostateczna godzina.”
No i ja to tak czytam, ale nadal nie mam pojęcia o co biega.
- Mów do mnie jeszcze – mruknąłem zdezorientowany.
- Śniły ci się kasztany i przyszedłeś! – usłyszałem entuzjastyczny krzyk – W końcu mi się udało zwrócić twoją uwagę! I to dzięki kasztanom!
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? – skupiłem się na idącym po ziemi stadku robaczków, które miały na plecach miniaturowe plecaczki.
- No dobraaaaa... – usłyszałem rozleniwienie w jej głosie – To chodź tu, siadaj!
Wszedłem w mgłę, a tam dziewczyna... Ładna dziewczyna... (Chłopie, ogarnij się!)
- Więc...
- Nie zaczyna się zdania od „więc” – zauważyłem.
- Mam Ci opowiadać czy nie?
- Dobrz, wybacz.
- No to ten, przepowiednia głosi... Albo nie, inaczej. Jestem czarodziejką, nazywam się Asami. Niektórzy mówią, że władam naturą. Ale to nieprawda, ja się z nią przyjaźnię... Ale do rzeczy, przepowiednia głosi, że do tego lasu przybędzie młodzieniec – czyli Ty – i on zostanie moim mężem. My razem będziemy troszczyć się o naturę w tym świecie, pomagać ludziom, tylko tutaj jest problem bo do obrzędu zaślubin potrzebuję sukni, a ja koniecznie chcę o kolorze kości słoniowej, rozumiesz!? – mówiąc to podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
- A ja Tysiek jestem, czeeść! – robiłem dobrą minę do złej gry – ale czemu ja, a Mat? Jemu też się śniłaś! Jejuu, ja tego nie ogarniam.
Mówiąc to położyłem się na ziemi w pozycji embrionalnej i postanowiłem się nie ruszać czekając aż ten dziwny sen zniknie.
- To ty mnie nie pamiętasz? – zadziwiła się. – A ta dziewczyna na wystawie, w której brałeś udział? Nic? Nie?
- Ano coś kojarzę...
- No właśnie Ty mnie nie pamiętasz... Zbliża się wojna. Dostałam cynk od mojego kumpla od rzek i oceanów, żebym zebrała siły i pomogła wam w obronie waszego miasta.
- Naprawdę, a co z resztą ludzi?
- No cóż, muszę się pokazać... Wszystko, żeby ci pomóc.
Okazało się, że już świta, jak to się stało? Nie wiem.
Idąc do naszego obozowiska przypomniałem sobie jedną kwestię
- A ten królik mający pomarańczowe oczka i truskawkę to też twoja sprawka?
- Nooo, słodki był, no nie? – zaśmiała się. – Ooo... byłabym zapomniała!
- Co takiego?
Wskazała na zwierzątko siedzące na gałęzi.
- Będziesz mieć towarzysza – zwierzątko, które okazało się piękną, śnieżnobiałą sową z dużymi, szmaragdowymi oczyma sfrunęło i usiadło mi na ramieniu. – Nazwij go jakoś!
- Może Alonzy?
- Czemu tak?
- Mogę... – spojrzałem niczym kot, któremu zabrało się ukochane mięsko
- Możesz... A tak w ogóle, skoro mamy zostać mężem i żoną to muszę cię o coś zapytać... Co sądzisz o smutnych pieskach i kotkach? Wyobraź je sobie i powiedz jak się czujesz.
- No nawet... słodko – mówiąc to próbowałem się nie śmiać.
- Jeju, Ty też się z tego śmiejesz!
- No i co? – udawałem, że się bulwersuję.
- Dobrze jednak wybrałam!
I doszliśmy... znaczy do obozowiska doszliśmy.
Wparowałem jak oparzony do środka – na szczęście nikt już nie spał... Pierwszą osobą, którą zobaczyłem była Krysa, tak więc wziąłem ją na bok i pokrótce opisałem co i jak.
- Tysiek? – spojrzała na mnie z politowaniem. – Co brałeś?
