07-11-2013, 09:33 PM
Był to czas ostatnich dni schyłku lata, kiedy noce stawały się coraz chłodniejsze, liście zaś zaczynały mienić się złotem i czerwienią. Mężczyzna w skórzanej kurtce i zielonym płaszczu, jak to zwykł robić wieczorami, siedział przed swoją chatą na skraju lasu oddalonego nieco od wioski i puszczał kółka z dymu ziela fajkowego, spoglądając to na trakt na zachodzie, to na zabudowania i ludzi wracających z pól czy łąk. Brązowe włosy przetkane już nitkami siwizny opadały na jego muskularne ramiona, natomiast wyraz twarzy mężczyzny sprawiał wrażenie, jakby ten był nieobecny.
Tymczasem skrajem lasu szła powłócząc nogami zmęczona podróżniczka. Jedyną osłodą w wędrówce był wiatr rozwiewający jej piękne brązowe włosy, które w ostatnich promieniach słońca mieniły się rudym kolorem. Gdyby ktoś o dobrym wzroku bacznie przyjrzałby się kobiecie, zauważyłby, że jest elfką – spod włosów wystawały bowiem szpiczaste uszy, a i smukła sylwetka wskazywała na elfie pochodzenie podróżniczki.
Nasza elfka udała się w stronę chaty z nadzieją, iż zamieszkujący ją człowiek będzie osobą przyjazną dla podróżników, a tym bardziej elfów. Gdy tylko ujrzała mężczyznę pykającego powoli fajkę wymusiła uśmiech i zapytała głośno:
- Panie, masz może coś dla strudzonego wędrowca? Choćby trochę wody i chleba.
Zapytany otrząsnął się i odwrócił spoglądając na kobietę. Po chwili roześmiał się, wstał i rozłożył szeroko ręce.
- Nie wierzę, Stokrotko...
- Mat? Co Ty tutaj robisz? - Na twarzy nazwanej Stokrotką elfki pojawił się uśmiech, tym razem szczery. Uścisnęła serdecznie swojego dawnego przyjaciela.
- Siadaj, moja droga, przyniosę wodę i coś na ząb, porozmawiamy później! Rozentuzjazmowany mężczyzna ciągle uśmiechając się wszedł do chatki i po dłuższej chwili wrócił z tacą zastawioną pajdami chleba, masłem, twarogiem i suszonym mięsem. Położył jedzenie na ławce obok kobiety i udał się do domu jeszcze raz, tym razem wrócił nie z jedzeniem czy obiecaną wodą, a z antałkiem wina i kubkami.
- Dziękuję, nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem głodna. - Mówiła kobieta sięgając ręką po kubek z winem podany przez Mata. - Przez moją głupią nieuwagę dałam się okraść w karczmie!
- Ty? Nie wierzę – mężczyzna pokręcił głową. Co Ci ukradli?
- Prawie wszystko, Łuczniku. Nie dość, że zostawili mi tylko parę złotych monet, to jeszcze zabrali cały prowiant. Zabiję dziadów, jak znajdę! - Cerxina zaklęła. - Broń zostawili. Chyba w ogóle jej nie zauważyli, dzięki niebiosom za to! Powbijałabym im ją w zady, jakbym tylko wiedziała kto to był!
- Nie wątpię. - Pokiwał Łucznik z przekonaniem nalewając wina do kubków i uśmiechając się lekko.
- Gdzie to było, Stokrotko? Ukradli Ci coś, co mogłabyś rozpoznać?
- Dwa dni temu w karczmie. Skądże – wzięli tylko prowiant, a było go niewiele, oraz sakiewkę. Tam było akurat sporo złota.
- Cholera, no to widzisz, obawiam się, że nie będziemy mogli znaleźć tych sukinsynów. Wszak złodziejaszków niemało.
- Ha, są wszędzie. Ale to nic – jakoś sobie poradzę. - Elfka wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. - A Ty, towarzyszu? Co tu robisz? Widzę, że nieźle się urządziłeś.
- Ta jest, widzisz. Mam kubki, tacę, wino, twaróg, ba, nawet łyżkę! - Zaśmiał się Mat.
- Co, jesteś leśniczym? - zadrwiła kobieta.
