Borys podążał zaraz za mną trzymając broń w pogotowiu. Poruszaliśmy się powoli na północ, jedną z głównych ulic. Na szczęście w tygodniu niewielu Rosjan tędy przechodziło, gdyż Pałac był dobrze strzeżony, szczególnie wewnątrz, a poza tym był otwarty tylko od 9 do 16, więc niewielu się tu kręciło. Według założenia Alexa nasza "zwierzyna" znajdowała się w niewielkiej uliczce za Pałacem zwanej Zamkową. Pałac był potężną budowlą, w której wnętrzu znajdował się jeden z największych zbiorów sztuki na świecie. Budynek był cały złoty, lecz z ulicy widoczność na niego była odgraniczona przez ogromny, przepiękny ogród. Jednak ze strony, z której my przebywaliśmy kuta brama ze złotym ptakiem na środku odgraniczała pałac od świata.
Każdy mój zmysł wibrował podnieceniem i ostrożnością. Mięśnie miałam napięte do granic możliwości, a dłonie mocno zaciśnięte na colcie ledwo co odbezpieczonym i gotowym do strzału. Borys bezszelestnie poruszał się za mną. Wiedziałam, że nie zostawi mnie samej, choćby nawet meteor teraz spadł na jego mieszkanie. Mieliśmy swój kodeks honoru, który był dla nas prawem. Każdy z nas go podpisał własna krwią i poprzysiągł strzec i wykonywać jego postanowienia. Jedno z nich to "nigdy nie zostawiaj przyjaciela samego podczas polowania". To chyba było w tym wszystkim najważniejsze.
Podniosłam rękę do góry zatrzymując się jednocześnie. Dotarliśmy do rogu ulicy, wszędzie panowała cisza, ani żywej duszy. Tylko gwar za rzeką przypominał, że wciąż jesteśmy w mieście. Wychyliłam się ostrożnie omiatając uważnym spojrzeniem przestrzeń przede mną.
- Czysto - szepnęłam ruszając dalej.
Gotowi na wszystko ostrożnie przemierzyliśmy pół ulicy i zatrzymałam się. Zza ogrodzenia, zza wielkiego krzaka przysłaniającego mi widok dobiegły mnie ciche głosy:
- Polują na nas.
- Do przewidzenia. Ale skąd wiesz, że właśnie dzisiaj, że teraz?
[- Czuje ich zapach. Są już blisko.
p]Spojrzałam zaniepokojona na Borysa. Jego mina zdradzała, że podziela moje obawy. Albo ktoś był wtyką, albo serio wilkołak miał tak świetny węch, że już nas wyczuł. Nie było na co czekać. Cofnęliśmy się spory kawał i przeszliśmy przez ogrodzenie. Jakimś cudem nie było podłączone pod napięcie. Widocznie ich sprawka.
Zakradliśmy się bliżej i kucając pod niewielkim krzakiem sprawdziłam broń wciąż obserwując rozmawiających ze sobą nefilima i człowieka, który sądząc po nerwowych tikach i węszeniu musiał być wilkołakiem. Naraz w oddali zobaczyłam twarz Aleksa. Uśmiechnął się do mnie wykazując tym samym, że już są gotowi. Podkradliśmy się z Borysem do ściany Pałacu skąd mieliśmy lepszy widok i mniejsze szanse na wykrycie. Wymierzyłam w węszącego człowieka i czekałam na znak, który nie nadszedł, bo w pewnej chwili oczy owego gościa się rozszerzyły i potężny ryk wstrząsnął murami Pałacu. Jego ciało w ułamku sekundy, pogrążone w konwulsjach obrosło długim futrem, kości wydłużyły się, a zamiast twarzy pojawił się pysk z rzędem wyszczerzonych zębów ostrych, jak brzytwy. Zmieniając się w wilka skoczył w naszym kierunku.