- Ale ja nic! Chodź, sama zobacz!
Wyszliśmy na dwór, a za nami reszta ludzi (sowa nadal siedziała na ramieniu, dziwne, że Krysa jej nie zauważyła).
- Asami! Co ty tu robisz? – krzyknęła Lafia!
- Mnie już nic nie zdziwi... – mruknąłem pod nosem.
- A może ona sprzedaje jedzenie! – zaśmiał się Nalf (zasada nigdy nadal obowiązuje)
- Przyjaciele, usiądźcie – powiedziała Asami i skinęła ręką, a z jej rękawa wysypały się kasztany.
- Ej, ej! Ja tu jestem od przemówień końcowych! – zaboczył się Mat!
- To zróbcie to razem! – wtrąciła się Cerxina.
- Jestem za tym, aby zostać tutaj jeszcze parę dni i odpocząć, no nie, ekipa? – zwrócił się do nas Mat. – Jest tyle rzeczy, które ostatnio się wydarzyły, chciałbym to podsumować, ale dajmy głos naszej nowej znajomej (podaje mikrofon Asami).
- Musimy wrócić do miasta, waszego miasta. Grozi mu niebezpieczeństwo...
- Mamy czaaaaas! – zawołał Sekil. – Napijmy się najpierw!
Krysa spiorunowała naszego „grajka” morderczym spojrzeniem.
- Może i mamy, ale lepiej będzie jak się przygotujemy. – odpowiedziała Asami.
- Zostaniemy kilka dni, naradzimy się co i jak! – krzyknął Mat
Zrobił się lekki harmider, gdy nagle usłyszałem czyjś donośny głos.
- A ja mam coś takiego!
To była Kathleen, niosąca jakiś zwój. Lafia z Asami otworzyły go, w środku znajdowały się jakieś dziwne znaczki, ale one widocznie się znają.
- Lafia, popatrz, widzisz to samo co ja!? – krzyknęła czarodziejka.
- Tak, to przepis na pudding! – zawołała, poczym zwróciła się do Kath – skąd tyś to wytrzasnęła?
- A to już moja słodka tajemnica – uśmiechnęła się Kathleen.
- Wszyscy zaczęli szeptać nie wiedząc co to pudding...
I nagle wśród tych szeptów usłyszałem głos Krysy:
- Ej, ale ja nie lubię puddingu...
I to tutaj, to koniec 3 części opowiadania o Aleacie. Więcej tutaj było wyobraźni, ale wiele też wątków, które są oparte na faktach.
Wszyscy ludzie tutaj są prawdziwi i każdy kto powinien wiedzieć – wie o kogo chodzi. Jeśli, czytelniku nie znasz osób z opowiadania, zachęcam Cię do przeczytania poprzednich dwóch części. Jesteśmy grupką przyjaciół, którzy wiedzą jak żyć i nawzajem się kochają!
Tutaj kończy się ta opowieść. To jednak nie koniec naszej historii . Bowiem musimy 'pozostawić po sobie poświate (...) dla po nas pokoleń robimy jaśniej' a "Tylko my, nikt po nas butów równie krzywo nie będzie stawiał na tych ścieżkach co my"
___________________________________________________________
LINK DO POBRANIA Z DYSKU GOOGLE.
Udostępniam wam PDF'a ;)
Gdy dochodziliśmy na miejsce, słońce chowało się już za horyzontem, Tysiek nie wytrzymał i zemdlał...
Parę osób rzuciło się na pomoc, nikt nie wiedział co się stało. Kluczową rolę odegrała tutaj Cerxina, mająca jakiekolwiek pojęcie o lecznictwie. Uklęknęła przy poszkodowanym (napisałbym, że przy pacjencie, ale niestety tak nie wolno).
- Będziesz używać magii czy staromodne usta-usta? – Nalf nigdy nie umiał być poważny.
Cerxina tylko spojrzała na niego z politowaniem i pochyliła się, by użyć zaklęcia i sprawdzić co jest Tysianowi.