- Jasne. - Mat wyszczerzył się. - Oczyszczam trakty z bandytów, karczmy usiłuję oczyścić ze złodziejaszków. Takie tam – chociaż wiesz, bandyci już nie są tacy zuchwali i mało ich u nas. Albo wiszą za ratuszem miejskim, albo wynieśli się do innych okolic.
- Albo leżą po rowach nafaszerowani strzałami? - Elfka uśmiechnęła się szeroko.
- Cóż, to całkiem możliwe. Ale wiesz, to średnio dobre – dawno już nie byłem w długiej podróży.
- Nie narzekaj – wiesz, dawno nie miałam już nic w ustach, nie licząc suchego chleba. Z ostatniej karczmy mnie wyrzucili, bo nie miałam czym zapłacić.
- Jak będziesz za dużo paplać to też Cię wyrzucę. - Mat oparł się o ścianę chatki i wyciągnął nogi przed siebie, zamknął oczy i zaczął puszczać spokojnie kółka z fajki.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Jesteś okropny, wiesz? Ale mnie nie wyrzucaj. Nie chce mi się iść jeszcze dalej.
- Nie zamierzam. - Łucznik mówił ciągle nie otwierając oczu. - Nie wyrzuca się przyjaciół, nawet takich jak Ty.
- A co, zła jestem? No wiesz! - Cerxina uśmiechnęła się i rzuciła w nic nie spodziewającego się Mata skórką po chlebie. Łucznik jak gdyby nigdy nic podniósł skórkę która upadła na jego kurtkę, dmuchnął na nią i spałaszował uśmiechając się. Stokrotka przyglądała mu się wtenczas pilnie i w końcu powiedziała – jak jesteś taki głodny to mogę Ci coś zostawić.
- Nie, dziękuję, po prostu nie lubię marnować chleba. - Mat uśmiechnął się i spojrzał na przyjaciółkę. Ta odpowiedziała mu szelmowskim uśmiechem.
- I wiesz co Ci powiem? Starzejesz się bracie!
- Ja?! - Łucznik podniósł się urażony i spojrzał na przyjaciółkę.
- No Ty, Ty. Włosy Ci chyba trochę posiwiały, wyglądasz poważniej niż ostatnio.
- Ja posiwiałem?! Ja spoważniałem?!
- No mówię, że Ty! Jest tu ktoś jeszcze może? - Stokrotka spojrzała na Mata i uśmiechnęła się. Łucznik odpowiedział zmieszanym spojrzeniem.
- Mówisz poważnie?
- No tak. Mam dobrą pamięć. Zmieniłeś się. Niewiele, ale jednak.
- Mhm. - Mat wzruszył ramionami. - Uraczysz się fajką?
- Nie, dziękuję. Nie chcę psuć sobie smaku jedzenia. Ale Ty śmiało, dym mi nie przeszkadza.
Mężczyzna zaciągnął się głęboko dymem i puścił kilka kółek które uleciały ku szarzejącemu niebu.
- Nasz dawny przyjaciel mag potrafił formować różne przedmioty z tego dymu, albo zmieniać jego kolor. Pamiętasz go jeszcze? - Mat uśmiechnął się.
- Chodzi Ci o Akkarina?
- Ano o niego.
- Hm, pewnie siedzi gdzieś w domu uciech. - Stokrotka pokiwała głową.
- Zapewne. - Mat zaśmiał się cicho.
- Wiesz, kiedyś kurtyzany były potężnymi kobietami, miały bardzo wiele wpływów i mężczyzn owiniętych wokół palców.
- Cóż to musiałby być za czasy, że dziwki rządziły światem. - Zdziwił się mężczyzna.
- Piękne czasy bracie. I nie dziwki. Kobiety wpływowe, które miały więcej forsy niż niejeden szlachcic czy rycerz.
- No to kurtyzany czy kobiety wpływowe? - Łucznik gubił się w tym coraz bardziej.
- To jedno i to samo. Dziwka nie zawsze jest złem. No i każda kurtyzana to kobieta, czyż nie? - Prowadziła swój wywód Cerxina.
- Jak to? Wszak kurtyzana to jeno bardziej ekskluzywne określenie dziwki, czyż nie?
- Och, Ty tępy młocie! - Kobieta przewróciła oczami. Widać, że jesteś mężczyzną.