Nie miałam czasu na strzał, bo prawdopodobnie i tak bym chybiła, biorąc pod uwagę, że wilkołak pędził niczym rozpędzona lokomotywa wprost na mnie. Wyciągnęłam więc miecz i wysunęłam się na otwarte pole. Potrzebowałam miejsca na rozplanowanie walki. Tymczasem bestia zaryczała i potknęła się. Spojrzałam za potwora i ujrzała Aleksa, który z wyciągnięta jeszcze przed siebie bronią marszczył brwi. Nie widział nefilima, ale to nie był problem, bo owym od razu zajęli się Kasjan i Konrad. Ja tymczasem czekałam na swoją walkę stojąc ramie w ramię z Borysem.
Bestia przyglądała nam się uważnie swoimi wielkimi, złotymi ślepiami, w których pełno było gniewu i nienawiści. Prawie się zachwiałam. Ten wilk był bardziej podobny do strzyg, niż mogłam przypuszczać. W prawej ręce trzymałam miecz, dobrze naostrzony, powlekany srebrem, które działało na więcej paskudztw. W lewej zaś miałam sztylet. Większość znawców walki zganiła by mnie za brak posiadania tarczy, ale nie była mi ona konieczna. Szkolono mnie do walki na dwa miecze, gdzie jednym zadawało się ciosy, a drugim, robiąc koliste ruchy broniło przed przeciwnikiem. Ale ja miałam tylko jeden miecz, więc sztylet musiał mi wystarczyć jako tarcza.
I skoczył. Potężnym susem przemierzył dzieląca nas odległość wyciągając szpony do mojej twarzy. W ostatniej chwili uchyliłam się przed nim i próbowałam zadać cios. Wilk był na tyle szybki i sprytny, że nie dość, że uchylił się przed ciosem, to ja prawie oberwałam od Borysa. Spojrzałam na niego wścieka próbując wzrokiem mu przekazać, że ma się odsunąć, lub przynajmniej bardziej uważać. Zaczęliśmy zataczać koła wokół rozwścieczonego wilkołaka. W pewnej chwili zauważyłam, że jest ranny w tylą nogę, co pewnie było sprawką Aleksa. Zaatakowaliśmy w tym samym momencie z dwóch różnych stron. Ode mnie oberwał, nie mocno, bo prawie się wywinął, ale Borys miał mniej szczęścia, gdyś maczeta, którą się tak sprawnie posługiwał potoczyła się kilka metrów w tył. Przerażony zaczął się cofać, a wilk widząc łatwą ofiarę szedł za nim. Nie mogłam tak tego zostawić. Skoczyłam na bestię zadając jej mocny cios. Ryknęła przeraźliwie strząsając mnie ze swojego grzbietu. Upadłam, lecz nim stwór zdążył zrobić krok w mą stronę stałam już gotowa do odparcia ataku. Borys pobiegł po maczetę, lecz wilk skoczył na mnie. Rozpoczęliśmy szaleńczą walkę. Miecz przeciwko kłom i pazurom. Cudem było, że jeszcze żyłam. Borys dopadł wilkołaka i przyjął bardzo silny cios, który był przeznaczony dla mnie. Uderzył w ścianę i bezwładnie osunął się na ziemię zostawiając smugę krwi na nieskazitelnym murze. Ogarnęła mnie furia. Atakowałam ze zdwojoną siłą świadoma, że nie mam co liczyć na pomoc. Dalej zmagali się z nefilim, który choć już słabł będąc rannym, to wciąż się nie poddawał. Poczułam ból w klatce piersiowej. Pazury potwora rozdarły mi ubrania rozdzierając skórę. Zaczęłam mocniej atakować, robiąc rzeczy, których nawet się nie spodziewałam. Mieczem atakowałam, co chwilę jednak trafiając w próżnię, lecz sztyletem odpierając ataki zadałam mu sporo ran i rozharatałam pysk. Byliśmy kwita. To za Borysa maszkaro, pomyślałam prawie odcinając mu ucho. Ryknął przeraźliwie i zamachnął się na mnie, lecz znieruchomiał wydając ostatni pisk. Czas stanął w miejscu w chwili, gdy bestia zawisła metr przede mną, a jej oczy bez życia zatrzymały się na mnie, pełne nienawiści i urazy. Wilkołak runął przed moimi stopami, a niejedna struga krwi płynęła z jego grzbietu. Kasjan poczęstował go z karabinu.
Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję łkając cicho. Nie wiem, co mnie naszło, ale ta walka była trudniejsza niż inne.
- Już spokojnie, Natka, już po wszystkim. - Głaskał mnie uspokajająco po włosach. - Już okej.
Obtarłam łzy i podbiegłam do reszty. Chłopacy klęczeli już przy Borysie.
- Natka dawaj jakieś leki! - prawie krzyknął na mnie Aleks.
Konrad był bardzo blady i miał rozcięty policzek. Mrugnął do mnie smutno:
- Dobra robota.
Wyciągnęłam z torebki fiolkę z lekiem na rany. Sprawiał, że goiły się znacznie szybciej i tamował krwotoki. Byłam w pewnym sensie specjalistką od tego typu wywarów. Albo je sprowadzałam z Chin, czy Japonii, albo sama wyrabiałam z dostępnych w Petersburgu ziół. To była moja główna robota - zaopatrzenie paczki w leki.
- Masz - podałam mu fiolkę.
Aleks sprawnie obmył płynem z niej rany Borysa, szczególnie tą na głowie, a następnie podanym przeze mnie bandażem opatrzył najpoważniejsze uszkodzenia.
- Natka rób swoje - miał na myśli moje zdolności szamana.
Przysunęłam się bliżej Borysa i cicho szeptałam:
- Borys, obudź się, już czas, wróć tu... - nie dotykałam go lecz miękkim głosem wołałam z powrotem. Wierzyłam, tak jak moja cała rodzina, że przy odpowiednich umiejętnościach można sprowadzać duchy z zaświatów. Ja potrafiłam ściągać je tylko z transu pourazowego, ewentualnie ze śpiączki. To i tak było dużo.
Borys po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się słabo.
- A zlecenie? - zapytał.
- Wykonane. - Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą widząc jego zainteresowanie. To znaczyło, że nic mu nie jest.
Alex i Kasjan wstali i zabrali jakieś "dowody" zabicia nefilima i wilkołaka. Następnie ja wkraczałam do akcji polewając kwasem ich ciała, które w ciągu minuty się rozpuszczały i nie było po nich śladu. Czasem zleceniodawcy chcieli jeszcze zdjęcia zabitych, by mieć dowód, ale większości z nich wystarczały członki ofiar.
Szybko się zwinęliśmy i wsiedliśmy do nowego wozu Borysa, który zajmował się głównie transportem i fałszowaniem papierów. Był w tym na tyle dobry, że jego rodzice od prawie czterech lat wierzyli, że ich syn chodzi na studia i ma świetne wyniki w nauce. I oczywiście jeszcze wysyłali mu kupę forsy za to.
Po piętnastu minutach byłam już w domu. Wyczerpana zdjęłam płaszcz, zaryglowałam drzwi i runęłam na łóżko. Od razu zmorzył mnie sen.
Każdy mój zmysł wibrował podnieceniem i ostrożnością. Mięśnie miałam napięte do granic możliwości, a dłonie mocno zaciśnięte na colcie ledwo co odbezpieczonym i gotowym do strzału. Borys bezszelestnie poruszał się za mną. Wiedziałam, że nie zostawi mnie samej, choćby nawet meteor teraz spadł na jego mieszkanie. Mieliśmy swój kodeks honoru, który był dla nas prawem. Każdy z nas go podpisał własna krwią i poprzysiągł strzec i wykonywać jego postanowienia. Jedno z nich to "nigdy nie zostawiaj przyjaciela samego podczas polowania". To chyba było w tym wszystkim najważniejsze.
Podniosłam rękę do góry zatrzymując się jednocześnie. Dotarliśmy do rogu ulicy, wszędzie panowała cisza, ani żywej duszy. Tylko gwar za rzeką przypominał, że wciąż jesteśmy w mieście. Wychyliłam się ostrożnie omiatając uważnym spojrzeniem przestrzeń przede mną.
- Czysto - szepnęłam ruszając dalej.
