11-20-2012, 09:29 PM (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-20-2012, 09:49 PM przez Cerxina.)
Dotarła do niewielkiej chaty z drewna, która mimo, iż wyglądała na ubogą w środku była zadbana i prawie luksusowo urządzona. Zawahała się chwile, po czym pchnęła drzwi.
W środku panował półmrok. W kominku nie palił się ogień, krzesło było przewrócone, a pościel sprawiała wrażenie porzuconej tak, jakby jej właściciel pewnego ranka zerwał się z łóżka i już tu nie wrócił. Cerxina westchnęła i odwróciła się. Była pewna, że przymknęła drzwi, one jednak stały otworem ukazując brudną uliczkę i zdziwionych przechodniów wpatrujących się w nią niczym w goblina, albo coś jeszcze gorszego. Z rezygnacją wyszła z chaty starannie zamykając drzwi i rozglądając się uważnie. Codzienne obowiązki nie pozwalały większości społeczeństwa nawet się zatrzymać, więc tylko lekko się skłaniali biegnąć do swoich zajęć, a nieliczne dzieci uciekały z piskiem.
Cerx ruszyła w stronę zamku, gdy znów wiatr lekkimi podmuchami zacząć bawić się jej włosami delikatnie popychając ją w innym kierunku. Pieśń, która mu towarzyszyła przybierała na sile w miarę, jak dziewczyna coraz bardziej ulegała jego słodkiej melodii rozdzierającej serce. Szła powoli, niespiesznie oparłszy rękę na rękojeści miecza z czujnością przypatrując się otoczeniu. Wciąż przemierzała miasto, jednak wiatr popychał ją ku bogatszej dzielnicy. Nie wiedziała po co, lecz musiało to mieć jakiś powód. Być może była to zasadzka.
Zatrzymała się przed luksusowym dworkiem. Nie miała pojęcia czyj on jest, mimo to czuła, że to tu zmierzała. Ruszyła w stronę drzwi rozglądając się nerwowo i skubiąc lekko swą suknię. Zatrzęsła się z zimna przeklinając swoją głupotę, bo któż normalny zapomina płaszcza w taki dzień?
Na progu pojawił się Mexarius z bardzo zdziwioną miną, lecz po chwili spoglądania na nią czekając na powitanie w jego oczach błysnęło zrozumienie i żal. Smutek ścisnął serce dziewczyny. Pierwszy raz odkąd się poznali tylko stali przypatrując się sobie nawzajem, obrzucając się niewypowiedzianymi wyrzutami. Bez pocałunku, bez tej miłości, która nagle gdzieś zniknęła zostawiając ich samym sobie.
- Wejdź – powiedział odsuwając się od drzwi.
Dziewczyna po chwili przekroczyła próg, a masywne wrota zatrzasnęły się za nią z hukiem.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała celując w niego palcem. – Dlaczego kłamałeś tak długo? Dlaczego dawałeś mi złudną nadzieję na coś, czego i tak nigdy nie mogliśmy mieć? – łzy popłynęły jej z oczu. – Dlaczego to zrobiłeś?
Mexarius spuścił wzrok i ruszył przed siebie.
- Chodź do salonu.
Dziewczyna z irytacją podążyła za nim zapamiętując rozmieszczenie drzwi i okien. Szli przez niewielki, jasny korytarz zakończony wielką salą. Cerx prawie dech zaparło z wrażenia, jednak szybko się opanowała i spojrzała na niego zimno. Wciąż go kochała, ale jej serce rozbite na tysiąc kawałków domagało się wyjaśnień.
- Dlaczego?
- Znasz już historię, prawda? – spojrzał na nią smutno. – Była ona zapewne prawdziwa, lecz z całą pewnością twój ojciec nie wie o mnie wszystkiego. I na pewno przeoczył fakt, że się w tobie zakochałem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, lecz przeszył ją dreszcz zimna i nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone.