Wszystko było rozmazane, głowa strasznie mnie bolała i nie wszystko do mnie docierało. Przy stole siedziało parę osób, słyszałem jak Mat opowiada swój sen: „(...) wokół pełno kasztanów, wyglądało to jak jakiś las, staw (...) i ona, bo chyba to była ona..., w sukni, więc raczej ona i ten śmiech sprawiający, że człowiekowi chcę się żyć (...)”.
- I litera A wyryta na jednym z drzew... – mruknąłem ironicznie.
W tym momencie wstałem, a raczej usiadłem na łóżku, na którym mnie pozostawili, a wszyscy zwrócili wzrok ku mojej osobie.
- E tam, bredzisz... – mruknął Nalf (jak już wspominałem, nigdy...)
Momentalnie Krysa z Kathleen były przy mnie wypytując co się stało, i tak dalej. A ja nic nie pamiętałem. Pomogli mi wstać, usiadłem przy stole i zjadłem (omnomnom!).
- Spałeś cały dzień, wiesz o tym? – zaczęła Rozanna.
- Może potrzebował, zabronisz mu? – zaśmiała się Denaris.
Ale ja ich nie słuchałem i skupiłem się na żółto-zielonych oczach patrzących na mnie z dużą troską, ale i zaciekawieniem. Po chwili oczy te, a raczej ich właścicielka, wstała, stwierdziła, że idzie się przewietrzyć, a spojrzeniem dała mi do zrozumienia, że musimy pogadać.
Wyszliśmy na dwór, o dziwo szybko odzyskałem siły...
Idąc powoli, rozmawialiśmy, wyglądała na lekko przygnębioną.
- Musisz iść... Do lasu, w czasie pełni – zaczęła tajemniczo. – Najchętniej poszłabym z Tobą, bo boję się, że może ci się coś stać, ale musisz pójść sam.
- Dlaczego? – zapytałem czekając na wyjaśnienia.
- Natura cię wzywa...
I w mojej głowie przemknęła myśl: Kobieto, chcesz mnie zabić czy jak?
Ja wiem, że nie jestem jakiś cudownie przystojny, itd. no ale KURDE!
- Co ty m-mi chcesz zrobić? – zająknąłem się.
- Ja tobie nic, zobaczysz... – mówiąc to objęła mnie – pamiętaj, za dwa dni o zmierzchu idziesz do lasu.
- A Mat? Przecież to chodzi o ten sen, prawda? Czemu nie on?
- Bo nie... (tego argumentu mogą używać tylko kobiety i nie da się go przebić, więc odpuściłem)
Przysięgam na wszystkie kufle Mata, że nie wiem co to było, ale te dwa dni spędziłem przygotowując się mentalnie do tego co ma się wydarzyć.
Okazało się, że Sekil naprawdę zna Mata, jednak mimo, że prowadzi sklep z instrumentami – talentu do grania na nich już mu brakuje. Ale fałszowali wieczorami i brzdękali na gitarze od Kath (jak ja jej tego współczuję, pewnie Cerxina będzie musiała uleczyć jeszcze gitarę).
I nadszedł ten dzień...
I nie mówiąc nic nikomu (no może oprócz Krysy, której na posłaniu zostawiłem ciastko z wytegowanym napisem – wrócę. I jeśli szczęście dopisze to znajdzie go tam i nie przysiednie, bo jak tak teraz myślę to mogłem go dać w trochę złym miejscu... No nic, powodzenia Krysiek!) ruszyłem o zmierzchu (tak jak mi kazały piękne oczy i ich właścicielka) i byłem sam (również tak jak kazała mi właścicielka pięknych oczu).
Wszedłem do lasu i owiał mnie chłód, ale nic poza tym... Nic się nie działo, oczekiwałem jakichś wybuchów, aury, magii, pierdu pierdu chociażby, a tu nic. Może dni pomyliłem. Gdy już byłem bliski zrezygnowania i dotarłem do stawku to pojawiła się mgła. Zauważyłem, że roślinność wokół jakby nabrała życia.