- Zgoda, zgoda. Wszak dziwka dziwce nierówna.
- Znawca się odezwał.
- Znawcą nie jestem, bo nie korzystam. - Mat wyszczerzył się.
- A widzę masz zadziwiającą w tej kwestii, jak na to, że nie korzystasz z ich usług. - Stokrotka postanowiła wytłumaczyć przyjacielowi o czym mówiła - chodziło mi o to, że kiedyś kurtyzanami nazywano nie dziwki, a wpływowe szanowne damy dworów.
- Już rozumiem, wybacz w takim razie. - Łucznik uśmiechnął się i teatralnie ułożył ręce w błagalnym geście.
- Och, przymknij się. - Stokrotka udając naburmuszoną odwróciła się w drugą stronę.
- Zaczekaj więc, moja droga.
Mężczyzna udał się do domu – gdy nie wracał dłuższą chwilę Cerxina zawołała:
- Mat! Co Ty tam robisz?!
- Porwaali mnie! - Z wnętrza domu dobiegł śmiech.
Kobieta uśmiechnęła się i wkroczyła do środka gdzie ujrzała Mata dolewającego wrzącej wody do balii stojącej na środku pokoju.
- Ty... Nikt ci nie mówił, że nieładnie kłamać?
Mat zaśmiał się i wskazał jej balię.
- Chwila. Mat, czy Ty mi właśnie każesz się wykąpać? - Cerxina zmarszczyła brwi, Łucznik natomiast wyszedł przed dom bez słowa uśmiechając się pod nosem.
Kobieta pokręciła głową i uśmiechnęła się, po czym przystąpiła do kąpieli – nie śpieszyła się, bowiem od dawna jej ciało nie czuło gorącej wody, ona zaś sama takiego spokoju i relaksu. Gdy w końcu wyszła przed dom ujrzała Mata siedzącego na ławce, jednak bez fajki. Uśmiechnął się szeroko gdy ją ujrzał – jej wilgotne włosy delikatnie zaczęły formować się w loki, co nadawało jej jeszcze więcej piękna. Kobieta widząc, że przyjaciel przygląda się jej, zatrzepotała rzęsami i powiedziała przekonującym głosem:
- Wiesz, teraz powinieneś dać mi nową suknię i wyprawić na bal.
- Psia krew, Cerx! Dałaś mi świetny pomysł! - Łucznik aż podskoczył.
- Co, dasz mi nową suknię? - Zaśmiała się elfka.
- A żebyś wiedziała, Stokrotko, żebyś wiedziała. Tak się składa, że jestem zaproszony na ślub.
- Co? Ciebie zaprosili na ślub? Ten ktoś musiał postradać rozum! - Kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się.
- Ano tak, w końcu zaprosił mnie nie kto inny, jak mój znajomy z korpusu – pełni funkcję taką samą jaką pełnię ja. - Mat uśmiechnął się.
- I co, zaprosił Cię? Naprawdę?
- Naprawdę naprawdę, Stokrotko. Co prawda planowałem w tym czasie wykręcić się ganianiem za bandytami po lasach, ale skoro już u mnie jesteś... Co powiesz na to, abyś poszła ze mną, moja droga? - Mat szarmancko ukłonił się Cerxinie i zaśmiał.
- No dobra, ale nie wpadłeś na to, że nie wszyscy lubią towarzystwo elfów? Komuś mogłoby się nie spodobać, że mnie przyprowadziłeś.
- Niby racja. - Mat zasępił się, po czym dodał wesoło – jest jeden szczegół.
- No jaki?
- Mój znajomek żeni się z elfką, Stokrotko.
- No dobrze. Ale nie mam pieniędzy.
- No co Ty nie powiesz? Przecież wiem. Nie martw się o to.
- Czyli zapraszasz mnie na ślub? - Cerxina uniosła brwi.
- Ano tak.
- Jesteś pewien?
- Jestem pewien! A teraz idź spać, bo zaraz zaczniesz gadać od rzeczy. Łóżko jest do Twojej dyspozycji, ja prześpię się na podłodze.
- No, raczej. Masz szczęście, że to powiedziałeś.
