12-30-2012, 03:22 PM
O krok od śmierci
Szła ciemną uliczką przez Weranę odwracając się nerwowo przy najmniejszym szeleście, czy szmerze. Ubrana w czarny płaszcz z kapturem na głowie, w słabym świetle księżyca była prawie niewidzialna. Wiedziała, że Chris idzie ulicą równoległą i przy najbliższej okazji spotkają się i pobiegną dalej, ale miała bardzo złe przeczucia. Coś nie dawało jej spokoju, jak gdyby to co się działo było tylko iluzją, grą. Tylko z kim miała grać?
Przyspieszyła kroku, gdy nagle usłyszała krzyk przerażenia. Włoski zjeżyły się jej na karku. Spojrzała w boczną uliczkę z której dobiegał hałas walki i ujrzała Chrisa walczącego z czterema żołnierzami, których stroje nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kim byli. Najemnicy.
Chris walczył dzielnie mając ranę na plecach, od której jego czarny płaszcz stopniowo przemakał. Jeden z żołnierzy ciął go przez brzuch i zarechotał złowrogo, podczas gdy Chris osunął się na kolana.
Ava patrzyła na walkę i porażkę przyjaciela jak zaczarowana. Nie mogła wykrztusić słowa, nawet się poruszyć, ale miała pewność, że to już kiedyś się zdarzyło. I wiedziała, co będzie dalej. Z przerażeniem przyglądała się, jak żołnierz o coś pyta, ale Chris nie odpowiada, za co najemnik uderza go w twarz, a po chwili drugi z nich kopie go w brzuch i roześmianą gromadą ruszają w przeciwnym kierunku.
Dziewczyna szybko podbiegła do Chrisa, nie dbając, czy żołnierze ją zobaczą. Pochyliła się nad nim i wzięła w dłonie jego posiniaczoną twarz.
- Chris… – załkała cicho.
Otworzył powoli oczy, które napełniły się trwogą spoglądając przez jej ramię. Ava z radości, że jeszcze żyje nie zwróciła na to uwagi i przytuliła go. Chris jednak nie poruszył się tylko szepnął: uciekaj. Dziewczyna odwróciła się powoli bojąc się tego, co tam zobaczy.
Błysnął platynowy miecz z wysadzaną brylantami rękojeścią i król zaśmiał się potwornie, patrząc w oczy Avy, która zobaczywszy swoją krew na ostrzu tkwiącym w jej piersi krzyknęła przerażona. Lecz ktoś trzymał ją za ręce i powtarzał coś w kółko. Obraz powoli zaczął się zamazywać, nawet ból ustąpił, tylko natarczywy głos wołający ją z oddali został i ciągle przybierał na sile.
Ava obudziła się gwałtownie siadając na łóżku i zderzając się głową z Lupousem.
- Ałć… – jęknął odsuwając się i puszczając jej ręce.
Dziewczyna oddychała niespokojnie z przerażeniem patrząc na swoją pierś, na której prawie nic nie było, oprócz maleńkiej blizny w kształcie miecza.
- Co to było – zapytała cicho patrząc na maga.
Lupous wbił wzrok w podłogę bawiąc się rąbkiem swojej szaty.
- Co to do cholery było! – krzyknęła rozjuszona. – Natychmiast masz mi to wyjaśnić.
Westchnął przeciągle.
- Sen. Albo raczej koszmar.
- Kłamiesz – wycedziła. – Po snach, a nawet koszmarach nie zostaje to!
Pokazała mu bliznę na piersi dokładnie w tym miejscu, w którym znajdowało się jej serce, teraz bijące jak oszalałe z trwogi i wściekłości.
Spojrzał na nią ze smutkiem przeszywając ją spojrzeniem swych zimnych, błękitnych oczu.
- Ciesz się, że tylko tyle z tego zostało – szepnął. – Gdyby nie ja, już byś była martwa.
Pokręciła gwałtownie głową, a z oczu popłynęły łzy.
- Nic nie rozumiem! Dlaczego mi nie powiesz prawdy? – spojrzała na niego ze złością. – Co to było?
Lupous wstał powoli i poprawił poły swojego płaszcza.
