Ha, dla mojego jedynego czytelnika - że też moje wypociny jeszcze Ci się nie znudziły
Rozsiadłam się na mojej ulubionej, rubinowej kanapie przed telewizorem. Było późne popołudnie, słońce za chwilę schowa się za horyzontem barwiąc niebo na czerwono, i fioletowo, dodając do tego nitki złota, czasem purpury. Choć zmierzch w Rosji (w Petersburgu dokładniej) zapada szybko, to jest on zdecydowanie najpiękniejszą porą dnia. Moją ulubioną.
W trakcie spaceru dzwonił do mnie Konrad, wielce ucieszony wieściami. Normalnie, jak dziecko, które dostało pod choinkę swój wymarzony prezent, którego oczekiwało od wieków. Gadał, jak to się cieszy, że jadę, jaki jest ze mnie dumny, a potem od razu wypalił, że jest niezła robota na dziś. Taki już był - szczery do bólu, bezpośredni, lecz nastoje zmieniały się u niego szybciej niż pogoda. Jednak zawsze go ceniłam. Tak jakoś potrafił zjednywać sobie ludzi, choć często pakował się w kłopoty. Oczywiście nie w tak wielkie, jak ja.
W telewizji jak zwykle nie było nic ciekawego, tylko jakaś paplanina o rewolucji wieśniaków, potem o pożarze, czyli nic, co mogłoby mnie zainteresować. Za godzinę byłam umówiona z ekipą pod Pałacem Michajłowskiego. Dziś polowaliśmy na zbuntowanego wilkołaka, któremu ewidentnie odbiło po zamordowaniu swoich rodziców i nefilima, który zamiast polować na demony rozpoczął polowanie na morojów. Nie opłacało mi się iść spać, bo zaraz z zachodem słońca wszelakie dziwactwa wychodziły na ulice. I wtedy ja wkraczałam do akcji. Teraz jednak z nudów poszłam ubierać się i wyczyścić broń. Mój mały arsenał znajdował się w tajemnej skrytce, pod podłogą w szafie w sypialni. Ale ciii... Nikomu ani słowa.
Podniosłam wieko i wzięłam do ręki nowiutki pistolet M1911 i obejrzałam go dokładnie. Prawdopodobnie będę musiała mu zawierzyć życie. Choć jest produkowany od 1911 roku tak właściwie jeszcze mnie nie zawiódł, jednak dość rzadko zdarza mi się pracować z bronią palną, więc wciąż ciężko mi chwalić ją lub ganić. Po prostu narzędzie.
Z dna szafy wyjęłam torbę i wraz z pistoletem spakowałam do niej więcej niż garść srebrnych kul, choć teraz były w postaci naboi. Ciężko było je dostać. Na wilkołaka nadadzą się znakomicie, jednak nefilima też można nimi zabić. Właściwie można go zabić wszystkim. Jako potomek anioła i człowieka odznacza się tylko nieco lepszym niż ludzie wzrokiem, szybkością i łatwością pojmowania sztuk walki. Ale z pośród wszystkich tych dziwaków, oni i my, dampiry, jesteśmy najbardziej ludzcy. Choć może bardziej oni, jeżeli wziąć pod uwagę ich genetykę. Na wypadek zabrałam jeszcze obosieczny miecz i kilka noży do rzucania. Konrad zawsze bierze więcej broni, szczególnie palnej, a Alex noży, więc jak wykorzystamy nasze naboje, to dają nam ze swoich zapasów. Czyli więcej moich zbiorów nie powinnam uszczuplać. I tak będzie nas pięciu razem, kontra dwóch działających osobno.
Założyłam dżinsy i zwykły top, na to zakładając bluzę i czarny płaszcz. Nigdy się z nim nie rozstawałam. Był już porządnie połatany i przetarty, ale i tak towarzyszył mi w każdych łowach. Zgarnęłam torbę i zamknęłam mieszkanie zbiegając szybko po schodach.