Mat uśmiechnął się i przepuścił Cerxinę w drzwiach, po czym zdjął ze ściany futro upolowanego kiedyś niedźwiedzia i położył je przed paleniskiem. Kobieta pomogła mu rozpalić ogień za pomocą magii, po czym rzuciła nań zaklęcia podtrzymania płomienia. W końcu ułożyli się do snu.
- Ja się starzeję, psia krew... - Mat szepnął po cichu i pokręcił głową, po czym uśmiechnął się lekko.
Tymczasem skrajem lasu szła powłócząc nogami zmęczona podróżniczka. Jedyną osłodą w wędrówce był wiatr rozwiewający jej piękne brązowe włosy, które w ostatnich promieniach słońca mieniły się rudym kolorem. Gdyby ktoś o dobrym wzroku bacznie przyjrzałby się kobiecie, zauważyłby, że jest elfką – spod włosów wystawały bowiem szpiczaste uszy, a i smukła sylwetka wskazywała na elfie pochodzenie podróżniczki.
Nasza elfka udała się w stronę chaty z nadzieją, iż zamieszkujący ją człowiek będzie osobą przyjazną dla podróżników, a tym bardziej elfów. Gdy tylko ujrzała mężczyznę pykającego powoli fajkę wymusiła uśmiech i zapytała głośno:
- Panie, masz może coś dla strudzonego wędrowca? Choćby trochę wody i chleba.
Zapytany otrząsnął się i odwrócił spoglądając na kobietę. Po chwili roześmiał się, wstał i rozłożył szeroko ręce.
- Nie wierzę, Stokrotko...
- Mat? Co Ty tutaj robisz? - Na twarzy nazwanej Stokrotką elfki pojawił się uśmiech, tym razem szczery. Uścisnęła serdecznie swojego dawnego przyjaciela.
- Siadaj, moja droga, przyniosę wodę i coś na ząb, porozmawiamy później! Rozentuzjazmowany mężczyzna ciągle uśmiechając się wszedł do chatki i po dłuższej chwili wrócił z tacą zastawioną pajdami chleba, masłem, twarogiem i suszonym mięsem. Położył jedzenie na ławce obok kobiety i udał się do domu jeszcze raz, tym razem wrócił nie z jedzeniem czy obiecaną wodą, a z antałkiem wina i kubkami.
- Dziękuję, nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem głodna. - Mówiła kobieta sięgając ręką po kubek z winem podany przez Mata. - Przez moją głupią nieuwagę dałam się okraść w karczmie!
- Ty? Nie wierzę – mężczyzna pokręcił głową. Co Ci ukradli?
- Prawie wszystko, Łuczniku. Nie dość, że zostawili mi tylko parę złotych monet, to jeszcze zabrali cały prowiant. Zabiję dziadów, jak znajdę! - Cerxina zaklęła. - Broń zostawili. Chyba w ogóle jej nie zauważyli, dzięki niebiosom za to! Powbijałabym im ją w zady, jakbym tylko wiedziała kto to był!
- Nie wątpię. - Pokiwał Łucznik z przekonaniem nalewając wina do kubków i uśmiechając się lekko.
- Gdzie to było, Stokrotko? Ukradli Ci coś, co mogłabyś rozpoznać?
- Dwa dni temu w karczmie. Skądże – wzięli tylko prowiant, a było go niewiele, oraz sakiewkę. Tam było akurat sporo złota.
- Cholera, no to widzisz, obawiam się, że nie będziemy mogli znaleźć tych sukinsynów. Wszak złodziejaszków niemało.
- Ha, są wszędzie. Ale to nic – jakoś sobie poradzę. - Elfka wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. - A Ty, towarzyszu? Co tu robisz? Widzę, że nieźle się urządziłeś.
- Ta jest, widzisz. Mam kubki, tacę, wino, twaróg, ba, nawet łyżkę! - Zaśmiał się Mat.
- Co, jesteś leśniczym? - zadrwiła kobieta.
- Jasne. - Mat wyszczerzył się. - Oczyszczam trakty z bandytów, karczmy usiłuję oczyścić ze złodziejaszków. Takie tam – chociaż wiesz, bandyci już nie są tacy zuchwali i mało ich u nas. Albo wiszą za ratuszem miejskim, albo wynieśli się do innych okolic.
- Albo leżą po rowach nafaszerowani strzałami? - Elfka uśmiechnęła się szeroko.