- Ubierz się i ochłoń. Za piętnaście minut ktoś po ciebie przyjdzie i zaprowadzi cię do jadalni. Zjemy razem kolację, a później ci wszystko wytłumaczę.
- Później?! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Mam żyć jak gdyby nigdy nic, wiedząc, że mój przyjaciel nie żyje, a król we śnie próbował mnie zabić?
- Wszystko ci wyjaśnię – powiedział zirytowany. – Ubierz się.
I wyszedł.
Ava opadła na łóżko pozwalając sobie na chwilę słabości. Wtuliła twarz w poduszkę i zaczęła nucić swoją ulubioną piosenkę:
Wszystko jest źle, marzenie mam
by zmienić ten świat.
Endanos złoty blask,
napełnia mnie siłą wielkiej Bath.
Prę do przodu, nie spocznę
legendy odnowię czar,
niech wszyscy dzisiaj wiedzą
kim była piękna Bath.
Zasiadam na tronie zdobionym,
zwrócę Wernachtii dawny blask.
Legendy odżyją wśród ludu
będzie to piękny, złoty czas.
Więc, gdy marzenie wielkie spełnisz,
gdy już wszystko dobrze jest,
obmyj się w Karr wodach czystych
i wielka Bath niech z tobą jest.
Ava zaśmiała się pod nosem. Minęło sporo czasu od kiedy ostatnim razem ją śpiewała. Teraz ta piosenka przemawiała do niej, dodawała jej otuchy i nadziei jak stary, dobry przyjaciel.
Zwlokła się powoli z łóżka i zajrzała do wielkiej, mahoniowej szafy. Znajdowały się w niej suknie i kilka szat z długimi rękawami i kapturem, takich, jakich nikt w całym Endanos nie nosi. Wyjęła szkarłatną suknię i zatrzasnęła drzwiczki. Rozebrała swój strój, który składał się z jej starych ubrań podróżnych i przyjrzała się kreacji leżącej na jej łożu. Suknia w kolorze szkarłatu. Jak krew.
Otrzęsła się i szybko ubrała. Miała w tym wprawę, ale jednak pożałowała, że nie ma tu pokojówki, która mogła by jej pomóc przy gorsecie. Zasznurowawszy wszystkie wstążki i zapiąwszy guziczki, podeszła do wielkiego lustra stojącego obok szafy i zobaczyła siebie, ale jakąś inną. Jej twarz przez ten rok wydoroślała, sylwetka zdawała się bardziej krucha, a porcelanowa cera była bledsza niż zwykle. Nowym elementem jej wyglądu była również niewielka blizna.
Ava westchnęła i rozejrzała się po pokoju. Przestronne pomieszczenie było urządzone w przepychu, ale ze smakiem. Łóżko z baldachimem znajdowało się na środku, po bokach były dwa wielkie okna ze złotymi zasłonami, za którymi powoli zapadał zmierzch; pod ścianą po prawej były kanapa i masywne biurko z mahoniu. Na przeciwko umieszczono niewielki stolik ze szklanym blatem i trzy krzesła z obijanymi złotą tkaniną oparciami. Po środku znajdował się zdobiony dywan z wełny. Ava westchnęła. Jej komnata była wspaniała.
Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Ava podeszła i otworzyła je. W progu, z uniesioną do góry pięścią, by zapukać jeszcze raz stała młoda dziewczyna z pulchną buzią i błyszczącymi oczami.
- Miałam zaprowadzić cię na posiłek… – wyjąkała nieśmiało.
- To chodźmy – skinęłam głową wychodząc z pokoju i zamykając drzwi.
Służąca pewnym krokiem prowadziła ją po krętych korytarzach. Zapadła niezręczna cisza, podczas której Ava biła się z myślami.
- Jesteś uczennicą Mistrza Lupousa? – zapytała cicho zerkając na Avę przez ramię.
- Tak… a ty skąd wiesz?
- Słyszałam jak Mistrz wydawał polecenia kucharzowi, mówiąc, że ma ważnego gościa, który zostaje na stałe – zaczerwieniła się zawstydzona, z powodu podsłuchiwania. – Przepraszam. Nie powie mu panienka?
