Nie wiem czy ten post jest jeszcze aktualny (tekst powstał dawno, o ile dobrze się orientuję) i przydatny. Niemniej jednak podzielę się swoimi odczuciami.
Niezbyt przepadam za baśniami, kiepsko mi się kojarzą. Te najlepsze poznałam w formie przekazu ustnego, a te poślednie wydawały mi się kiepsko spisane.
W tym tekście jest prawie wszystko, co dobra baśń powinna mieć: element fantastyczny, jakieś zagrożenie, przestroga, ale i pociecha oraz kapka nadziei. Tyle, że napisane mogło to być obszerniej: żeby postacie nabrały kształtu, a narracja nie przypominała miejscami streszczenia newsa z Teleexpressu. Baśń ma czarować słowem, być rzeką emocji, w której zanurza się czytelnik. A tymczasem tu dostajemy serię suchych faktów i to często w jednym, zdecydowanie za długim zdaniu:
"Rozalia w między czasie wyszła za mąż, wesele było huczne, a cała wieś się radowała, mijał miesiąc za miesiącem, na twarzy Rozalii pojawiły się zmarszczki."
A gdyby to podkolorować?
"Rozalia w między czasie wyszła za mąż. Na hucznym weselu bawili się wszyscy mieszkańcy wioski. Tańczyli i pili za zdrowie, szczęście i pomyślność Młodych. Radość tamtych dni szybko jednak przyblakła. Miesiąc za miesiącem, życie małżeńskie posępniało i szarzało, tak jak szarzała i marszczyła się twarzy Rozalii."
Primo, krótkie zdania są podstawą dobrej dynamiki tekstu. Przyspieszają czytanie, jednocześnie ułatwiając przyswajanie treści. Poza tym, nie wiem czy masz tego świadomość, ale zdarzają Ci się potknięcia przy wstawianiu przecinków. Unikanie tworzenia zdań tak wielokrotnie złożonych zdecydowanie wyeliminuje ryzyko błędu. Pracuj nad tym!
Secundo, krótkie, ale bogate zdania, są podstawą snucia opowieści. A o to chodzi w baśni. To ma płynąć, a nie brzmieć jak monotonne tykanie zegara. A tak brzmią wymieniane suche fakty. Czas na krótką anegdotkę: kiedyś strasznie nie lubiłam biologii. Postrzegałam ją jako niekończące się wyliczanki rzeczy do zapamiętania. W liceum jednak poznałam nauczycielkę, która poleciła mi fantastyczną metodę uczenia się tego przedmiotu: tworzyć epitety i ubarwiać rzeczy do zapamiętania, określać je dodatkowymi, charakterystycznymi słowami. W ten sposób tworzy się skojarzenia, a te z kolei są podstawą utrwalania wiedzy, a nie zapamiętywania na 5 minut. W literaturze jest podobnie: barwny język wywołuje skojarzenia, a te podświadomie wpływają na emocje i odbiór całego tekstu. Przykuwają uwagę, wiążą i angażują czytelnika, który zaczyna płynąć.
Tertio, skrócenie zdań i ubarwienie języka przyspiesza czytanie tekstu, a przy tym można bardziej poszaleć przy postaciach. Uwypuklić je, wpleść w nie trochę ludzkich cech. Piszesz, że "X zrobił to i tamto", ale robisz to beznamiętnie, totalnie bez emocji, nawet gdy chodzi o czyjeś samobójstwo czy odrąbanie ręki. Nie kupuję czegoś takiego. Na przykład poniższy fragment:
"Chłopak złapał Elie za kołnierz i podniósł ją do góry, lekko dusząc i wrzasnął - „Jesteś moja!”. W tej samej chwili ręka młodzieńca została odcięta od jego ciała i poleciała gdzieś w krzaki, chłopak Elie skulił się zaczął wrzeszczeć. To Piotr odciął mu rękę, wyciągnął miecz, a z klingi biło nieskazitelne białe światło. Nikt, się już nie pytał skąd nagle pojawił się Piotr, ludzie w przekonaniu, że to demon uciekli do wioski."
Po wprowadzeniu zasad, o których mówię, wyszłoby coś takiego:
"Chłopak złapał Elie za kołnierz i podniósł ją do góry, lekko dusząc.
— Jesteś moja! — wrzasnął wściekle, nie bacząc na przerażenie w oczach dziewczyny. Potrząsał nią, zaślepiony gniewem.
Z amoku wyrwał go nagły błysk klingi miecza. Odcięta dłoń upadła kilka kroków dalej, a z kikuta okaleczonej ręki buchnęła krew. Chłopak skulił się i zaczął wrzeszczeć, oszalały z bólu. Mieszkańcy wioski zamarli w przestrachu, obserwując upiorną scenę. Mogliby przysiądź, że Piotra jeszcze przed chwilą nie było wśród nich. Nikt nie wiedział, skąd tak nagle się pojawił. A mimo to stał przed nimi, trzymając w dłoni miecz, z którego klingi biło nieskazitelne białe światło. Ktoś w końcu otrząsnął się z szoku i krzyknął coś o demonie. Odpowiedziała mu wrzawa przerażenia i mieszkańcy rzucili się do ucieczki w stronę wioski."
Quatro, niby nic, a jednak coś: dziel tekst na krótsze akapity. Nie ma nic bardziej zniechęcającego od litej ściany tekstu. Akapity segregują myśli, a to z kolei wprowadza harmonię w tekście.
Suzan, przemyśl sobie to co napisałam, ale nie traktuj tego jako ataku. Nie mam złych intencji. Pochwały uskrzydlają, a krytyka skrzydła podcina. Ale konstruktywna krytyka karmi talent. Bez niej nie da się iść naprzód. To akurat wiem z autopsji.