- I jest jeszcze coś... ale może od początku. – Westchnął i przeczesał włosy dłonią. – Urodziłem się w bogatej rodzinie, mój ojciec był arystokratą z pochodzenia i prowadził bardzo opłacalne interesy, a matka była jedną z zamożniejszych szlachcianek na dworze. Gdy miałem siedem lat na nasz dom napadli bandyci. Byłem zbyt mały, by bronić rodziny, a ojciec sam nie dał sobie rady. Pierwsza zginęła matka, która próbowała mnie chronić. Udało jej się to – nim osunęła się na ziemię bez życia siedziałem już w szafie w sekretnej skrytce. Usłyszałem krzyk bólu i rozpaczy, krzyk mojego ojca. Bardzo kochał mamę, więc gdy ona zginęła właściwie poddał się bez walki. Nie mam o to do niego żalu. I tak zginąłby – takie było jego przeznaczenie. Może, gdybyśmy tego dnia pojechali do wuja byłoby inaczej. Jednak tamtego wieczoru straciłem rodzinę. – Przerwał na chwilę i samotna łza spłynęła mu po policzku. Spojrzał w okno i kontynuował – Gdy ograbili dom odeszli. Wyszedłem z szafy dziękując bogom, że przeżyłem, jednak, gdy zobaczyłem martwych rodziców moje serce się złamało i długo szlochałem nad ich ciałami. Nie wiem nawet, ile czasu minęło, ale znalazła mnie sąsiadka, która przychodziła do nas codziennie na plotki do mamy. Prawie zemdlała, a jednak pomogła mi. Skontaktowała się z wujem, który zgodził się mną zaopiekować. Wychował mnie, lecz to były najgorsze lata, która teraz wprawiając mnie w odrętwienie. Chyba sam sobą się brzydzę – na dowód tego skrzywił się. – Mój wuj to Warriok. To imię pewnie jest ci znane. To bardzo zły człowiek, który myśli tylko o sobie. Dla niego rodzina to tylko osoby, które pomagają w zdobyciu władzy. Byłem środkiem do celu. Bo kto nie pożałuje biednego sieroty wychowywanego przed kochającego wujka? Lata mijały, a ja rosłem na doskonałego wojownika, prawie niezwyciężonego na jego dworze. Biegłe władanie magią, walka mieczem, łucznictwo, walka wręcz. Nie mam słabych punktów – spojrzał na nią beznamiętnie. – Zostałem wychowany nie jak człowiek, ale jak maszyna do zabijania. Moje serce zawsze się temu buntowało, ale nie miałem innego wyjścia. Zabicie ciebie miało być ostatnią próba mojej wierności. Na wypadek, gdybym zawiódł wuj nałożył na mnie klątwę powodującą, że gdy się zakocham ściągam niebezpieczeństwo na tą osobę. Ale jest też druga strona tego – do końca życie będzie mnie prześladował cień. Do końca mego krótkiego życia, bo cień to tak właściwie sama śmierć, będę zatracać rozum i nie będę potrafił rozróżnić dobra od zła. Stracę pamięć aż pewnego dnia zwariuję, by po prostu umrzeć. Lecz to właśnie ciebie pokochałem. – Spojrzał jej w oczy z miłością. Cerx była pewna, że to nie bajka. Ona też widziała postać z otchłani, kreaturę nocy i skutki jej działań. Zadrżała, tymczasem Mexarius kontynuował – Gdy cię zobaczyłem po prosty zawróciłaś mi w głowie. Nie mogłem spać, ani jeść. Musiałem cię znów zobaczyć. I doszło do tego, że się zakochałem. Nigdy nie czułem nic podobnego. Jesteś piękna i mądra, wspaniała. A ja pojawiłem się, by zniszczyć ci życie niezależnie od tego, jakiego dokonam wyboru. Przepraszam.
Smutek i żal ścisnęły Cerxinę za serce, a do oczu napłynęły jej łzy. Podeszła do Mexariusa i przytuliła go chowając nos w jego koszuli.
- Nie musisz mnie przepraszać. Kocham cię – szepnęła.
- I nie przeszkadza ci, że to ja jestem zabójcą? – przytulił ją mocniej wdychając jej świeży zapach z domieszką słonych łez. – Że sprowadziłem na ciebie klątwę?
- Nie. Miłość to największa siła, nie zapominaj o tym. Razem możemy nawet góry przenosić. Wybaczam ci... wszystko.
- Dziękuję. Cerx?
- Tak?
- Kocham cię i wiesz... Miłość zwycięża wszystko.
Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem w chwili, gdy głośny huk wstrząsnął domem i do sali zaczęli wlewać się po zęby uzbrojeni żołnie z magiem i królem na czele. Zakochani spojrzeli na nich, a słowa zamarły im na ustach. Nie mają szans.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
11-23-2012, 06:04 PM (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-23-2012, 06:27 PM przez Cerxina.)
- Zabić go! – donośny głos króla poniósł się echem po sali i dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Żołnierze ruszyli całą gromadą na chłopaka, który już trzymał w ręku miecz, odpychając jednocześnie Cerxinę.
- Uciekaj! – ruszył naprzeciw wrogom.
Żołnierze mieli na sobie mundury gwardii i było ich ponad dwudziestu, każdy z mieczem lub sztyletem w dłoni. Mag trzymał ręce wyciągnięte przed siebie, a na jego czole zaczęły pojawiać się kropelki potu. Jego szata falowała niczym zaczarowana przypominała jadowite węże gotowe do skoku.
Mexarius odpierał ataki z łatwością pomagając sobie magią, dzięki której kilkoro żołnierzy już wylądowało na ścianie. Jeden z nich uderzył mocno głową i osunął się bezwładnie pozostawiając na nieskazitelnym murze czerwoną plamę.
Cerxina przyglądała się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej ojciec to robi. Chwyciła za miecz i z nienawiścią w swych miodowych czas zaczęła atakować swoich ludzi, jednak teraz nie miało to dla niej znaczenia. Nie mogła pozwolić, by Mexarius zginął, a nic lepszego niż atak nie przychodziło jej do głowy. Żołnierze byli wierni wobec króla, a jego rozkazy uważali za niepodważalne.
Dziewczyna atakowała wszystkich z gwardii, jednak nikt z nich nie chciał z nią walczyć. Odsuwali się na bok lub z łatwością odparowywali pchnięcia zajmując się na powrót Mexariusem.
- Cerxino twoje działania są bezsensowne, nie uratujesz go! – krzyknął król przyglądając się całej scenie z daleka.
Mexarius krzyknął, a rozzłoszczona Cerx próbowała się do niego przebić, lecz to nie było konieczne. Potężne zaklęcia odrzuciło na ściany wszystkich gwardzistów, a tych, którzy nie mieli szczęścia po prostu zabiło. Dziewczyna również straciła równowagę i upadła.
Gdy mag zatrząsł się i osunął bez życia, które uszło z niego za wskutek potężnego zaklęcia umysłowego, którym oberwał, król wyciągnął z furią miecz, a Mexarius podparł się na kolanach próbując utrzymać równowagę i odzyskać siły. Cerx słyszała tylko urywany oddech ukochanego i szaleńcze bicie swojego serca. Oszalały monarcha podszedł do Mexariusa i zaatakował niczym wściekły tygrys, całą swoją siłą i nienawiścią. Chłopak odparował cios lecz za nim przyszedł kolejny i kolejny. Nawet najlepsi szermierze ulegali sile i umiejętnością króla. W końcu miecz z głośnym brzękiem upadł na podłogę rozbijając jedną z kafelek, a Mexarius osunął się za nim patrząc nierozumiejącym wzrokiem w przestrzeń. Jego oczy spotkały się z oczami Cerxiny i dziewczyna z krzykiem poderwała się z miejsca, a świat odzyskał swoje odgłosy. Urywane oddechy i jęczenie żołnierzy było niczym wobec tysiąca niewypowiedzianych słów.
Cerx podbiegła do Mexariusa i nachyliła się nad nim. Chłopak przyciskał rękę do prawego barku, a na jego twarzy malował się ból. Król chwiejnym krokiem odszedł i oparł się o ścianę chwytając się za głowę z jękiem.
- Cerx... Miałaś uciekać – powiedział Mexarius patrząc na nią z wyrzutem.
- Nie mogłam cię zostawić – nachyliła się i pocałowała go. – Będzie dobrze, damy sobie radę. Powiedź mi, co mam robić, a wyleczę cię.
Pokręcił głową patrząc na ciała żołnierzy. Część z nich powoli się podnosiła, ale gest króla nie pozwolił im podejść bliżej do księżniczki i jej wybranka, więc tylko obserwowali ich.