Ava zmierzyła ją zdumionym wzrokiem. Niby czemu miała by ją wydać?
- Nie powiem. – Zaśmiała się cicho. – Czy ty się go boisz?
- Ja… trochę.
- A czemu? – zapytała zaintrygowana Ava. Każda wiadomość o jej mistrzu może okazać się przydatna.
- On… nie, przepraszam nie mogę. Powiem tylko, że bywa przerażający i niemiły. Ale to dobry człowiek – zrefleksowała się od razu.
- Och. – Nie potrafiła powiedzieć nic więcej.
Przeszły przez wielki, wystawny hol, w którym na ścianach wisiały portrety nieznanych Avie osób i skierowały się do masywnych, przeszklonych drzwi. Służąca otworzyła je i skłoniła się Lupousowi, który stał opierając się niedbale o stół. Mag skinął głową i przeniósł wzrok na Avę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Machnięciem ręki przywołał ją do stołu i usiadł przy jednym z nakryć.
Ava z westchnieniem podeszła do stołu i skinęła głową Lupousowi upewniając się, że służąca już wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
- A więc może zaczniemy od wyjaśnień? – zagaiła niepewnie.
Lupous nie zaszczyciwszy jej spojrzeniem machnął ręką w jej kierunku i krzesło odsunęło się z cichym skrzypnięciem.
- Siadaj, zaraz podadzą do stołu, a niegrzecznie byłoby stać i kłócić się, gdy wejdzie Wielki Mistrz.
Ava usiada, a krzesło zasunęło się wraz z nią. Zdumiona poprawiła swoją suknię i splotła nerwowo dłonie pod stołem. Po pięciu minutach wpatrywania się w stół Ava podniosła wzrok na Mistrza. Lupous siedział przyglądając jej się w zamyśleniu ze zmarszczonymi brwiami. Gdy zauważył jej wzrok zamrugał i odwrócił się w stronę drzwi, które otwarły się bezszelestnie i do jadalni wkroczył ubrany w białą szatę mężczyzna z groźnym wyrazem twarzy, emanujący potęgą i siłą.
Lupous poderwał się z miejsca, a Ava poszła w jego ślady.
- Witaj ojcze – pokłonił się mężczyźnie Lupous.
Wielki Mistrz skinął głową i spojrzał na Avę przeszywającym wzrokiem takich samych jak Lupous zimnych, błękitnych oczu.
- A więc wreszcie masz uczennicę. Jak na to, że szkolisz się od ósmego roku życia długo ci to zajęło. – Powiedział szorstkim głosem. – Lecz, jak widzę, niczego jej na razie nie nauczyłeś.
- Przepraszam ojcze – Lupous spuścił wzrok. – Pokłoń się – syknął w kierunku Avy.
Dziewczyna natychmiast skłoniła się nisko.
- Usiądźcie – zarządził Wielki Mistrz zasiadając się u szczytu stołu.
Kolacja minęła spokojnie, mimo, że Wielki Mistrz nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do swojego syna, a Avę praktycznie ignorował. Lupous był zmieszany i roztargniony, gdy jego ojciec mówił o tym, jak Lupous nie potrafił znaleźć nikogo dość dobrego na miejsce swojego ucznia.
Po zakończeniu posiłku służący wynieśli półmiski z jedzeniem i brudne talerze. Jeden z nich po chwili przyniósł na tacy trzy kieliszki z czerwonym winem i rozdał je każdemu, po czym szybko opuścił pomieszczenie. Wielki Mistrz mówił jeszcze chwilę, wypił wino i podniósł się, a wraz z nim wstali Lupous i Ava, i skierował się do drzwi. Gdy wyszedł Lupous z ulgą osunął się na krzesło, lecz jego twarz nadal pozostawała nieprzeniknioną maską.