Gotowi na wszystko ostrożnie przemierzyliśmy pół ulicy i zatrzymałam się. Zza ogrodzenia, zza wielkiego krzaka przysłaniającego mi widok dobiegły mnie ciche głosy:
- Polują na nas.
- Do przewidzenia. Ale skąd wiesz, że właśnie dzisiaj, że teraz?
[- Czuje ich zapach. Są już blisko.
p]Spojrzałam zaniepokojona na Borysa. Jego mina zdradzała, że podziela moje obawy. Albo ktoś był wtyką, albo serio wilkołak miał tak świetny węch, że już nas wyczuł. Nie było na co czekać. Cofnęliśmy się spory kawał i przeszliśmy przez ogrodzenie. Jakimś cudem nie było podłączone pod napięcie. Widocznie ich sprawka.
Zakradliśmy się bliżej i kucając pod niewielkim krzakiem sprawdziłam broń wciąż obserwując rozmawiających ze sobą nefilima i człowieka, który sądząc po nerwowych tikach i węszeniu musiał być wilkołakiem. Naraz w oddali zobaczyłam twarz Aleksa. Uśmiechnął się do mnie wykazując tym samym, że już są gotowi. Podkradliśmy się z Borysem do ściany Pałacu skąd mieliśmy lepszy widok i mniejsze szanse na wykrycie. Wymierzyłam w węszącego człowieka i czekałam na znak, który nie nadszedł, bo w pewnej chwili oczy owego gościa się rozszerzyły i potężny ryk wstrząsnął murami Pałacu. Jego ciało w ułamku sekundy, pogrążone w konwulsjach obrosło długim futrem, kości wydłużyły się, a zamiast twarzy pojawił się pysk z rzędem wyszczerzonych zębów ostrych, jak brzytwy. Zmieniając się w wilka skoczył w naszym kierunku.
Nie miałam czasu na strzał, bo prawdopodobnie i tak bym chybiła, biorąc pod uwagę, że wilkołak pędził niczym rozpędzona lokomotywa wprost na mnie. Wyciągnęłam więc miecz i wysunęłam się na otwarte pole. Potrzebowałam miejsca na rozplanowanie walki. Tymczasem bestia zaryczała i potknęła się. Spojrzałam za potwora i ujrzała Aleksa, który z wyciągnięta jeszcze przed siebie bronią marszczył brwi. Nie widział nefilima, ale to nie był problem, bo owym od razu zajęli się Kasjan i Konrad. Ja tymczasem czekałam na swoją walkę stojąc ramie w ramię z Borysem.
Bestia przyglądała nam się uważnie swoimi wielkimi, złotymi ślepiami, w których pełno było gniewu i nienawiści. Prawie się zachwiałam. Ten wilk był bardziej podobny do strzyg, niż mogłam przypuszczać. W prawej ręce trzymałam miecz, dobrze naostrzony, powlekany srebrem, które działało na więcej paskudztw. W lewej zaś miałam sztylet. Większość znawców walki zganiła by mnie za brak posiadania tarczy, ale nie była mi ona konieczna. Szkolono mnie do walki na dwa miecze, gdzie jednym zadawało się ciosy, a drugim, robiąc koliste ruchy broniło przed przeciwnikiem. Ale ja miałam tylko jeden miecz, więc sztylet musiał mi wystarczyć jako tarcza.
