- To egzotyczne imię. Ale niech będzie, Stokrotko. - Mat uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Ach tak, jesteś przecież konserwatywny. - Zaśmiała się kobieta, łucznik wzruszył jednak tylko ramionami.
- Ano tak. Niech będzie więc Ernesto, ja zaś swoją klaczkę będę zwał Cholerą. Musi mi służyć wiernie, bo do stepów droga daleka.
To i jechali - mówiąc o dawnych dziejach, przygodach i o tym co działo się z nimi od ostatniego spotkania. Albo też milcząc - nie było to jednak milczenie spowodowane brakiem porozumienia. Chcieli raczej zatopić się na moment lub dwa w swoje wspomnienia - bo wspomnienia były dla nich bardzo ważne, jak dla każdego.
Mat pykając swoją fajkę puszczał kółka z dymu i odprowadzał je pod obłoki. W końcu wspomnienia pochłonęły go na tyle, że przyłapał się po długim czasie jazdy na tym że tytoń w fajce już dawno się skończył. Ot myślał nasz drogi łucznik o swoim domu i o pewnej dziewczynie tańczącej pośród traw i kwiatów. To jednak inna historia.
Czarodziejka zaś przysłuchiwała się wiatrowi - miała bowiem wspaniały dar, który pozwalał jej czasem rozumieć mowę żywiołu. Teraz słyszała jednak w wietrze echo przeszłości, która bywała jakże bolesna. Słyszała echo pieśni którą niegdyś niósł wiatr - być może tak brzmiała nienawiść.
To była jednak przeszłość - a jej nie da się odwrócić. Toteż nie traciła dobrego samopoczucia nasza brązowowłosa piękność. Postanowiła przerwać milczenie i uśmiechając się rzekła:
- I czegóż tak wypatrujesz? Pelikanów?
- Tak, zostawiły na mojej osobie trwały uraz. - Zaśmiał się, a po chwili wywiązała się kolejna rozmowa - ot zwykłe plotkowanie - a bo to ten kupiec miał ładnego konia, a tamten goniec jak szybko pędził. Prędko zapadł wieczór, a Mat zapytał nagle.
- Tak się zastanawiam czy nie dałoby się jakoś połączyć tej Twojej magii z tym moim łucznictwem. Na przykład podpaliłabyś moje strzały.
- Mat! Jesteś... Jesteś niewiarygodnie...
- Wyjątkowy, wiem, tak. - Mat uśmiechnął się i pokiwał głową nieskromnie.
- Właśnie, brakowało mi tego słowa. Ale raczej wyjątkowo... - Cerxina po raz kolejny szukała właściwego słowa. Mat patrzył na nią i uniósł brwi kiedy usłyszał - głupi.
- A to dlaczego?
- Drzewce prędzej spłoną w locie niźli dolecą do ofiary. Mogłabym zrobić coś innego...
- Oho, rzucaj pomysłami, byleś nie zamieniła strzały w motyle. To ładne, ale dość mało praktyczne.
Podczas rozmowy wybrali miejsce pod lasem na swoje obozowisko - tam też udali się, poluzowali popręgi i rozłożyli koce.
- Ach tak, jesteś przecież konserwatywny. - Zaśmiała się kobieta, łucznik wzruszył jednak tylko ramionami.
- Ano tak. Niech będzie więc Ernesto, ja zaś swoją klaczkę będę zwał Cholerą. Musi mi służyć wiernie, bo do stepów droga daleka.
To i jechali - mówiąc o dawnych dziejach, przygodach i o tym co działo się z nimi od ostatniego spotkania. Albo też milcząc - nie było to jednak milczenie spowodowane brakiem porozumienia. Chcieli raczej zatopić się na moment lub dwa w swoje wspomnienia - bo wspomnienia były dla nich bardzo ważne, jak dla każdego.
Mat pykając swoją fajkę puszczał kółka z dymu i odprowadzał je pod obłoki. W końcu wspomnienia pochłonęły go na tyle, że przyłapał się po długim czasie jazdy na tym że tytoń w fajce już dawno się skończył. Ot myślał nasz drogi łucznik o swoim domu i o pewnej dziewczynie tańczącej pośród traw i kwiatów. To jednak inna historia.
Czarodziejka zaś przysłuchiwała się wiatrowi - miała bowiem wspaniały dar, który pozwalał jej czasem rozumieć mowę żywiołu. Teraz słyszała jednak w wietrze echo przeszłości, która bywała jakże bolesna. Słyszała echo pieśni którą niegdyś niósł wiatr - być może tak brzmiała nienawiść.
To była jednak przeszłość - a jej nie da się odwrócić. Toteż nie traciła dobrego samopoczucia nasza brązowowłosa piękność. Postanowiła przerwać milczenie i uśmiechając się rzekła:
- I czegóż tak wypatrujesz? Pelikanów?
- Tak, zostawiły na mojej osobie trwały uraz. - Zaśmiał się, a po chwili wywiązała się kolejna rozmowa - ot zwykłe plotkowanie - a bo to ten kupiec miał ładnego konia, a tamten goniec jak szybko pędził. Prędko zapadł wieczór, a Mat zapytał nagle.
- Tak się zastanawiam czy nie dałoby się jakoś połączyć tej Twojej magii z tym moim łucznictwem. Na przykład podpaliłabyś moje strzały.
- Mat! Jesteś... Jesteś niewiarygodnie...
- Wyjątkowy, wiem, tak. - Mat uśmiechnął się i pokiwał głową nieskromnie.
- Właśnie, brakowało mi tego słowa. Ale raczej wyjątkowo... - Cerxina po raz kolejny szukała właściwego słowa. Mat patrzył na nią i uniósł brwi kiedy usłyszał - głupi.
- A to dlaczego?
- Drzewce prędzej spłoną w locie niźli dolecą do ofiary. Mogłabym zrobić coś innego...
- Oho, rzucaj pomysłami, byleś nie zamieniła strzały w motyle. To ładne, ale dość mało praktyczne.
Podczas rozmowy wybrali miejsce pod lasem na swoje obozowisko - tam też udali się, poluzowali popręgi i rozłożyli koce.
odpalajta swe motóry
zakładajta a'la skóry
zakładajta a'la skóry