Ava usiadła i starała się powstrzymać drżenie rąk. Przez cały czas posiłku nie potrafiła się doczekać rozmowy o jej śnie, ale Lupous nawet o tym nie wspomniał. Wielki Mistrz wyszedł, a oni wreszcie zostali sami i mogli porozmawiać. Ava już chciała zacząć, ale Mistrz jej przerwał:
- To był Varnius, mój ojciec i Wielki Mistrz Lawrio – spojrzał na nią. – Pewnie się zastanawiasz, czy zawsze jest taki. Odpowiedź brzmi: tak. Jest dobrym przywódcą, sprawiedliwym i silnym, tolerancyjnym, a nawet czasem wyrozumiałym, ale dla niego ja muszę być lepszy od wszystkich, co oznacza, że od ciebie też będzie więcej wymagał. I ja również.
Ava kiwnęła głową w zadumie.
- Twój sen był wywołany przez magię – Powiedział rozluźniając się. – Król widocznie znalazł maga, potężnego maga, który mu pomógł. Takie sny polegają na zwabieniu ofiary do innego wymiary, w którym wcześniej przygotowuje się całą scenerię i poprzez magię nanosi wszystkie… ustalenia, realizuje się informacje. Wciąga się tam duchy. Ci żołnierze, z którymi walczył twój przyjaciel, odnieśli rany na duchu.
- A Chris? – zapytała cicho.
- Był tam tylko jego duch. Wezwali go z powrotem i zamknęli w świecie wymiaru. Gdy już wszystko było gotowe, a plan perfekcyjny ty zasnęłaś, a oni wezwali twojego ducha. To się działo naprawdę, tylko w innym świecie. – Spojrzał na nią z powagą. – Twój przyjaciel umarł tam ponownie. Rany zostały zadane tylko jego duchowi, bo ciało nie ma z nim połączenia, ale jednak, przeżył swoją śmierć jeszcze raz.
Ava przełknęła głośno ślinę.
- A ja? Jeśli plan był perfekcyjny…
- To ty miałaś już być martwa. Żyjesz, bo przechodziłem obok drzwi twojej komnaty i poczułem, że coś jest nie w porządku. Wszedłem i zrozumiałem co się dzieje – jego oczy zasnuły się mgiełką wspomnień. – Za pomocą mojej mocy udało mi się dostać do ciebie, do twojego umysłu, ale jesteś silna i nie potrafiłem ciebie bezpośrednio sprowadzić z powrotem. Ocaliła cię twoja wola życia. Tylko dzięki niej udało ci się wrócić. A ja zrobiłem resztę. Uleczyłem cię, ale i tak została ci blizna. – Spojrzał na nią. – Chcesz jeszcze o coś zapytać?
Ava zastanowiła się chwilę.
- Czy to może się powtórzyć?
- Tak i nie. To zależy od ciebie.
- Co mam zrobić?
Lupous zaśmiał się cicho.
- Nauczyć się bronić. Zatrzymywanie ducha w swoim ciele jest podstawową czynnością, której uczą się nasi uczniowie. Nauczę cię tego jutro.
- Jutro? – zapytała drżącym głosem.
Skinął głową. Ava zaczęła się wiercić niespokojnie.
- A jeśli dzisiaj… znów… – spojrzała na niego.
- Przygotowania nowego snu zajmą im cały dzień, a ponowne wezwanie ducha i uwięzienie go drugi. Ale… – zamyślił się na chwilę. – Mogę się z tym szybciej uporać, albo zrezygnować z tak misternego planu.
Ava siedziała wpatrzona w stół z przeczuciem, że jej życie wisi na włosku. Miało tu być bezpiecznie, a już w pierwszą noc o mało nie zginęła. Przeżyła tylko dzięki Lupousowi i temu, że przypadkiem przechodził obok jej komnaty.
Nie wiedziała co powiedzieć. Powinna podziękować, ale nie potrafiła wykrztusić słowa.
- Nie pozwolę cię zabić. Zawarliśmy umowę… – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale rozmyślił się. – Będę czuwał.
- Dziękuję – wyrwało się Avie. – Za wszystko.
Przyjrzał jej się nieprzeniknionym wzrokiem i skinął powoli głową.
- Zacznijmy więc szkolenie. – Zarządził wstając i dopijając wino.
Ruszył szybko do drzwi nie oglądając się za siebie, a Ava ruszyła za nim.