- Jak grubym trzeba być, żeby tu tak przyłazić o tej porze – mruknąłem sam do siebie.
- Ale ty nie jesteś gruby, no Tysiek!
- Kurde, no właśnie jestem – zauważyłem. – Ej moment, kto to powiedział?
- Nie słyszałeś o przepowiedni? – znowu głos znikąd.
W tym momencie spadł mi do łapki listek z tekstem:
„Przyjdzie młodzieniec, znikąd wybrany,
Czy to wróg? Czy przyjaciel ukochany?
Razem rządzić będziem, wspomagać krainę,
Gdy nadejdzie, ta ostateczna godzina.”
No i ja to tak czytam, ale nadal nie mam pojęcia o co biega.
- Mów do mnie jeszcze – mruknąłem zdezorientowany.
- Śniły ci się kasztany i przyszedłeś! – usłyszałem entuzjastyczny krzyk – W końcu mi się udało zwrócić twoją uwagę! I to dzięki kasztanom!
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? – skupiłem się na idącym po ziemi stadku robaczków, które miały na plecach miniaturowe plecaczki.
- No dobraaaaa... – usłyszałem rozleniwienie w jej głosie – To chodź tu, siadaj!
Wszedłem w mgłę, a tam dziewczyna... Ładna dziewczyna... (Chłopie, ogarnij się!)
- Więc...
- Nie zaczyna się zdania od „więc” – zauważyłem.
- Mam Ci opowiadać czy nie?
- Dobrz, wybacz.
- No to ten, przepowiednia głosi... Albo nie, inaczej. Jestem czarodziejką, nazywam się Asami. Niektórzy mówią, że władam naturą. Ale to nieprawda, ja się z nią przyjaźnię... Ale do rzeczy, przepowiednia głosi, że do tego lasu przybędzie młodzieniec – czyli Ty – i on zostanie moim mężem. My razem będziemy troszczyć się o naturę w tym świecie, pomagać ludziom, tylko tutaj jest problem bo do obrzędu zaślubin potrzebuję sukni, a ja koniecznie chcę o kolorze kości słoniowej, rozumiesz!? – mówiąc to podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
- A ja Tysiek jestem, czeeść! – robiłem dobrą minę do złej gry – ale czemu ja, a Mat? Jemu też się śniłaś! Jejuu, ja tego nie ogarniam.
Mówiąc to położyłem się na ziemi w pozycji embrionalnej i postanowiłem się nie ruszać czekając aż ten dziwny sen zniknie.
- To ty mnie nie pamiętasz? – zadziwiła się. – A ta dziewczyna na wystawie, w której brałeś udział? Nic? Nie?
- Ano coś kojarzę...
- No właśnie Ty mnie nie pamiętasz... Zbliża się wojna. Dostałam cynk od mojego kumpla od rzek i oceanów, żebym zebrała siły i pomogła wam w obronie waszego miasta.
- Naprawdę, a co z resztą ludzi?
- No cóż, muszę się pokazać... Wszystko, żeby ci pomóc.
Okazało się, że już świta, jak to się stało? Nie wiem.
Idąc do naszego obozowiska przypomniałem sobie jedną kwestię
- A ten królik mający pomarańczowe oczka i truskawkę to też twoja sprawka?
- Nooo, słodki był, no nie? – zaśmiała się. – Ooo... byłabym zapomniała!
- Co takiego?
Wskazała na zwierzątko siedzące na gałęzi.
- Będziesz mieć towarzysza – zwierzątko, które okazało się piękną, śnieżnobiałą sową z dużymi, szmaragdowymi oczyma sfrunęło i usiadło mi na ramieniu. – Nazwij go jakoś!
- Może Alonzy?
- Czemu tak?
- Mogę... – spojrzałem niczym kot, któremu zabrało się ukochane mięsko
- Możesz... A tak w ogóle, skoro mamy zostać mężem i żoną to muszę cię o coś zapytać... Co sądzisz o smutnych pieskach i kotkach? Wyobraź je sobie i powiedz jak się czujesz.
