03-01-2013, 05:47 PM
Sądny obezwładniony siłą pnączy i korzeni odetchnął głęboko, gdy tylko poczuł, że ucisk się zmniejsza. Rozluźnił się lekko i przez powstałą w pułapce dziurę zauważył widocznie zdenerwowaną kobietę która szła, niemal podbiegała w jego stronę. Za nią w tyle leżał łucznik, oparty o pień - widać było że jest z nim coraz gorzej. Mglisty wzrok wydawał się nieobecny, a głowa ciągle chyliła się ku dołowi. Nagle widok na coraz mniej przytomnego strzelca zasłoniła gniewna i zdecydowana twarz kobiety.
- Jakiej użyłeś trucizny?! - Czarodziejka w gniewie krzyczała w jego twarz.
- I tak go nie uratujesz. - Odpowiedział spokojnie sądny. Skrzywił się kiedy poczuł ucisk na nogach, ciągle patrzył jednak w oczy swej natarczywej rozmówczyni. - To nic nie da. Istnieją dwa rodzaje tej trucizny - tak i są dwa antidota. Za dwie godziny będzie martwy. Albo przyśpieszysz śmierć i umrze na miejscu, albo go uratujesz. A raczej nie możecie tak ryzykować, prawda, złotko?
- Pieprz się. - Kobieta splunęła w twarz sądnego i nachyliła się do małego kołczanu na bełty który leżał obok - był to ten który upadł obezwładnionemu mężczyźnie. Wyjęła jeden z bełtów i podeszła z powrotem do przesłuchiwanego.
- Nie. - Mężczyzna na tyle ile mógł pokręcił głową.
- Sukinsynie. - Czarodziejka z zaciśniętymi ustami, patrząc zimno w oczy uwięzionego wbiła grot bełtu pomiędzy pnącza. Tam, gdzie znajdował się brzuch ofiary. Rozległ się cichy jęk.
- Biała fiolka. Antidotum jest w białej fiolce. - Raniony wyszeptał z nienawiścią.
- Świetnie. - Pnącza rozchyliły się lekko ukazując pas z dwoma butelkami - czarną i białą. Kobieta wyjęła obie - czarną odstawiła na ziemię a białą odkręciła i zwróciła się do mężczyzny który wcześniej im groził, a później pomógł w walce z napastnikami - otwórz jego usta.
Sądny miotał się tak, że trzeba było z powrotem uświęcić całe jego ciało zielonymi więzami. W końcu nowo poznany sojusznik strzelca i czarodziejki rozszerzył usta a ta wlała pół zawartości białej fiolki w usta sądnego. Minutę później jego oczy zastygły w martwym spojrzeniu. Dziewczyna podniosła czarną fiolkę i ruszyła w stronę łucznika.
- Jakiej użyłeś trucizny?! - Czarodziejka w gniewie krzyczała w jego twarz.
- I tak go nie uratujesz. - Odpowiedział spokojnie sądny. Skrzywił się kiedy poczuł ucisk na nogach, ciągle patrzył jednak w oczy swej natarczywej rozmówczyni. - To nic nie da. Istnieją dwa rodzaje tej trucizny - tak i są dwa antidota. Za dwie godziny będzie martwy. Albo przyśpieszysz śmierć i umrze na miejscu, albo go uratujesz. A raczej nie możecie tak ryzykować, prawda, złotko?
- Pieprz się. - Kobieta splunęła w twarz sądnego i nachyliła się do małego kołczanu na bełty który leżał obok - był to ten który upadł obezwładnionemu mężczyźnie. Wyjęła jeden z bełtów i podeszła z powrotem do przesłuchiwanego.
- Nie. - Mężczyzna na tyle ile mógł pokręcił głową.
- Sukinsynie. - Czarodziejka z zaciśniętymi ustami, patrząc zimno w oczy uwięzionego wbiła grot bełtu pomiędzy pnącza. Tam, gdzie znajdował się brzuch ofiary. Rozległ się cichy jęk.
- Biała fiolka. Antidotum jest w białej fiolce. - Raniony wyszeptał z nienawiścią.
- Świetnie. - Pnącza rozchyliły się lekko ukazując pas z dwoma butelkami - czarną i białą. Kobieta wyjęła obie - czarną odstawiła na ziemię a białą odkręciła i zwróciła się do mężczyzny który wcześniej im groził, a później pomógł w walce z napastnikami - otwórz jego usta.
Sądny miotał się tak, że trzeba było z powrotem uświęcić całe jego ciało zielonymi więzami. W końcu nowo poznany sojusznik strzelca i czarodziejki rozszerzył usta a ta wlała pół zawartości białej fiolki w usta sądnego. Minutę później jego oczy zastygły w martwym spojrzeniu. Dziewczyna podniosła czarną fiolkę i ruszyła w stronę łucznika.
odpalajta swe motóry
zakładajta a'la skóry
zakładajta a'la skóry