Szła ciemną uliczką przez Weranę odwracając się nerwowo przy najmniejszym szeleście, czy szmerze. Ubrana w czarny płaszcz z kapturem na głowie, w słabym świetle księżyca była prawie niewidzialna. Wiedziała, że Chris idzie ulicą równoległą i przy najbliższej okazji spotkają się i pobiegną dalej, ale miała bardzo złe przeczucia. Coś nie dawało jej spokoju, jak gdyby to co się działo było tylko iluzją, grą. Tylko z kim miała grać?
Przyspieszyła kroku, gdy nagle usłyszała krzyk przerażenia. Włoski zjeżyły się jej na karku. Spojrzała w boczną uliczkę z której dobiegał hałas walki i ujrzała Chrisa walczącego z czterema żołnierzami, których stroje nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kim byli. Najemnicy.
Chris walczył dzielnie mając ranę na plecach, od której jego czarny płaszcz stopniowo przemakał. Jeden z żołnierzy ciął go przez brzuch i zarechotał złowrogo, podczas gdy Chris osunął się na kolana.
Ava patrzyła na walkę i porażkę przyjaciela jak zaczarowana. Nie mogła wykrztusić słowa, nawet się poruszyć, ale miała pewność, że to już kiedyś się zdarzyło. I wiedziała, co będzie dalej. Z przerażeniem przyglądała się, jak żołnierz o coś pyta, ale Chris nie odpowiada, za co najemnik uderza go w twarz, a po chwili drugi z nich kopie go w brzuch i roześmianą gromadą ruszają w przeciwnym kierunku.
Dziewczyna szybko podbiegła do Chrisa, nie dbając, czy żołnierze ją zobaczą. Pochyliła się nad nim i wzięła w dłonie jego posiniaczoną twarz.
- Chris… – załkała cicho.
Otworzył powoli oczy, które napełniły się trwogą spoglądając przez jej ramię. Ava z radości, że jeszcze żyje nie zwróciła na to uwagi i przytuliła go. Chris jednak nie poruszył się tylko szepnął: uciekaj. Dziewczyna odwróciła się powoli bojąc się tego, co tam zobaczy.
Błysnął platynowy miecz z wysadzaną brylantami rękojeścią i król zaśmiał się potwornie, patrząc w oczy Avy, która zobaczywszy swoją krew na ostrzu tkwiącym w jej piersi krzyknęła przerażona. Lecz ktoś trzymał ją za ręce i powtarzał coś w kółko. Obraz powoli zaczął się zamazywać, nawet ból ustąpił, tylko natarczywy głos wołający ją z oddali został i ciągle przybierał na sile.
Ava obudziła się gwałtownie siadając na łóżku i zderzając się głową z Lupousem.
- Ałć… – jęknął odsuwając się i puszczając jej ręce.
Dziewczyna oddychała niespokojnie z przerażeniem patrząc na swoją pierś, na której prawie nic nie było, oprócz maleńkiej blizny w kształcie miecza.
- Co to było – zapytała cicho patrząc na maga.
Lupous wbił wzrok w podłogę bawiąc się rąbkiem swojej szaty.
- Co to do cholery było! – krzyknęła rozjuszona. – Natychmiast masz mi to wyjaśnić.
Westchnął przeciągle.
- Sen. Albo raczej koszmar.
- Kłamiesz – wycedziła. – Po snach, a nawet koszmarach nie zostaje to!
Pokazała mu bliznę na piersi dokładnie w tym miejscu, w którym znajdowało się jej serce, teraz bijące jak oszalałe z trwogi i wściekłości.
Spojrzał na nią ze smutkiem przeszywając ją spojrzeniem swych zimnych, błękitnych oczu.
- Ciesz się, że tylko tyle z tego zostało – szepnął. – Gdyby nie ja, już byś była martwa.
Pokręciła gwałtownie głową, a z oczu popłynęły łzy.
- Nic nie rozumiem! Dlaczego mi nie powiesz prawdy? – spojrzała na niego ze złością. – Co to było?
Lupous wstał powoli i poprawił poły swojego płaszcza.