- No nawet... słodko – mówiąc to próbowałem się nie śmiać.
- Jeju, Ty też się z tego śmiejesz!
- No i co? – udawałem, że się bulwersuję.
- Dobrze jednak wybrałam!
I doszliśmy... znaczy do obozowiska doszliśmy.
Wparowałem jak oparzony do środka – na szczęście nikt już nie spał... Pierwszą osobą, którą zobaczyłem była Krysa, tak więc wziąłem ją na bok i pokrótce opisałem co i jak.
- Tysiek? – spojrzała na mnie z politowaniem. – Co brałeś?
- Ale ja nic! Chodź, sama zobacz!
Wyszliśmy na dwór, a za nami reszta ludzi (sowa nadal siedziała na ramieniu, dziwne, że Krysa jej nie zauważyła).
- Asami! Co ty tu robisz? – krzyknęła Lafia!
- Mnie już nic nie zdziwi... – mruknąłem pod nosem.
- A może ona sprzedaje jedzenie! – zaśmiał się Nalf (zasada nigdy nadal obowiązuje)
- Przyjaciele, usiądźcie – powiedziała Asami i skinęła ręką, a z jej rękawa wysypały się kasztany.
- Ej, ej! Ja tu jestem od przemówień końcowych! – zaboczył się Mat!
- To zróbcie to razem! – wtrąciła się Cerxina.
- Jestem za tym, aby zostać tutaj jeszcze parę dni i odpocząć, no nie, ekipa? – zwrócił się do nas Mat. – Jest tyle rzeczy, które ostatnio się wydarzyły, chciałbym to podsumować, ale dajmy głos naszej nowej znajomej (podaje mikrofon Asami).
- Musimy wrócić do miasta, waszego miasta. Grozi mu niebezpieczeństwo...
- Mamy czaaaaas! – zawołał Sekil. – Napijmy się najpierw!
Krysa spiorunowała naszego „grajka” morderczym spojrzeniem.
- Może i mamy, ale lepiej będzie jak się przygotujemy. – odpowiedziała Asami.
- Zostaniemy kilka dni, naradzimy się co i jak! – krzyknął Mat
Zrobił się lekki harmider, gdy nagle usłyszałem czyjś donośny głos.
- A ja mam coś takiego!
To była Kathleen, niosąca jakiś zwój. Lafia z Asami otworzyły go, w środku znajdowały się jakieś dziwne znaczki, ale one widocznie się znają.
- Lafia, popatrz, widzisz to samo co ja!? – krzyknęła czarodziejka.
- Tak, to przepis na pudding! – zawołała, poczym zwróciła się do Kath – skąd tyś to wytrzasnęła?
- A to już moja słodka tajemnica – uśmiechnęła się Kathleen.
- Wszyscy zaczęli szeptać nie wiedząc co to pudding...
I nagle wśród tych szeptów usłyszałem głos Krysy:
- Ej, ale ja nie lubię puddingu...
I to tutaj, to koniec 3 części opowiadania o Aleacie. Więcej tutaj było wyobraźni, ale wiele też wątków, które są oparte na faktach.
Wszyscy ludzie tutaj są prawdziwi i każdy kto powinien wiedzieć – wie o kogo chodzi. Jeśli, czytelniku nie znasz osób z opowiadania, zachęcam Cię do przeczytania poprzednich dwóch części. Jesteśmy grupką przyjaciół, którzy wiedzą jak żyć i nawzajem się kochają!
Tutaj kończy się ta opowieść. To jednak nie koniec naszej historii . Bowiem musimy 'pozostawić po sobie poświate (...) dla po nas pokoleń robimy jaśniej' a "Tylko my, nikt po nas butów równie krzywo nie będzie stawiał na tych ścieżkach co my"
Tysian & Krysa
___________________________________________________________
LINK DO POBRANIA Z DYSKU GOOGLE.
Udostępniam wam PDF'a ;)