- Widzisz, myślę że Naczelnik nie będzie chciał żebyśmy walczyli. W zasadzie to przydałaby mi się pomoc, a ja z reguły nie strzelam do pomocników, czarodziejko.
- Ja z reguły - przyjaciółka zwiadowcy podkreśliła to słowo - też nie piekę żywcem sojuszników.
- Cóż, wydaje mi się że nie chcę być od niej wyjątkiem - Zaśmiał się Mat, a kobieta pokiwała głową uśmiechając się szeroko.
- Niech będzie. Naczelnik znowu Cię wykorzystuje, co? Dobrze płaci, czy może działasz dla dobra państwa? - Uśmiechnęła się kwaśno rozmówczyni łucznika.
- Widzisz, znudziło mi się pilnowanie ciągle tego samego lenna. Wieśniacy chyba zapomnieli że jestem zwiadowcą, członkiem Korpusu; przychodzili w dosyć błahych sprawach.
- Ganiałeś po lasach za ich kozami?
- Mniej więcej - uśmiechnął się łucznik. - Cóż, w szczegóły nie mogę wprowadzić Cię tak o, przy wszystkich. - Wstał, zasunął krzesło i razem z kuflem poszedł w stronę lady. Po chwili wrócił trzymając w ręce klucz najpewniej od części mieszkalnej. Gdy jego towarzyszka wstała, zasunął za nią krzesło i wskazał ręką drzwi z boku karczmy, kłaniając się lekko, jakby komicznie. Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się i ruszyła w ich stronę.
Pokój był przyjemnie ciepły; Mat widział w tym raczej dzieło magicznych umiejętności towarzyszki, niż dbałość karczmarza. Na stole stała parująca wieczerza, dwa kieliszki i butelka wina. Łucznik odłożył swoją broń i strzały w kąt, a płaszcz powiesił na oparciu krzesła; teraz stał w szarej koszuli i skórzanej kurtce, pełniącej pewnie rolę jako takiej ochrony.
- Widzisz, moja droga - na zachodzie sprawy nie mają się zbyt dobrze.
- Cóż, jeszcze nigdy nie wysyłali Cię na stepy.
- Otóż to - w dodatku dziwię się, że nie posłali tam kogoś z któregoś lenna na zachodzie. Cóż, nie to jednak jest teraz ważne. Znikają ludzie - głównie wojskowi, żołnierze.
- Tak o, bezpowrotnie znikają całe oddziały? - Czarodziejka bawiła się swoimi włosami, patrząc jednak uważnie na Mata.
- Raczej mniejsze patrole - wracały tylko konie. A teraz po patrolach nie ma już nawet koni. Nic więcej nie wiem - po to zmierzam na zachód, żeby się dowiedzieć. Rusz ze mną, jak za dawnych lat. - Uśmiechnął się mężczyzna.
- Ja z reguły - przyjaciółka zwiadowcy podkreśliła to słowo - też nie piekę żywcem sojuszników.
- Cóż, wydaje mi się że nie chcę być od niej wyjątkiem - Zaśmiał się Mat, a kobieta pokiwała głową uśmiechając się szeroko.
- Niech będzie. Naczelnik znowu Cię wykorzystuje, co? Dobrze płaci, czy może działasz dla dobra państwa? - Uśmiechnęła się kwaśno rozmówczyni łucznika.
- Widzisz, znudziło mi się pilnowanie ciągle tego samego lenna. Wieśniacy chyba zapomnieli że jestem zwiadowcą, członkiem Korpusu; przychodzili w dosyć błahych sprawach.
- Ganiałeś po lasach za ich kozami?
- Mniej więcej - uśmiechnął się łucznik. - Cóż, w szczegóły nie mogę wprowadzić Cię tak o, przy wszystkich. - Wstał, zasunął krzesło i razem z kuflem poszedł w stronę lady. Po chwili wrócił trzymając w ręce klucz najpewniej od części mieszkalnej. Gdy jego towarzyszka wstała, zasunął za nią krzesło i wskazał ręką drzwi z boku karczmy, kłaniając się lekko, jakby komicznie. Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się i ruszyła w ich stronę.
Pokój był przyjemnie ciepły; Mat widział w tym raczej dzieło magicznych umiejętności towarzyszki, niż dbałość karczmarza. Na stole stała parująca wieczerza, dwa kieliszki i butelka wina. Łucznik odłożył swoją broń i strzały w kąt, a płaszcz powiesił na oparciu krzesła; teraz stał w szarej koszuli i skórzanej kurtce, pełniącej pewnie rolę jako takiej ochrony.
- Widzisz, moja droga - na zachodzie sprawy nie mają się zbyt dobrze.
- Cóż, jeszcze nigdy nie wysyłali Cię na stepy.
- Otóż to - w dodatku dziwię się, że nie posłali tam kogoś z któregoś lenna na zachodzie. Cóż, nie to jednak jest teraz ważne. Znikają ludzie - głównie wojskowi, żołnierze.
- Tak o, bezpowrotnie znikają całe oddziały? - Czarodziejka bawiła się swoimi włosami, patrząc jednak uważnie na Mata.
- Raczej mniejsze patrole - wracały tylko konie. A teraz po patrolach nie ma już nawet koni. Nic więcej nie wiem - po to zmierzam na zachód, żeby się dowiedzieć. Rusz ze mną, jak za dawnych lat. - Uśmiechnął się mężczyzna.
odpalajta swe motóry
zakładajta a'la skóry
zakładajta a'la skóry