- Ubierz się i ochłoń. Za piętnaście minut ktoś po ciebie przyjdzie i zaprowadzi cię do jadalni. Zjemy razem kolację, a później ci wszystko wytłumaczę.
- Później?! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Mam żyć jak gdyby nigdy nic, wiedząc, że mój przyjaciel nie żyje, a król we śnie próbował mnie zabić?
- Wszystko ci wyjaśnię – powiedział zirytowany. – Ubierz się.
I wyszedł.
Ava opadła na łóżko pozwalając sobie na chwilę słabości. Wtuliła twarz w poduszkę i zaczęła nucić swoją ulubioną piosenkę:
Wszystko jest źle, marzenie mam
by zmienić ten świat.
Endanos złoty blask,
napełnia mnie siłą wielkiej Bath.
Prę do przodu, nie spocznę
legendy odnowię czar,
niech wszyscy dzisiaj wiedzą
kim była piękna Bath.
Zasiadam na tronie zdobionym,
zwrócę Wernachtii dawny blask.
Legendy odżyją wśród ludu
będzie to piękny, złoty czas.
Więc, gdy marzenie wielkie spełnisz,
gdy już wszystko dobrze jest,
obmyj się w Karr wodach czystych
i wielka Bath niech z tobą jest.
Ava zaśmiała się pod nosem. Minęło sporo czasu od kiedy ostatnim razem ją śpiewała. Teraz ta piosenka przemawiała do niej, dodawała jej otuchy i nadziei jak stary, dobry przyjaciel.
Zwlokła się powoli z łóżka i zajrzała do wielkiej, mahoniowej szafy. Znajdowały się w niej suknie i kilka szat z długimi rękawami i kapturem, takich, jakich nikt w całym Endanos nie nosi. Wyjęła szkarłatną suknię i zatrzasnęła drzwiczki. Rozebrała swój strój, który składał się z jej starych ubrań podróżnych i przyjrzała się kreacji leżącej na jej łożu. Suknia w kolorze szkarłatu. Jak krew.
Otrzęsła się i szybko ubrała. Miała w tym wprawę, ale jednak pożałowała, że nie ma tu pokojówki, która mogła by jej pomóc przy gorsecie. Zasznurowawszy wszystkie wstążki i zapiąwszy guziczki, podeszła do wielkiego lustra stojącego obok szafy i zobaczyła siebie, ale jakąś inną. Jej twarz przez ten rok wydoroślała, sylwetka zdawała się bardziej krucha, a porcelanowa cera była bledsza niż zwykle. Nowym elementem jej wyglądu była również niewielka blizna.
Ava westchnęła i rozejrzała się po pokoju. Przestronne pomieszczenie było urządzone w przepychu, ale ze smakiem. Łóżko z baldachimem znajdowało się na środku, po bokach były dwa wielkie okna ze złotymi zasłonami, za którymi powoli zapadał zmierzch; pod ścianą po prawej były kanapa i masywne biurko z mahoniu. Na przeciwko umieszczono niewielki stolik ze szklanym blatem i trzy krzesła z obijanymi złotą tkaniną oparciami. Po środku znajdował się zdobiony dywan z wełny. Ava westchnęła. Jej komnata była wspaniała.
Rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Ava podeszła i otworzyła je. W progu, z uniesioną do góry pięścią, by zapukać jeszcze raz stała młoda dziewczyna z pulchną buzią i błyszczącymi oczami.
- Miałam zaprowadzić cię na posiłek… – wyjąkała nieśmiało.
- To chodźmy – skinęłam głową wychodząc z pokoju i zamykając drzwi.
Służąca pewnym krokiem prowadziła ją po krętych korytarzach. Zapadła niezręczna cisza, podczas której Ava biła się z myślami.
- Jesteś uczennicą Mistrza Lupousa? – zapytała cicho zerkając na Avę przez ramię.
- Tak… a ty skąd wiesz?
- Słyszałam jak Mistrz wydawał polecenia kucharzowi, mówiąc, że ma ważnego gościa, który zostaje na stałe – zaczerwieniła się zawstydzona, z powodu podsłuchiwania. – Przepraszam. Nie powie mu panienka?
