Sądny bił się z myślami. Jego głowa pulsowała, a widok poklepującej się po plecach pary przyjaciół absolutnie nie poprawiał jego nastroju. Idiota, idiota, idiota! Myśl ta przebiegała przez jego pękającą z bólu czaszkę z pędem strzały. Jak mogłem go nie przesłuchać? Jak mogłem doprowadzić do jego śmierci? Co ja sobie do cholery myślałem!? Z zamyślenia wyrwał go głos łucznika, leżącego przed momentem w trawie i majaczącego w agonii.
- Że co? - Odparł zdezorientowany.
- Czy spotkamy tu więcej twoich ziomków? - Odparł niedoszły trup, a jego usta ozdobił łobuzerski uśmieszek.
- A skąd mam niby wiedzieć? - Wyrzucił z siebie sądny. - Twoja przyjaciółka tak mi pozamiatała w głowie, że w tym całym bałaganie pomogłem zejść z tego świata ostatniemu z żywych braci.
- Wcale nikomu nie zamiatałam w głowie! - Odburknęła Cerxina. - To twój morderczy szał to zrobił, nie ja. Nie mieszam ludziom w głowach. - Dodała.
- Nieważne. - Dodał Mat. - Teraz to nie ma znaczenia. Powiedz nam lepiej jakie miałeś co do mnie plany.
Sądny spojrzał spode łba na łowcę i czarodziejkę. W ich spojrzeniach tlił się gniew, jednak oczy przepełniały im ufność i prostoduszność. Sprawiali wrażenie osób uczciwych, świętszych od hyttijskich kapłanów. Sądny nigdy nie mylił się co do ludzi, nigdy... aż nie spotkał naczelnika.
- Miałem cię doprowadzić przed oblicze Hrethysa, Najwyższego Sędziego Zachodniej Marchii.
Łucznik wypuścił powietrze z płuc z ciężkim westchnieniem. Pokiwał głową z niedowierzania, a jego spojrzenie powędrowało w kierunku przyjaciółki. Dało się z niego wyczytać zdumienie i szok.
- Jakim prawem?!
- Widocznie musiałeś narozrabiać w marchii. Zarzutów było kilka, ale sprecyzowano je dość jasno. - Dodał pospiesznie sądny i przeszedł do wyliczania. - Defraudacja pieniędzy, opłacanie oprychów aby atakowali karawany cesarskie, oferowanie płatnej protekcji wieśniakom z okolicznych wiosek, pośredniczenie przy handlu bronią z nomadami i ostatni: zdrada stanu. - Mówiąc to wciągnął powietrze i dodał. - Musi być z ciebie niezłe ziółko, skoro naczelnik i sam cesarz chcą się ciebie pozbyć.
Mężczyzna stał w osłupieniu, a jego przyjaciółka zaciskała wargi w dość osobliwym grymasie. Nagle, z jej ust wyrwał się niepohamowany i szalony wręcz śmiech. Śmiała się z opętańczą energią, a z jej oczu popłynęły łzy. Łucznikowi nie było do śmiechu.
- Jest jeden mały problem, jeśli już musisz wiedzieć. - Mówiąc to, spojrzał sądnemu prosto w oczy. - Cesarz i naczelnik wynajęli mnie, żebym chronił Zachodnią Marchię. Niby jak mógłbym być oskarżony o to wszystko? To jest mój protektorat. Coś ci się chyba pomyliło.
- Absolutnie nie. - Mówiąc to, sądny sięgnął za pas i wyjął zza pleców złożony w kostkę pergamin. Podał go łucznikowi. - Czytaj.
Mat nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wszystko się zgadzało, było zgodne z tym, co powiedział sądny.
- ...a-a-ale dlaczego? Co jest grane?
- Jeszcze się nie zorientowałeś? Musiałeś komuś ostro podpaść i w końcu znalazł na ciebie haka. Z resztą, - Dodał po chwili sądny, - na mnie też. Spójrz na to. - Wręczył łucznikowi kolejny świstek papieru. Ten był zakrwawiony i nadpalony. - Wydobyłem go od jednego z moich byłych braci.
Mat przyjrzał się uważnie tekstowi, po czym przeczytał go na głos.
- Z ciebie to dopiero ziółko, panie Viccione. - Rzucił Mat, po czym uśmiechnął się szeroko i podał mężczyźnie dłoń. - Musimy coś z tym zrobić i jedynym wyjściem jest wspólne działanie. Zgodzisz się ze mną?
- Zaiste...
- Że co? - Odparł zdezorientowany.
- Czy spotkamy tu więcej twoich ziomków? - Odparł niedoszły trup, a jego usta ozdobił łobuzerski uśmieszek.