- Nie. Tak będzie lepiej – spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno.
- Ale...
Położył jej palec na ustach, gdy król krzyknął z trwogą, a Cerxinę przeszył miecz. Ból rozprzestrzeniał się wraz z krzykiem dziewczyny, który w pewnej chwili urwał się gwałtownie. Cerx osunęła się w ramiona Mexariusa, a wokół zapanowała ciemność i cisza, niezakłócona niczym oprócz cichego śpiewu wiatru, i odległego szeptu dobiegającego gdzieś z otchłani. Miłość zwycieża wszystko...
Z trudem otwarła oczy. Z przerażenie chciała krzyknąć, ale z jej krtani nie wydobył się żaden odgłos. Unosiła się na salą, nad tą samą salą, w której Mexarius opowiedział jej swoją historię i gdzie odbyła się bitwa. Teraz król wraz z jednym z wciąż żywych żołnierzy walczyli z ubranym na czarno mężczyzną. Pozostali gwardziści nachylali się nad ciałem dziewczyny...
To była ona, Cerxina. Leżała bezwładnie w ramionach ukochanego, który ze łzami spływajacymi po policzkach próbował ją uleczyć. Żołnierze nerwowo spoglądali na siebie i składali ręce w geście modlitwy, a w ich wzroku były ogromny smutek i żal. Król wygrał, a zakapturzony mężczyzna osunął się cicho na ziemię. Jeden z pięciu ocalałych gwardzistów zsunął napastnikowi kaptur z głowy. Król zaklął rzewnie. Owym mężczyzną był kolejny zabójca, któremu tym razem jednak się powiodło.
Cerx poszybowała do Mexariusa. Była taka spokojna, lecz jednocześnie obojętna. Teraz życie było dla niej niczym odległy sen, chciała zostać na zawsze w tym świecie, w świecie duchów i spokoju, w ciszy. Usiadła obok chłopaka patrząc beznamiętnie na swoją przeraźliwie białą twarz. Chłopak ukrył swoją w jej włosach i zaczął płakać. Żołnierze pochylili głowy i odsunęli się patrząc smutno na króla. Po jego policzku spłynęły łzy. Podszedł on do ściany i usiadł opierając głowę na rękojeści miecza. Ta ostatnia chwila należała do Mexariusa. Proszę wróć... ja nie chcę żyć, bez ciebie, kocham cię... Cerx...
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie słysząc cichy głos wezwania w swojej głowie. Przymknęła oczy i słuchała dalej. Proszę, kochana...
Głośny, chrapliwy oddech, który prawie rozerwał płuca rozdarł ciszę. Jednak następnych nie było. Cerxina wciąż była zwieszona pomiędzy życiem, a śmiercią, miedzy dwoma światami, niezdolna do niczego – ani do powrotu, ani do odejścia.
Mexarius położył rękę nad jej ranę i ostatkiem sił wypowiedział zaklęcie, zaklęcie, które jest przymierzem z samą śmiercią. W chwili, gdy oczy Cerxiny się otwarły, a jej twarz nabrała kolorów ostatni, prawie niedosłyszalny szept poniósł się w powietrzu do uszy wszystkich w Sali:
- Miłość zwycięża wszystko... Dla ciebie kochana....
Jego oddech ustał, ciało osunęło się bezwładne na posadzkę, a niewidzące oczy patrzyły z miłością na dziewczynę. Po jej policzku spłynęła łza, a za nią kolejna i kolejna... Oddał za nia życie, bo miłość zwycięża wszystko. Nawet śmierć.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
NIIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!! JAk MOGŁAŚ ZBIĆ MEXIA!?????!!!!! MASZ NAPISAĆ NASTĘPNY POST!!!!! A tak ogółem jest świetny!!!!!!
"Jakkolwiek okrutne jest grzechu odbicie
Pamiętaj, że piękno jest wewnątrz skryte"
11-24-2012, 08:54 PM (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-24-2012, 08:55 PM przez Cerxina.)
Ostatni rozdział. Aga wiem, że mnie za niego udusisz, ale tak własnie miało być. Dla WAS.
Droga Cerxino!