Ava zmierzyła ją zdumionym wzrokiem. Niby czemu miała by ją wydać?
- Nie powiem. – Zaśmiała się cicho. – Czy ty się go boisz?
- Ja… trochę.
- A czemu? – zapytała zaintrygowana Ava. Każda wiadomość o jej mistrzu może okazać się przydatna.
- On… nie, przepraszam nie mogę. Powiem tylko, że bywa przerażający i niemiły. Ale to dobry człowiek – zrefleksowała się od razu.
- Och. – Nie potrafiła powiedzieć nic więcej.
Przeszły przez wielki, wystawny hol, w którym na ścianach wisiały portrety nieznanych Avie osób i skierowały się do masywnych, przeszklonych drzwi. Służąca otworzyła je i skłoniła się Lupousowi, który stał opierając się niedbale o stół. Mag skinął głową i przeniósł wzrok na Avę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Machnięciem ręki przywołał ją do stołu i usiadł przy jednym z nakryć.
Ava z westchnieniem podeszła do stołu i skinęła głową Lupousowi upewniając się, że służąca już wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
- A więc może zaczniemy od wyjaśnień? – zagaiła niepewnie.
Lupous nie zaszczyciwszy jej spojrzeniem machnął ręką w jej kierunku i krzesło odsunęło się z cichym skrzypnięciem.
- Siadaj, zaraz podadzą do stołu, a niegrzecznie byłoby stać i kłócić się, gdy wejdzie Wielki Mistrz.
Ava usiada, a krzesło zasunęło się wraz z nią. Zdumiona poprawiła swoją suknię i splotła nerwowo dłonie pod stołem. Po pięciu minutach wpatrywania się w stół Ava podniosła wzrok na Mistrza. Lupous siedział przyglądając jej się w zamyśleniu ze zmarszczonymi brwiami. Gdy zauważył jej wzrok zamrugał i odwrócił się w stronę drzwi, które otwarły się bezszelestnie i do jadalni wkroczył ubrany w białą szatę mężczyzna z groźnym wyrazem twarzy, emanujący potęgą i siłą.
Lupous poderwał się z miejsca, a Ava poszła w jego ślady.
- Witaj ojcze – pokłonił się mężczyźnie Lupous.
Wielki Mistrz skinął głową i spojrzał na Avę przeszywającym wzrokiem takich samych jak Lupous zimnych, błękitnych oczu.
- A więc wreszcie masz uczennicę. Jak na to, że szkolisz się od ósmego roku życia długo ci to zajęło. – Powiedział szorstkim głosem. – Lecz, jak widzę, niczego jej na razie nie nauczyłeś.
- Przepraszam ojcze – Lupous spuścił wzrok. – Pokłoń się – syknął w kierunku Avy.
Dziewczyna natychmiast skłoniła się nisko.
- Usiądźcie – zarządził Wielki Mistrz zasiadając się u szczytu stołu.
Kolacja minęła spokojnie, mimo, że Wielki Mistrz nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do swojego syna, a Avę praktycznie ignorował. Lupous był zmieszany i roztargniony, gdy jego ojciec mówił o tym, jak Lupous nie potrafił znaleźć nikogo dość dobrego na miejsce swojego ucznia.
Po zakończeniu posiłku służący wynieśli półmiski z jedzeniem i brudne talerze. Jeden z nich po chwili przyniósł na tacy trzy kieliszki z czerwonym winem i rozdał je każdemu, po czym szybko opuścił pomieszczenie. Wielki Mistrz mówił jeszcze chwilę, wypił wino i podniósł się, a wraz z nim wstali Lupous i Ava, i skierował się do drzwi. Gdy wyszedł Lupous z ulgą osunął się na krzesło, lecz jego twarz nadal pozostawała nieprzeniknioną maską.