- A skąd mam niby wiedzieć? - Wyrzucił z siebie sądny. - Twoja przyjaciółka tak mi pozamiatała w głowie, że w tym całym bałaganie pomogłem zejść z tego świata ostatniemu z żywych braci.
- Wcale nikomu nie zamiatałam w głowie! - Odburknęła Cerxina. - To twój morderczy szał to zrobił, nie ja. Nie mieszam ludziom w głowach. - Dodała.
- Nieważne. - Dodał Mat. - Teraz to nie ma znaczenia. Powiedz nam lepiej jakie miałeś co do mnie plany.
Sądny spojrzał spode łba na łowcę i czarodziejkę. W ich spojrzeniach tlił się gniew, jednak oczy przepełniały im ufność i prostoduszność. Sprawiali wrażenie osób uczciwych, świętszych od hyttijskich kapłanów. Sądny nigdy nie mylił się co do ludzi, nigdy... aż nie spotkał naczelnika.
- Miałem cię doprowadzić przed oblicze Hrethysa, Najwyższego Sędziego Zachodniej Marchii.
Łucznik wypuścił powietrze z płuc z ciężkim westchnieniem. Pokiwał głową z niedowierzania, a jego spojrzenie powędrowało w kierunku przyjaciółki. Dało się z niego wyczytać zdumienie i szok.
- Jakim prawem?!
- Widocznie musiałeś narozrabiać w marchii. Zarzutów było kilka, ale sprecyzowano je dość jasno. - Dodał pospiesznie sądny i przeszedł do wyliczania. - Defraudacja pieniędzy, opłacanie oprychów aby atakowali karawany cesarskie, oferowanie płatnej protekcji wieśniakom z okolicznych wiosek, pośredniczenie przy handlu bronią z nomadami i ostatni: zdrada stanu. - Mówiąc to wciągnął powietrze i dodał. - Musi być z ciebie niezłe ziółko, skoro naczelnik i sam cesarz chcą się ciebie pozbyć.
Mężczyzna stał w osłupieniu, a jego przyjaciółka zaciskała wargi w dość osobliwym grymasie. Nagle, z jej ust wyrwał się niepohamowany i szalony wręcz śmiech. Śmiała się z opętańczą energią, a z jej oczu popłynęły łzy. Łucznikowi nie było do śmiechu.
- Jest jeden mały problem, jeśli już musisz wiedzieć. - Mówiąc to, spojrzał sądnemu prosto w oczy. - Cesarz i naczelnik wynajęli mnie, żebym chronił Zachodnią Marchię. Niby jak mógłbym być oskarżony o to wszystko? To jest mój protektorat. Coś ci się chyba pomyliło.
- Absolutnie nie. - Mówiąc to, sądny sięgnął za pas i wyjął zza pleców złożony w kostkę pergamin. Podał go łucznikowi. - Czytaj.
Mat nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wszystko się zgadzało, było zgodne z tym, co powiedział sądny.
- ...a-a-ale dlaczego? Co jest grane?
- Jeszcze się nie zorientowałeś? Musiałeś komuś ostro podpaść i w końcu znalazł na ciebie haka. Z resztą, - Dodał po chwili sądny, - na mnie też. Spójrz na to. - Wręczył łucznikowi kolejny świstek papieru. Ten był zakrwawiony i nadpalony. - Wydobyłem go od jednego z moich byłych braci.
Mat przyjrzał się uważnie tekstowi, po czym przeczytał go na głos.
Niniejszym ogłasza się, że osobnik imieniem Viss Viccione, pełniący funkcję Najstarszego pośród sądnych jego ekscelencji, czcigodnego Hrethysa, Najwyższego Sędziego Zachodniej Marchii, zostaje pozbawiony wszelkich funkcji i honorów wiążących się z tym stanowiskiem. Powodem tej decyzji jest uznanie Vissa Viccione zdrady tajemnic Domostwa Szeptów nieprzyjaciołom zza morza, co ułatwiło im napaść na Świątynię Prawa i złupienie jej. Karą za tę zdradę jest śmierć. Jeśli ktokolwiek przyczyni się do schwytania Vissa Viccione, otrzyma nagrodę w wysokości 5,000 srebrnych guldenów oraz dożywotnią wdzięczność Cesarstwa.
- Z ciebie to dopiero ziółko, panie Viccione. - Rzucił Mat, po czym uśmiechnął się szeroko i podał mężczyźnie dłoń. - Musimy coś z tym zrobić i jedynym wyjściem jest wspólne działanie. Zgodzisz się ze mną?
- Zaiste...
Ja miażdżyć!