- Cóż, to całkiem możliwe. Ale wiesz, to średnio dobre – dawno już nie byłem w długiej podróży.
- Nie narzekaj – wiesz, dawno nie miałam już nic w ustach, nie licząc suchego chleba. Z ostatniej karczmy mnie wyrzucili, bo nie miałam czym zapłacić.
- Jak będziesz za dużo paplać to też Cię wyrzucę. - Mat oparł się o ścianę chatki i wyciągnął nogi przed siebie, zamknął oczy i zaczął puszczać spokojnie kółka z fajki.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Jesteś okropny, wiesz? Ale mnie nie wyrzucaj. Nie chce mi się iść jeszcze dalej.
- Nie zamierzam. - Łucznik mówił ciągle nie otwierając oczu. - Nie wyrzuca się przyjaciół, nawet takich jak Ty.
- A co, zła jestem? No wiesz! - Cerxina uśmiechnęła się i rzuciła w nic nie spodziewającego się Mata skórką po chlebie. Łucznik jak gdyby nigdy nic podniósł skórkę która upadła na jego kurtkę, dmuchnął na nią i spałaszował uśmiechając się. Stokrotka przyglądała mu się wtenczas pilnie i w końcu powiedziała – jak jesteś taki głodny to mogę Ci coś zostawić.
- Nie, dziękuję, po prostu nie lubię marnować chleba. - Mat uśmiechnął się i spojrzał na przyjaciółkę. Ta odpowiedziała mu szelmowskim uśmiechem.
- I wiesz co Ci powiem? Starzejesz się bracie!
- Ja?! - Łucznik podniósł się urażony i spojrzał na przyjaciółkę.
- No Ty, Ty. Włosy Ci chyba trochę posiwiały, wyglądasz poważniej niż ostatnio.
- Ja posiwiałem?! Ja spoważniałem?!
- No mówię, że Ty! Jest tu ktoś jeszcze może? - Stokrotka spojrzała na Mata i uśmiechnęła się. Łucznik odpowiedział zmieszanym spojrzeniem.
- Mówisz poważnie?
- No tak. Mam dobrą pamięć. Zmieniłeś się. Niewiele, ale jednak.
- Mhm. - Mat wzruszył ramionami. - Uraczysz się fajką?
- Nie, dziękuję. Nie chcę psuć sobie smaku jedzenia. Ale Ty śmiało, dym mi nie przeszkadza.
Mężczyzna zaciągnął się głęboko dymem i puścił kilka kółek które uleciały ku szarzejącemu niebu.
- Nasz dawny przyjaciel mag potrafił formować różne przedmioty z tego dymu, albo zmieniać jego kolor. Pamiętasz go jeszcze? - Mat uśmiechnął się.
- Chodzi Ci o Akkarina?
- Ano o niego.
- Hm, pewnie siedzi gdzieś w domu uciech. - Stokrotka pokiwała głową.
- Zapewne. - Mat zaśmiał się cicho.
- Wiesz, kiedyś kurtyzany były potężnymi kobietami, miały bardzo wiele wpływów i mężczyzn owiniętych wokół palców.
- Cóż to musiałby być za czasy, że dziwki rządziły światem. - Zdziwił się mężczyzna.
- Piękne czasy bracie. I nie dziwki. Kobiety wpływowe, które miały więcej forsy niż niejeden szlachcic czy rycerz.
- No to kurtyzany czy kobiety wpływowe? - Łucznik gubił się w tym coraz bardziej.
- To jedno i to samo. Dziwka nie zawsze jest złem. No i każda kurtyzana to kobieta, czyż nie? - Prowadziła swój wywód Cerxina.
- Jak to? Wszak kurtyzana to jeno bardziej ekskluzywne określenie dziwki, czyż nie?
- Och, Ty tępy młocie! - Kobieta przewróciła oczami. Widać, że jesteś mężczyzną.
- Zgoda, zgoda. Wszak dziwka dziwce nierówna.
- Znawca się odezwał.
- Znawcą nie jestem, bo nie korzystam. - Mat wyszczerzył się.
- A widzę masz zadziwiającą w tej kwestii, jak na to, że nie korzystasz z ich usług. - Stokrotka postanowiła wytłumaczyć przyjacielowi o czym mówiła - chodziło mi o to, że kiedyś kurtyzanami nazywano nie dziwki, a wpływowe szanowne damy dworów.