Jeżeli trzymasz ten list w dłoniach, to znaczy, że mnie już nie ma i wszystko poszło nie tak. Choć może lepiej, że właśnie tak się stało. Widocznie naszym przeznaczeniem było się w sobie zakochać. Choć raczej rzec powinienem, że to przeznaczenie było przez nas samych pokierowane i wprowadzone na te tory.
Bardzo mi przykro, że wszystko tak się potoczyło. Żałuje, że moje pojawienie się na tyle przewróciło Ci życie do góry nogami, że prawie zapłaciłaś za to najwyższą cenę. Żałuje, że nie mieliśmy tyle czasu, by się dobrze poznać, że wszystko tak szybko się stało, że prawdy o mnie dowiedziałaś się od swojego ojca. Chciałbym, by to wszystko było snem, by wydarzenia potoczyły się inaczej. Gdyby nie to, kim jestem mielibyśmy szansę, jednak przez klątwę i moje pochodzenie nie było nam to dane. Kochana wybacz mi, że tak długo kłamałem, ale nie potrafiłem się przyznać do prawdy. Po prostu się bałem, że mnie odrzucisz, zostawisz. Głupi byłem. Teraz wiem, że nigdy byś tego nie zrobiła. Jednak już jest za późno. Na pewno pamiętasz naszą rozmowę o przeznaczeniu. Ja swoje zmieniłem. Miałem cię zabić, nienawidzić, a się zakochałem. Miałem być twym największym wrogiem, a oddałbym wszystko, naprawdę wszystko, byś była bezpieczna i szczęśliwa. Chciałbym cofnąć czas i jeszcze raz to wszystko przeżyć, ale bez zbędnych wątpliwość, chciałbym znów patrzeć w twoje piękne oczu. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo żałuję tych niewykorzystanych chwil. Jednak najbardziej boli myśl, że tak miało być, że i tak nie mogliśmy być razem. Bo jak? Nawet we dwoje nie dalibyśmy rady całemu światu, bo wszyscy byli przeciwko nam. Przepraszam, że przeze mnie musiałaś przez to wszystko przechodzić, ale zrobiłbym to jeszcze raz, choćby po to, by wiedzieć, że żyjesz. Pewnie mnie znienawidzisz, bo złamałem ci serce i odszedłem, ale tak musiało być. Nie mogłem pozwolić, byś umarła w męczarniach, pozbawiona rozumu przez cienia. Ale z jednego się cieszę, wiesz? Bo oddałem za ciebie życie. Pewnie teraz zastanawiasz się, skąd ja to wiem, ale ten list napisałem dzień wcześniej. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że tak się stanie, że przyjdziesz. Wiedziałem, że będziesz żyć, a to ja odejdę, ale nie wiedziałem, w jaki sposób się to stanie. Bardzo cię przepraszam mogłem ci powiedzieć, ale to by nic nie zmieniło. Nie było dla nas innego zakończenia. Proszę, wybacz mi.
Milna kocham cię, bardziej niż kogokolwiek wcześniej. Byłem wychowany na zabójcę, ale tobie udało się odnaleźć we mnie człowieka. Odszukałaś i zawładnęłaś mym sercem. Dziękuję ci za to. Gdyby nie ty... nawet sobie nie wyobrażasz kim bym się stał. Wybacz mi to wszystko. Chciałbym jeszcze, byś spełniła moje ostatnie życzenie. Proszę wspomnij mnie czasem. Tylko czasami. I Cerx – chcę byś była szczęśliwa. Ułóż sobie życie tak, jak chcesz. Sama decyduj. Nikt, nawet twoi rodzice nie mają prawa robić tego za ciebie. I zawsze bądź sobą. Kochana gdybym mógł zatrzymać wszystko, co przemija, wybrałbym nieśmiertelność, bo nasza miłość przetrwa całą wieczność. Zawsze będę gdzieś blisko, nie zostawię cię samej. Ucz się dalej magii i nie poddawaj się. Jeszcze kiedyś się spotkamy, jednak mam nadzieje, że nieprędko. Powodzenia najdroższa.
Kocham cię i pamiętaj – miłość zwycięża wszystko.
Twój Mexarius
PS Wiem, że jeżeli zasiądziesz na tronie to będziesz wspaniałą królową.
