Kawiarenka świeciła pustkami. Kelner krzątał się po pomieszczeniu poprawiając obrusy na stolikach i układając kwiaty, by sprawiały wrażenie dopiero co zerwanych, choć wiedziałam, że wymieniają je co trzy dni. Rozejrzałam się i z uśmiechem ruszyłam do młodego chłopaka siedzącego przy oknie z widokiem na rzekę.
- Cześć - pocałowałam go w policzek. - Długo czekasz?
Uśmiechnął się ciepło i wskazał mi miejsce po drugiej stronie stolika.
- Nie, chwilę. Wszedłem zaraz po otwarciu. - Chwycił mnie za rękę. - Tęskniłem za tobą.
- Oj tam!
- Pięknie dzisiaj wyglądasz.
- Wiem, tak jak zawsze. - Wzięłam torbę na kolana i przeszukiwałam ją w poszukiwaniu mojej komórki.
- Nie - odpadł z powagą. - Dziś wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zarumieniłam się. No a która dziewczyna postąpiłaby inaczej? Udałam, że komórka, której nawet nie znalazłam przestała mnie interesować, gdy już wszystko na niej sprawdziłam i spojrzałam na niego z zainteresowaniem.
- Dzięki. Chciałeś mnie widzieć z jakiegoś powodu, czy po prostu miałeś zamiar mnie wyciągnąć z domu i odciągnąć od pracy? - uśmiechnęłam się szeroko marszcząc brwi.
- Aaaa przejrzałaś mnie. Jest robota.
- Gdzie? Daleko?
- W Moskwie.
- To cholernie daleko. Nie mają łowców gdzieś bliżej?
- Może mają, ale chcą najlepszych. - Zasugerował właśnie, że my jesteśmy tymi najlepszymi. - Ważna sprawa. No i kasy za to jak lodu - spojrzał na mnie z iskrami w oczach. - Za tyle pieniędzy moglibyśmy kupić dla nas porządne mieszkanie,albo przynajmniej to twoje wyremontować.
- No dobra, ale co mamy zrobić? - zaczynałam tracić cierpliwość z powodu braku konkretnych, choć perspektywa wielkiej kasy i kolejnej przygody kusiły mnie niemiłosiernie.
- Pozbyć się pewnej grupki strzyg. Ładnie i po cichu, bez żadnych śladów.
- Grupki? Znaczy ile?
- Nie wiemy do końca. Tyle, ile liczy ten ich gang. - Wzruszył ramionami. Myślałam, że krew mnie zaleje. Szykował akcje a nawet nie wiedział ilu będziemy mieć przeciwników? Przecież przeciętny dampir ma niewielkie szansę na pokonanie strzygi, a jeszcze takiej po szkoleniu. Są one szybkie, silne, przebiegłe i bezwzględne. Jak wezmą cię z zaskoczenia to nie masz szans.
- Ale wiesz, że będzie ciężko, jeżeli nawet nie wiemy, ilu ich jest. Znasz przecież zasady. Nie pakujemy się w gówno, jeżeli nawet nie wiemy z kim walczymy. Już wystarczy, że musimy jechać do Moskwy! To nie nasz teren przecież.
- No wiem, ale tyle kasy... Natasza proszę - spojrzał na mnie bałaganie z prośbą w oczach bym się nie denerwowała bardziej. Gdy jestem wkurzona robię różne rzeczy - Natka...
- Ile?
- 40 tysięcy rubli. - Westchnął z uśmiechem. - Na nas pięciu... Po osiem kafli na głowę.
Zagwizdałam zdziwiona, bo choć mówi się, że kasa to nie wszystko to ja i tak uważam, że bez kasy jesteś niczym.
- To jak?
- No nie wiem... - tyle kasy jednak mi mózgu nie przyćmiło. To mogło być ryzykowne.
- No dawaj, będzie fajnie! Przecież wiesz, że nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało - ścisnął moja dłoń. - No...
- Kiedy?
Zobaczyłam triumf w jego oczach w chwili, gdy radośnie się uśmiechnął.
- Za trzy dni mamy być na miejscu. Klasyczny zwiad, no i pozbycie się problemu...
- Za trzy dni? - prawie krzyknęłam. To bardzo mało czasu. - A zapasy, broń, nocleg, przejazd?
- Tym się zajmie Konrad. Ty ich tylko zlokalizuj. - Mruknął zawadiacko. - Mała, chyba nie stchórzysz?
Ał. Zabolało. Nie jestem tchórzem, ale i tak robi wszystko by mi przypomnieć, że jestem dziewczyną i że jestem słabsza. Tyle, że to nie prawda i on również o tym wie. Tylko się ze mną droczy. W czystej walce jesteśmy równi.
- Myślę.
- Natka, weź nie rezygnuj z tej szansy. Bez ciebie nie pojedziemy, jesteś nam potrzebna. No i jesteś najlepsza i zdecydowanie najpiękniejsza. - Zrobił oczy jak szczeniak. Zawsze na mnie działały.
- Ty lizusie! Ale ok, jadę.
- Świetnie. - Spojrzał na zegarek i zrobił strapioną minę. - Muszę iść. Cieszę się, że się zgodziłaś. Jesteś wielka. - Wstał i pocałował mnie na pożegnanie. - Kocham cię piękna. Wpadne jutro, pa.
I już po chwili go nie było. Tak to już z nim jest. Ale i tak go kocham. A musicie wiedzieć, że jeżeli dampir naprawdę kogoś kocha, to ta miłość jest niezniszczalna. Ze mną chyba też tak było. Po takiej miłości tylko czas leczy rany.