- Już rozumiem, wybacz w takim razie. - Łucznik uśmiechnął się i teatralnie ułożył ręce w błagalnym geście.
- Och, przymknij się. - Stokrotka udając naburmuszoną odwróciła się w drugą stronę.
- Zaczekaj więc, moja droga.
Mężczyzna udał się do domu – gdy nie wracał dłuższą chwilę Cerxina zawołała:
- Mat! Co Ty tam robisz?!
- Porwaali mnie! - Z wnętrza domu dobiegł śmiech.
Kobieta uśmiechnęła się i wkroczyła do środka gdzie ujrzała Mata dolewającego wrzącej wody do balii stojącej na środku pokoju.
- Ty... Nikt ci nie mówił, że nieładnie kłamać?
Mat zaśmiał się i wskazał jej balię.
- Chwila. Mat, czy Ty mi właśnie każesz się wykąpać? - Cerxina zmarszczyła brwi, Łucznik natomiast wyszedł przed dom bez słowa uśmiechając się pod nosem.
Kobieta pokręciła głową i uśmiechnęła się, po czym przystąpiła do kąpieli – nie śpieszyła się, bowiem od dawna jej ciało nie czuło gorącej wody, ona zaś sama takiego spokoju i relaksu. Gdy w końcu wyszła przed dom ujrzała Mata siedzącego na ławce, jednak bez fajki. Uśmiechnął się szeroko gdy ją ujrzał – jej wilgotne włosy delikatnie zaczęły formować się w loki, co nadawało jej jeszcze więcej piękna. Kobieta widząc, że przyjaciel przygląda się jej, zatrzepotała rzęsami i powiedziała przekonującym głosem:
- Wiesz, teraz powinieneś dać mi nową suknię i wyprawić na bal.
- Psia krew, Cerx! Dałaś mi świetny pomysł! - Łucznik aż podskoczył.
- Co, dasz mi nową suknię? - Zaśmiała się elfka.
- A żebyś wiedziała, Stokrotko, żebyś wiedziała. Tak się składa, że jestem zaproszony na ślub.
- Co? Ciebie zaprosili na ślub? Ten ktoś musiał postradać rozum! - Kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się.
- Ano tak, w końcu zaprosił mnie nie kto inny, jak mój znajomy z korpusu – pełni funkcję taką samą jaką pełnię ja. - Mat uśmiechnął się.
- I co, zaprosił Cię? Naprawdę?
- Naprawdę naprawdę, Stokrotko. Co prawda planowałem w tym czasie wykręcić się ganianiem za bandytami po lasach, ale skoro już u mnie jesteś... Co powiesz na to, abyś poszła ze mną, moja droga? - Mat szarmancko ukłonił się Cerxinie i zaśmiał.
- No dobra, ale nie wpadłeś na to, że nie wszyscy lubią towarzystwo elfów? Komuś mogłoby się nie spodobać, że mnie przyprowadziłeś.
- Niby racja. - Mat zasępił się, po czym dodał wesoło – jest jeden szczegół.
- No jaki?
- Mój znajomek żeni się z elfką, Stokrotko.
- No dobrze. Ale nie mam pieniędzy.
- No co Ty nie powiesz? Przecież wiem. Nie martw się o to.
- Czyli zapraszasz mnie na ślub? - Cerxina uniosła brwi.
- Ano tak.
- Jesteś pewien?
- Jestem pewien! A teraz idź spać, bo zaraz zaczniesz gadać od rzeczy. Łóżko jest do Twojej dyspozycji, ja prześpię się na podłodze.
- No, raczej. Masz szczęście, że to powiedziałeś.
Mat uśmiechnął się i przepuścił Cerxinę w drzwiach, po czym zdjął ze ściany futro upolowanego kiedyś niedźwiedzia i położył je przed paleniskiem. Kobieta pomogła mu rozpalić ogień za pomocą magii, po czym rzuciła nań zaklęcia podtrzymania płomienia. W końcu ułożyli się do snu.
- Ja się starzeję, psia krew... - Mat szepnął po cichu i pokręcił głową, po czym uśmiechnął się lekko.
odpalajta swe motóry
zakładajta a'la skóry
zakładajta a'la skóry