Było już ciemno, gdy znalazłam się przed kamienicą. Mroczne cienie majaczyły na ścianie, a stare latarnie rzucały słaby blask na chodnik bezpośrednio pod nimi. Nie bałam się, choć większość ludzi zaczęłaby już zwiewać w bezpieczniejsze rejony. Moja ulica była zdecydowanie nieprzyjemnym miejscem, znanym w całym Petersburgu. Nie jeden raz jakiś głupi koleś próbował mnie już okraść, lub zrobić coś gorszego, jednak zawsze to on kończył z rozkwaszoną twarzą. Siałam tu postrach i byłam z tego dumna.
Idąc ciemną uliczką rozglądałam się uważnie, a każdy mój mięsień wibrował ze zniecierpliwienia i gotowości do odparcia ewentualnego ataku. Przyzwyczaiłam się już do walk, do adrenaliny i śmierci, choć często byłam tylko jej świadkiem. Pracowałam jako ważna pomoc dla moich przyjaciół, którzy odpowiadali za sianie zniszczenia w szeregach wroga, czyli prościej mówiąc wykonywali brudną robotę. Nie miałam do nich o to żalu. Wciąż jednak miałam sumienie, dlatego nie zabijałam nigdy niewinnych, choćby nie wiadomo, co mi za to chciano ofiarować.
- Siemasz Natka - zawołał Kasjan, mój chłopak. - Jak tam?
- No hej! Dobrze - podeszłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Uścisnął mnie serdecznie i pocałował. To był nasz mały rytuał.
- A my? Gdzie dla nas buzi? - ze śmiechem zapytał Borys, który miał niesamowite poczucie humoru połączone z wyczuciem czasowym. Zawsze żartował, podczas gdy inni byli poważni i skupieni. Szczególnie w takich chwilach. Ale i jego pytanie i moja odmowa całowania wszystkich były już tradycją, która chyba nawet przynosiła nam szczęście.
- Koniec pogaduszek, teraz interesy - dowództwo przejął Alex ucinając nasze docinki. - Konrad rozdaj broń i naboje, a tu macie sztylety. Prosto z chin, nówki. Uwaga, bardzo ostre.
Alex rozdał nam podłużne sztylety z wygrawerowanymi symbolami na rękojeści, a Konrad broń.
- Jeden z nowszych karabinów, M4A1 - zagadnął podając mi niewielki karabin, właściwie karabinek. - Automatyczny, szybki, skuteczny. Cudo. Serio, testowałem - uśmiechnął się wciskając mi do ręki oprócz broni trzy magazynki.
Schowałam karabin do torby wyjmując mój pistolet, sztylet wepchnęłam za pas przy spodniach, do pochwy, z którą go dostałam. Ładując broń miałam dziwne uczucie, że to już się zdarzyło, ale zignorowałam to. Polowaliśmy na tyle często, że takie urojenia miałam prawie zawsze. Załadowałam broń, zostawiłam ją jednak zabezpieczoną. Sprawdziłam miecz, który podczas chodzenia uderzał o moją prawą nogę. Na szczęście mój płaszcz był na tyle długi, że pochwa nie wystawała spod niego, podczas, gdy rękojeść była w odpowiednim miejscu do natychmiastowego użycia.
- Gotowi? Musimy uważać. Z wilkiem może być ciężko. Z nefilim myślę pójdzie szybko. - Rozejrzał się po nas mrużąc oczy. Był dobrym dowódcą, nie mogłam mu tego odmówić. - Więc tak, Kasjan idzie z Nataszą w lewo, aż do zaułka. Ja z Konradem i Borysem ruszymy w przeciwnym kierunku. Weźmiemy ich w kleszcze. Jak co to najpierw zajmijmy się wilkołakiem. Natka, zapomniałem o czymś?
Zamyśliłam się na chwilę.
- Może ustalmy, kto kogo weźmie. Nie wiadomo, czy znajdziemy ich razem, czy osobno.
- Racja. Natka bierzesz nefilima? - Zapytał, a ja potaknęłam. - Dobra, to osłaniał cię będzie... Borys. Wybacz Kasjan, ale będziesz potrzebny przy wilku. Borys, bez urazy, ale Kasjan jest szybszy, a to liczy się najbardziej. Więc Natasza idziesz z Borysem w lewo, a Kasjan ze mną. Czyli załatwione. Jakieś pytania?
- Nie. - Odpowiedzieliśmy chórem. Tak już to z nami było.