Cerxina otarła łzy i odłożyła list na szafkę. Przez chwilę lśnił on bardzo jasno, po czym zamienił się w białą róże, którą był od czasu ich spotkania przy wodospadzie.
Dziewczyna objęła się ramionami i zaszlochała. To nie tak miało być.
W końcu położyła się z powrotem do łóżka czekając, aż jej służka przyniesie nowy opatrunek. Przeżyła tylko dzięki Mexariusowi i jego ofierze. Po bitwie król wezwał nowych gwardzistów, którzy uprzątnęli ciała swych braci i przenieśli Cerx do jej komnaty, a chłopaka do kostnicy. Jego skromny pogrzeb odbył się, gdy dziewczyna leżała jeszcze nieprzytomna i nieświadoma tego, co się stało. Pierwsze, o co spytała po przebudzeniu to było Gdzie jest Mexarius? i Czy wszystko z nim w porządku? Wszyscy w pokoju spuścili głowy, a król spojrzał na nią ze strachem i smutkiem. „On nie żyje”.
Dni straciły swoje kolory, świat stał się płaski i pusty. Tylko róża na szafce wciąż świeża nie więdła zachowując swą biel i przypominając o tym, co niegdyś było piękne i cudowne, a teraz stało się odległym wspomnieniem.
Minął miesiąc, a może nawet więcej, choć teraz czas się nie liczył, nie miał znaczenia. Załamanie sprawiło, że nie do końca uleczone rany goiły się powoli i nienajlepiej. Jednak dziewczyna nie pozwoliła magom się do siebie zbliżyć. Te blizny będą pamiątką i ciągle żywym wspomnieniem.
Pewnego słonecznego dnia Cerx pierwszy raz od bitwy sama, z własnej woli wstała z łóżka i podeszła do lustra. Była cieniem dawnej siebie. Jej twarz znaczyły ślady łez, a podbite oczy wyrażały tylko smutek. Ostatnie spojrzenie i powlokła się powoli do łazienki. Wolała nie patrzeć na tą żałosną i słabą wersje Cerxiny. Niespiesznie ubrała się i ruszyła do drzwi by wreszcie wyjść na słońce. Nadeszła jesień, piękna, złota i już czas, by przestała się ukrywać. To nic nie da, a tylko będzie rozdzierać stare rany. Zatrzymała się jeszcze, by zabrać miecz, który lśnił wypolerowany czekając na swą panią.
Szybkim krokiem przemierzyła korytarze, a czarna suknia łopotała wokół jej nóg. Gdy wreszcie dotarła do głównych drzwi zawahała się przez ułamek sekundy. Jeszcze raz spojrzała na sale i korytarze, na krzątające się pokojówki, które patrzyły na nią z radością, ale i obawą, i otwarła drzwi. Do pomieszczenie wdarł się złocisty promień słońca pieszcząc swym przyjemnym ciepłem twarz dziewczyny. Tutaj nic się nie zmieniło.
Puściła się biegiem przed siebie. To był pierwszy raz kiedy biegła, kiedy wreszcie znalazła odwagę, by przeciwstawić się smutkowi, gdy odkryła siłę, a cichy głos w głowie kazał działać, kazał podnieść się z popiołów. Suknia nieco krępowała jej ruchy, ale to jej nie obchodziło. Chciała jak najszybciej tam dotrzeć, chciała wreszcie to zobaczyć. Po kilku minutach przed jej oczami pojawił się cmentarz. Zwolniła i pełna obaw, z nowym smutkiem, który zagościł w jej sercu przekroczyła jego bramę.
Mijała rzędy nagrobków przypatrując się w większości starym już płytom i wyblakłym napisom. Tyle istnień było złożonych tutaj czekając po drugiej stronie na swych najbliższych, obserwując ich i opiekując się nimi z góry. Tylu z jej poddanych oddało życie za kraj lub króla, a tylu umarło w obronie swoich rodzin.