Zamówiłam sobie kawę i siedziałam w kawiarni jeszcze z pół godziny po czym wybrałam się na długi spacer. Oj było o czym myśleć.
- Cześć - pocałowałam go w policzek. - Długo czekasz?
Uśmiechnął się ciepło i wskazał mi miejsce po drugiej stronie stolika.
- Nie, chwilę. Wszedłem zaraz po otwarciu. - Chwycił mnie za rękę. - Tęskniłem za tobą.
- Oj tam!
- Pięknie dzisiaj wyglądasz.
- Wiem, tak jak zawsze. - Wzięłam torbę na kolana i przeszukiwałam ją w poszukiwaniu mojej komórki.
- Nie - odpadł z powagą. - Dziś wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zarumieniłam się. No a która dziewczyna postąpiłaby inaczej? Udałam, że komórka, której nawet nie znalazłam przestała mnie interesować, gdy już wszystko na niej sprawdziłam i spojrzałam na niego z zainteresowaniem.
- Dzięki. Chciałeś mnie widzieć z jakiegoś powodu, czy po prostu miałeś zamiar mnie wyciągnąć z domu i odciągnąć od pracy? - uśmiechnęłam się szeroko marszcząc brwi.
- Aaaa przejrzałaś mnie. Jest robota.
- Gdzie? Daleko?
- W Moskwie.
- To cholernie daleko. Nie mają łowców gdzieś bliżej?
- Może mają, ale chcą najlepszych. - Zasugerował właśnie, że my jesteśmy tymi najlepszymi. - Ważna sprawa. No i kasy za to jak lodu - spojrzał na mnie z iskrami w oczach. - Za tyle pieniędzy moglibyśmy kupić dla nas porządne mieszkanie,albo przynajmniej to twoje wyremontować.
- No dobra, ale co mamy zrobić? - zaczynałam tracić cierpliwość z powodu braku konkretnych, choć perspektywa wielkiej kasy i kolejnej przygody kusiły mnie niemiłosiernie.
- Pozbyć się pewnej grupki strzyg. Ładnie i po cichu, bez żadnych śladów.
- Grupki? Znaczy ile?
- Nie wiemy do końca. Tyle, ile liczy ten ich gang. - Wzruszył ramionami. Myślałam, że krew mnie zaleje. Szykował akcje a nawet nie wiedział ilu będziemy mieć przeciwników? Przecież przeciętny dampir ma niewielkie szansę na pokonanie strzygi, a jeszcze takiej po szkoleniu. Są one szybkie, silne, przebiegłe i bezwzględne. Jak wezmą cię z zaskoczenia to nie masz szans.
- Ale wiesz, że będzie ciężko, jeżeli nawet nie wiemy, ilu ich jest. Znasz przecież zasady. Nie pakujemy się w gówno, jeżeli nawet nie wiemy z kim walczymy. Już wystarczy, że musimy jechać do Moskwy! To nie nasz teren przecież.
- No wiem, ale tyle kasy... Natasza proszę - spojrzał na mnie bałaganie z prośbą w oczach bym się nie denerwowała bardziej. Gdy jestem wkurzona robię różne rzeczy - Natka...
- Ile?
- 40 tysięcy rubli. - Westchnął z uśmiechem. - Na nas pięciu... Po osiem kafli na głowę.
Zagwizdałam zdziwiona, bo choć mówi się, że kasa to nie wszystko to ja i tak uważam, że bez kasy jesteś niczym.
- To jak?
- No nie wiem... - tyle kasy jednak mi mózgu nie przyćmiło. To mogło być ryzykowne.
- No dawaj, będzie fajnie! Przecież wiesz, że nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało - ścisnął moja dłoń. - No...
- Kiedy?
Zobaczyłam triumf w jego oczach w chwili, gdy radośnie się uśmiechnął.
- Za trzy dni mamy być na miejscu. Klasyczny zwiad, no i pozbycie się problemu...
- Za trzy dni? - prawie krzyknęłam. To bardzo mało czasu. - A zapasy, broń, nocleg, przejazd?
- Tym się zajmie Konrad. Ty ich tylko zlokalizuj. - Mruknął zawadiacko. - Mała, chyba nie stchórzysz?
Ał. Zabolało. Nie jestem tchórzem, ale i tak robi wszystko by mi przypomnieć, że jestem dziewczyną i że jestem słabsza. Tyle, że to nie prawda i on również o tym wie. Tylko się ze mną droczy. W czystej walce jesteśmy równi.
- Myślę.
- Natka, weź nie rezygnuj z tej szansy. Bez ciebie nie pojedziemy, jesteś nam potrzebna. No i jesteś najlepsza i zdecydowanie najpiękniejsza. - Zrobił oczy jak szczeniak. Zawsze na mnie działały.
- Ty lizusie! Ale ok, jadę.
- Świetnie. - Spojrzał na zegarek i zrobił strapioną minę. - Muszę iść. Cieszę się, że się zgodziłaś. Jesteś wielka. - Wstał i pocałował mnie na pożegnanie. - Kocham cię piękna. Wpadne jutro, pa.
I już po chwili go nie było. Tak to już z nim jest. Ale i tak go kocham. A musicie wiedzieć, że jeżeli dampir naprawdę kogoś kocha, to ta miłość jest niezniszczalna. Ze mną chyba też tak było. Po takiej miłości tylko czas leczy rany.
Zamówiłam sobie kawę i siedziałam w kawiarni jeszcze z pół godziny po czym wybrałam się na długi spacer. Oj było o czym myśleć.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
J.R.R.Tolkien