- To powodzenia.
I ruszyliśmy.
Rozsiadłam się na mojej ulubionej, rubinowej kanapie przed telewizorem. Było późne popołudnie, słońce za chwilę schowa się za horyzontem barwiąc niebo na czerwono, i fioletowo, dodając do tego nitki złota, czasem purpury. Choć zmierzch w Rosji (w Petersburgu dokładniej) zapada szybko, to jest on zdecydowanie najpiękniejszą porą dnia. Moją ulubioną.
W trakcie spaceru dzwonił do mnie Konrad, wielce ucieszony wieściami. Normalnie, jak dziecko, które dostało pod choinkę swój wymarzony prezent, którego oczekiwało od wieków. Gadał, jak to się cieszy, że jadę, jaki jest ze mnie dumny, a potem od razu wypalił, że jest niezła robota na dziś. Taki już był - szczery do bólu, bezpośredni, lecz nastoje zmieniały się u niego szybciej niż pogoda. Jednak zawsze go ceniłam. Tak jakoś potrafił zjednywać sobie ludzi, choć często pakował się w kłopoty. Oczywiście nie w tak wielkie, jak ja.
W telewizji jak zwykle nie było nic ciekawego, tylko jakaś paplanina o rewolucji wieśniaków, potem o pożarze, czyli nic, co mogłoby mnie zainteresować. Za godzinę byłam umówiona z ekipą pod Pałacem Michajłowskiego. Dziś polowaliśmy na zbuntowanego wilkołaka, któremu ewidentnie odbiło po zamordowaniu swoich rodziców i nefilima, który zamiast polować na demony rozpoczął polowanie na morojów. Nie opłacało mi się iść spać, bo zaraz z zachodem słońca wszelakie dziwactwa wychodziły na ulice. I wtedy ja wkraczałam do akcji. Teraz jednak z nudów poszłam ubierać się i wyczyścić broń. Mój mały arsenał znajdował się w tajemnej skrytce, pod podłogą w szafie w sypialni. Ale ciii... Nikomu ani słowa.
Podniosłam wieko i wzięłam do ręki nowiutki pistolet M1911 i obejrzałam go dokładnie. Prawdopodobnie będę musiała mu zawierzyć życie. Choć jest produkowany od 1911 roku tak właściwie jeszcze mnie nie zawiódł, jednak dość rzadko zdarza mi się pracować z bronią palną, więc wciąż ciężko mi chwalić ją lub ganić. Po prostu narzędzie.
Z dna szafy wyjęłam torbę i wraz z pistoletem spakowałam do niej więcej niż garść srebrnych kul, choć teraz były w postaci naboi. Ciężko było je dostać. Na wilkołaka nadadzą się znakomicie, jednak nefilima też można nimi zabić. Właściwie można go zabić wszystkim. Jako potomek anioła i człowieka odznacza się tylko nieco lepszym niż ludzie wzrokiem, szybkością i łatwością pojmowania sztuk walki. Ale z pośród wszystkich tych dziwaków, oni i my, dampiry, jesteśmy najbardziej ludzcy. Choć może bardziej oni, jeżeli wziąć pod uwagę ich genetykę. Na wypadek zabrałam jeszcze obosieczny miecz i kilka noży do rzucania. Konrad zawsze bierze więcej broni, szczególnie palnej, a Alex noży, więc jak wykorzystamy nasze naboje, to dają nam ze swoich zapasów. Czyli więcej moich zbiorów nie powinnam uszczuplać. I tak będzie nas pięciu razem, kontra dwóch działających osobno.
Założyłam dżinsy i zwykły top, na to zakładając bluzę i czarny płaszcz. Nigdy się z nim nie rozstawałam. Był już porządnie połatany i przetarty, ale i tak towarzyszył mi w każdych łowach. Zgarnęłam torbę i zamknęłam mieszkanie zbiegając szybko po schodach.
Było już ciemno, gdy znalazłam się przed kamienicą. Mroczne cienie majaczyły na ścianie, a stare latarnie rzucały słaby blask na chodnik bezpośrednio pod nimi. Nie bałam się, choć większość ludzi zaczęłaby już zwiewać w bezpieczniejsze rejony. Moja ulica była zdecydowanie nieprzyjemnym miejscem, znanym w całym Petersburgu. Nie jeden raz jakiś głupi koleś próbował mnie już okraść, lub zrobić coś gorszego, jednak zawsze to on kończył z rozkwaszoną twarzą. Siałam tu postrach i byłam z tego dumna.