Niezbyt przepadam za baśniami, kiepsko mi się kojarzą. Te najlepsze poznałam w formie przekazu ustnego, a te poślednie wydawały mi się kiepsko spisane.
W tym tekście jest prawie wszystko, co dobra baśń powinna mieć: element fantastyczny, jakieś zagrożenie, przestroga, ale i pociecha oraz kapka nadziei. Tyle, że napisane mogło to być obszerniej: żeby postacie nabrały kształtu, a narracja nie przypominała miejscami streszczenia newsa z Teleexpressu. Baśń ma czarować słowem, być rzeką emocji, w której zanurza się czytelnik. A tymczasem tu dostajemy serię suchych faktów i to często w jednym, zdecydowanie za długim zdaniu:
"Rozalia w między czasie wyszła za mąż, wesele było huczne, a cała wieś się radowała, mijał miesiąc za miesiącem, na twarzy Rozalii pojawiły się zmarszczki."
A gdyby to podkolorować?
"Rozalia w między czasie wyszła za mąż. Na hucznym weselu bawili się wszyscy mieszkańcy wioski. Tańczyli i pili za zdrowie, szczęście i pomyślność Młodych. Radość tamtych dni szybko jednak przyblakła. Miesiąc za miesiącem, życie małżeńskie posępniało i szarzało, tak jak szarzała i marszczyła się twarzy Rozalii."
Primo, krótkie zdania są podstawą dobrej dynamiki tekstu. Przyspieszają czytanie, jednocześnie ułatwiając przyswajanie treści. Poza tym, nie wiem czy masz tego świadomość, ale zdarzają Ci się potknięcia przy wstawianiu przecinków. Unikanie tworzenia zdań tak wielokrotnie złożonych zdecydowanie wyeliminuje ryzyko błędu. Pracuj nad tym!
Secundo, krótkie, ale bogate zdania, są podstawą snucia opowieści. A o to chodzi w baśni. To ma płynąć, a nie brzmieć jak monotonne tykanie zegara. A tak brzmią wymieniane suche fakty. Czas na krótką anegdotkę: kiedyś strasznie nie lubiłam biologii. Postrzegałam ją jako niekończące się wyliczanki rzeczy do zapamiętania. W liceum jednak poznałam nauczycielkę, która poleciła mi fantastyczną metodę uczenia się tego przedmiotu: tworzyć epitety i ubarwiać rzeczy do zapamiętania, określać je dodatkowymi, charakterystycznymi słowami. W ten sposób tworzy się skojarzenia, a te z kolei są podstawą utrwalania wiedzy, a nie zapamiętywania na 5 minut. W literaturze jest podobnie: barwny język wywołuje skojarzenia, a te podświadomie wpływają na emocje i odbiór całego tekstu. Przykuwają uwagę, wiążą i angażują czytelnika, który zaczyna płynąć.
Tertio, skrócenie zdań i ubarwienie języka przyspiesza czytanie tekstu, a przy tym można bardziej poszaleć przy postaciach. Uwypuklić je, wpleść w nie trochę ludzkich cech. Piszesz, że "X zrobił to i tamto", ale robisz to beznamiętnie, totalnie bez emocji, nawet gdy chodzi o czyjeś samobójstwo czy odrąbanie ręki. Nie kupuję czegoś takiego. Na przykład poniższy fragment:
"Chłopak złapał Elie za kołnierz i podniósł ją do góry, lekko dusząc i wrzasnął - „Jesteś moja!”. W tej samej chwili ręka młodzieńca została odcięta od jego ciała i poleciała gdzieś w krzaki, chłopak Elie skulił się zaczął wrzeszczeć. To Piotr odciął mu rękę, wyciągnął miecz, a z klingi biło nieskazitelne białe światło. Nikt, się już nie pytał skąd nagle pojawił się Piotr, ludzie w przekonaniu, że to demon uciekli do wioski."
Po wprowadzeniu zasad, o których mówię, wyszłoby coś takiego:
"Chłopak złapał Elie za kołnierz i podniósł ją do góry, lekko dusząc.
— Jesteś moja! — wrzasnął wściekle, nie bacząc na przerażenie w oczach dziewczyny. Potrząsał nią, zaślepiony gniewem.
Z amoku wyrwał go nagły błysk klingi miecza. Odcięta dłoń upadła kilka kroków dalej, a z kikuta okaleczonej ręki buchnęła krew. Chłopak skulił się i zaczął wrzeszczeć, oszalały z bólu. Mieszkańcy wioski zamarli w przestrachu, obserwując upiorną scenę. Mogliby przysiądź, że Piotra jeszcze przed chwilą nie było wśród nich. Nikt nie wiedział, skąd tak nagle się pojawił. A mimo to stał przed nimi, trzymając w dłoni miecz, z którego klingi biło nieskazitelne białe światło. Ktoś w końcu otrząsnął się z szoku i krzyknął coś o demonie. Odpowiedziała mu wrzawa przerażenia i mieszkańcy rzucili się do ucieczki w stronę wioski."
Quatro, niby nic, a jednak coś: dziel tekst na krótsze akapity. Nie ma nic bardziej zniechęcającego od litej ściany tekstu. Akapity segregują myśli, a to z kolei wprowadza harmonię w tekście.
Suzan, przemyśl sobie to co napisałam, ale nie traktuj tego jako ataku. Nie mam złych intencji. Pochwały uskrzydlają, a krytyka skrzydła podcina. Ale konstruktywna krytyka karmi talent. Bez niej nie da się iść naprzód. To akurat wiem z autopsji.
Gawiedziowstręt - źle się czuję w tłumie.
Źle się czuję wśród tych co otwarte już drzwi,
Chcą wyważyć.
Źle się czuję wśród tych co otwarte już drzwi,
Chcą wyważyć.