Ava usiadła i starała się powstrzymać drżenie rąk. Przez cały czas posiłku nie potrafiła się doczekać rozmowy o jej śnie, ale Lupous nawet o tym nie wspomniał. Wielki Mistrz wyszedł, a oni wreszcie zostali sami i mogli porozmawiać. Ava już chciała zacząć, ale Mistrz jej przerwał:
- To był Varnius, mój ojciec i Wielki Mistrz Lawrio – spojrzał na nią. – Pewnie się zastanawiasz, czy zawsze jest taki. Odpowiedź brzmi: tak. Jest dobrym przywódcą, sprawiedliwym i silnym, tolerancyjnym, a nawet czasem wyrozumiałym, ale dla niego ja muszę być lepszy od wszystkich, co oznacza, że od ciebie też będzie więcej wymagał. I ja również.
Ava kiwnęła głową w zadumie.
- Twój sen był wywołany przez magię – Powiedział rozluźniając się. – Król widocznie znalazł maga, potężnego maga, który mu pomógł. Takie sny polegają na zwabieniu ofiary do innego wymiary, w którym wcześniej przygotowuje się całą scenerię i poprzez magię nanosi wszystkie… ustalenia, realizuje się informacje. Wciąga się tam duchy. Ci żołnierze, z którymi walczył twój przyjaciel, odnieśli rany na duchu.
- A Chris? – zapytała cicho.
- Był tam tylko jego duch. Wezwali go z powrotem i zamknęli w świecie wymiaru. Gdy już wszystko było gotowe, a plan perfekcyjny ty zasnęłaś, a oni wezwali twojego ducha. To się działo naprawdę, tylko w innym świecie. – Spojrzał na nią z powagą. – Twój przyjaciel umarł tam ponownie. Rany zostały zadane tylko jego duchowi, bo ciało nie ma z nim połączenia, ale jednak, przeżył swoją śmierć jeszcze raz.
Ava przełknęła głośno ślinę.
- A ja? Jeśli plan był perfekcyjny…
- To ty miałaś już być martwa. Żyjesz, bo przechodziłem obok drzwi twojej komnaty i poczułem, że coś jest nie w porządku. Wszedłem i zrozumiałem co się dzieje – jego oczy zasnuły się mgiełką wspomnień. – Za pomocą mojej mocy udało mi się dostać do ciebie, do twojego umysłu, ale jesteś silna i nie potrafiłem ciebie bezpośrednio sprowadzić z powrotem. Ocaliła cię twoja wola życia. Tylko dzięki niej udało ci się wrócić. A ja zrobiłem resztę. Uleczyłem cię, ale i tak została ci blizna. – Spojrzał na nią. – Chcesz jeszcze o coś zapytać?
Ava zastanowiła się chwilę.
- Czy to może się powtórzyć?
- Tak i nie. To zależy od ciebie.
- Co mam zrobić?
Lupous zaśmiał się cicho.
- Nauczyć się bronić. Zatrzymywanie ducha w swoim ciele jest podstawową czynnością, której uczą się nasi uczniowie. Nauczę cię tego jutro.
- Jutro? – zapytała drżącym głosem.
Skinął głową. Ava zaczęła się wiercić niespokojnie.
- A jeśli dzisiaj… znów… – spojrzała na niego.
- Przygotowania nowego snu zajmą im cały dzień, a ponowne wezwanie ducha i uwięzienie go drugi. Ale… – zamyślił się na chwilę. – Mogę się z tym szybciej uporać, albo zrezygnować z tak misternego planu.
Ava siedziała wpatrzona w stół z przeczuciem, że jej życie wisi na włosku. Miało tu być bezpiecznie, a już w pierwszą noc o mało nie zginęła. Przeżyła tylko dzięki Lupousowi i temu, że przypadkiem przechodził obok jej komnaty.
Nie wiedziała co powiedzieć. Powinna podziękować, ale nie potrafiła wykrztusić słowa.
- Nie pozwolę cię zabić. Zawarliśmy umowę… – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale rozmyślił się. – Będę czuwał.
- Dziękuję – wyrwało się Avie. – Za wszystko.
Przyjrzał jej się nieprzeniknionym wzrokiem i skinął powoli głową.
- Zacznijmy więc szkolenie. – Zarządził wstając i dopijając wino.
Ruszył szybko do drzwi nie oglądając się za siebie, a Ava ruszyła za nim.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
J.R.R.Tolkien