Idąc ciemną uliczką rozglądałam się uważnie, a każdy mój mięsień wibrował ze zniecierpliwienia i gotowości do odparcia ewentualnego ataku. Przyzwyczaiłam się już do walk, do adrenaliny i śmierci, choć często byłam tylko jej świadkiem. Pracowałam jako ważna pomoc dla moich przyjaciół, którzy odpowiadali za sianie zniszczenia w szeregach wroga, czyli prościej mówiąc wykonywali brudną robotę. Nie miałam do nich o to żalu. Wciąż jednak miałam sumienie, dlatego nie zabijałam nigdy niewinnych, choćby nie wiadomo, co mi za to chciano ofiarować.
- Siemasz Natka - zawołał Kasjan, mój chłopak. - Jak tam?
- No hej! Dobrze - podeszłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Uścisnął mnie serdecznie i pocałował. To był nasz mały rytuał.
- A my? Gdzie dla nas buzi? - ze śmiechem zapytał Borys, który miał niesamowite poczucie humoru połączone z wyczuciem czasowym. Zawsze żartował, podczas gdy inni byli poważni i skupieni. Szczególnie w takich chwilach. Ale i jego pytanie i moja odmowa całowania wszystkich były już tradycją, która chyba nawet przynosiła nam szczęście.
- Koniec pogaduszek, teraz interesy - dowództwo przejął Alex ucinając nasze docinki. - Konrad rozdaj broń i naboje, a tu macie sztylety. Prosto z chin, nówki. Uwaga, bardzo ostre.
Alex rozdał nam podłużne sztylety z wygrawerowanymi symbolami na rękojeści, a Konrad broń.
- Jeden z nowszych karabinów, M4A1 - zagadnął podając mi niewielki karabin, właściwie karabinek. - Automatyczny, szybki, skuteczny. Cudo. Serio, testowałem - uśmiechnął się wciskając mi do ręki oprócz broni trzy magazynki.
Schowałam karabin do torby wyjmując mój pistolet, sztylet wepchnęłam za pas przy spodniach, do pochwy, z którą go dostałam. Ładując broń miałam dziwne uczucie, że to już się zdarzyło, ale zignorowałam to. Polowaliśmy na tyle często, że takie urojenia miałam prawie zawsze. Załadowałam broń, zostawiłam ją jednak zabezpieczoną. Sprawdziłam miecz, który podczas chodzenia uderzał o moją prawą nogę. Na szczęście mój płaszcz był na tyle długi, że pochwa nie wystawała spod niego, podczas, gdy rękojeść była w odpowiednim miejscu do natychmiastowego użycia.
- Gotowi? Musimy uważać. Z wilkiem może być ciężko. Z nefilim myślę pójdzie szybko. - Rozejrzał się po nas mrużąc oczy. Był dobrym dowódcą, nie mogłam mu tego odmówić. - Więc tak, Kasjan idzie z Nataszą w lewo, aż do zaułka. Ja z Konradem i Borysem ruszymy w przeciwnym kierunku. Weźmiemy ich w kleszcze. Jak co to najpierw zajmijmy się wilkołakiem. Natka, zapomniałem o czymś?
Zamyśliłam się na chwilę.
- Może ustalmy, kto kogo weźmie. Nie wiadomo, czy znajdziemy ich razem, czy osobno.
- Racja. Natka bierzesz nefilima? - Zapytał, a ja potaknęłam. - Dobra, to osłaniał cię będzie... Borys. Wybacz Kasjan, ale będziesz potrzebny przy wilku. Borys, bez urazy, ale Kasjan jest szybszy, a to liczy się najbardziej. Więc Natasza idziesz z Borysem w lewo, a Kasjan ze mną. Czyli załatwione. Jakieś pytania?
- Nie. - Odpowiedzieliśmy chórem. Tak już to z nami było.
- To powodzenia.
I ruszyliśmy.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
J.R.R.Tolkien