W końcu znalazła go. Cel jej podróży błyszczał smutno przed nią. Czarna płyta z wygrawerowanym złotym napisem – Mexarius. Cerx uklękła, a łzy polały się strumieniami. Jednak nie mogła sobie pozwolić na smutek i żałość, nie teraz, gdy wreszcie miała odwagę sama decydować o swoim życiu. W jej dłoni pojawiła się biała róża. Nawet nie wiedziała, jak to zrobiła, ale ona po prostu tam była. Dziewczyna położyła kwiat na nagrobku i uśmiechnęła się smutno.
- Też cię kocham. I nigdy cię nie zapomnę. Dałeś mi nowe życie. Już na zawsze zostaniesz w mym sercu. I miałeś racje mówiąc, że miłość zwycięża wszystko. Kocham cię. Żegnaj.
Powoli wstała i ruszyła do bramy. Słońce było wysoko, a lekki wiatr sprawiał, że dzień był chłodny, lecz przyjemny. Cerxina zmierzała do ICH miejsca. Właśnie mijała zamek, gdy w jej głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl. Biegiem przemierzyła korytarz i wpadła do swojego pokoju. Do skórzanego plecaka zapakowała sztylety, dwa gorsety, kilka koszul i spodnie. Zamiast pantofli włożyła wysokie buty i zarzuciła na ramiona płaszcz. Nim zdążyła się rozmyślić wybiegła z pokoju i z zamku kierując się instynktem nad wodospad.
Powitał ją szum wody i śpiew ptaków. Wszystko było takie jak wtedy, jednak jesień zmieniła kolory drzew i traw, a kwiaty zniknęły, by pojawić się za rok. Zimna woda kaskadami spadała w dół z potężnym hukiem uderzając w niewielkie jezioro na dole, rozpryskując się na boki. Dziewczyna usiadła na skale i zdjęła buty stawiając je obok siebie obok plecaka. Przez chwilę siedziała w ciszy, mocząc stopy w zimnym nurcie, drżąc przy każdym podmuchu niosącym ze sobą złote liście, które wplatały się w jej włosy. Podniosła wzrok i spojrzała na półkę skalną, na której siedzieli wtedy z Mexariusem. Była taka samotna, lecz wiedziała już co zrobi, wiedziała dla kogo.
Wstała, ubrała buty i zarzuciła na ramię plecak. Obrzucając ostatnim spojrzeniem wodospad przyszły jej do głowy słowa pewnego niedołężnego starca, którego kiedyś przypadkiem spotkała. W jej głowie pojawił się Mexarius, jak żywy kiwając z zachętą głową. Czas na nią. Zbyt długo siedziała w miejscu, bez ruchu czekając na jakiś znak i siłę. Teraz to ona zmieni swoje przeznaczenie, znajdzie odwagę, by znów żyć. Dla niego.
Ruszyła przed siebie, sama nie wiedziała gdzie, a towarzyszyło jej wspomnienie ukochanego, ich wspólnych chwil i słowa owego starca, które wypowiedział umierając: „Bo kochać to znaczy móc zrobić wszystko, móc wszystko stracić.”
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
02-05-2013, 07:03 PM (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-05-2013, 10:14 PM przez Matpollo.)
Jedna z najlepszych opowieści jakie czytałem - fascynująca, poruszająca. Napisana pięknym językiem, opowiadająca historię. Nie tylko piękną, nie wzruszającą, ale i żywą - w Tobie, w Cerxinie.
[...] wiatr zaczął śpiewać. Smutna melodia sączyła się między murami wprawiając w zadumę, łamiąc serce. Może właśnie tak brzmi nienawiść, która kiełkując żywi się tym, co niegdyś było piękne i dostojne, co dawało życie i radość.
Zgadzam się, że w życiu jest więcej dramatów niż szczęśliwych zakończeń, ale czy nie na tym rzecz polega by dążyć do szczęścia? Nawet jeżeli historia nie kończy się happy endem, nie znaczy, że jest zła czy tragiczna. Cerxina i Mexarius pokazali, co jest w życiu człowieka najważniejsze. Nie to, by być szczęśliwym w szczęśliwym świecie, ale by być szczęśliwym w każdej sytuacji, do której nie jest potrzebny happy end, a prawdziwość ludzi, uczuć i sytuacji. Udało im się osiągnąć cel. Dziękuję Ci Aideen za tę niesamowitą historię. Piszesz pięknie, a to opowiadanie jest świetnym materiałem na książkę...