I skoczył. Potężnym susem przemierzył dzieląca nas odległość wyciągając szpony do mojej twarzy. W ostatniej chwili uchyliłam się przed nim i próbowałam zadać cios. Wilk był na tyle szybki i sprytny, że nie dość, że uchylił się przed ciosem, to ja prawie oberwałam od Borysa. Spojrzałam na niego wścieka próbując wzrokiem mu przekazać, że ma się odsunąć, lub przynajmniej bardziej uważać. Zaczęliśmy zataczać koła wokół rozwścieczonego wilkołaka. W pewnej chwili zauważyłam, że jest ranny w tylą nogę, co pewnie było sprawką Aleksa. Zaatakowaliśmy w tym samym momencie z dwóch różnych stron. Ode mnie oberwał, nie mocno, bo prawie się wywinął, ale Borys miał mniej szczęścia, gdyś maczeta, którą się tak sprawnie posługiwał potoczyła się kilka metrów w tył. Przerażony zaczął się cofać, a wilk widząc łatwą ofiarę szedł za nim. Nie mogłam tak tego zostawić. Skoczyłam na bestię zadając jej mocny cios. Ryknęła przeraźliwie strząsając mnie ze swojego grzbietu. Upadłam, lecz nim stwór zdążył zrobić krok w mą stronę stałam już gotowa do odparcia ataku. Borys pobiegł po maczetę, lecz wilk skoczył na mnie. Rozpoczęliśmy szaleńczą walkę. Miecz przeciwko kłom i pazurom. Cudem było, że jeszcze żyłam. Borys dopadł wilkołaka i przyjął bardzo silny cios, który był przeznaczony dla mnie. Uderzył w ścianę i bezwładnie osunął się na ziemię zostawiając smugę krwi na nieskazitelnym murze. Ogarnęła mnie furia. Atakowałam ze zdwojoną siłą świadoma, że nie mam co liczyć na pomoc. Dalej zmagali się z nefilim, który choć już słabł będąc rannym, to wciąż się nie poddawał. Poczułam ból w klatce piersiowej. Pazury potwora rozdarły mi ubrania rozdzierając skórę. Zaczęłam mocniej atakować, robiąc rzeczy, których nawet się nie spodziewałam. Mieczem atakowałam, co chwilę jednak trafiając w próżnię, lecz sztyletem odpierając ataki zadałam mu sporo ran i rozharatałam pysk. Byliśmy kwita. To za Borysa maszkaro, pomyślałam prawie odcinając mu ucho. Ryknął przeraźliwie i zamachnął się na mnie, lecz znieruchomiał wydając ostatni pisk. Czas stanął w miejscu w chwili, gdy bestia zawisła metr przede mną, a jej oczy bez życia zatrzymały się na mnie, pełne nienawiści i urazy. Wilkołak runął przed moimi stopami, a niejedna struga krwi płynęła z jego grzbietu. Kasjan poczęstował go z karabinu.
Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję łkając cicho. Nie wiem, co mnie naszło, ale ta walka była trudniejsza niż inne.
- Już spokojnie, Natka, już po wszystkim. - Głaskał mnie uspokajająco po włosach. - Już okej.
Obtarłam łzy i podbiegłam do reszty. Chłopacy klęczeli już przy Borysie.
- Natka dawaj jakieś leki! - prawie krzyknął na mnie Aleks.
Konrad był bardzo blady i miał rozcięty policzek. Mrugnął do mnie smutno:
- Dobra robota.
Wyciągnęłam z torebki fiolkę z lekiem na rany. Sprawiał, że goiły się znacznie szybciej i tamował krwotoki. Byłam w pewnym sensie specjalistką od tego typu wywarów. Albo je sprowadzałam z Chin, czy Japonii, albo sama wyrabiałam z dostępnych w Petersburgu ziół. To była moja główna robota - zaopatrzenie paczki w leki.
- Masz - podałam mu fiolkę.
Aleks sprawnie obmył płynem z niej rany Borysa, szczególnie tą na głowie, a następnie podanym przeze mnie bandażem opatrzył najpoważniejsze uszkodzenia.
- Natka rób swoje - miał na myśli moje zdolności szamana.
Przysunęłam się bliżej Borysa i cicho szeptałam:
- Borys, obudź się, już czas, wróć tu... - nie dotykałam go lecz miękkim głosem wołałam z powrotem. Wierzyłam, tak jak moja cała rodzina, że przy odpowiednich umiejętnościach można sprowadzać duchy z zaświatów. Ja potrafiłam ściągać je tylko z transu pourazowego, ewentualnie ze śpiączki. To i tak było dużo.
Borys po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się słabo.
- A zlecenie? - zapytał.
- Wykonane. - Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą widząc jego zainteresowanie. To znaczyło, że nic mu nie jest.
Alex i Kasjan wstali i zabrali jakieś "dowody" zabicia nefilima i wilkołaka. Następnie ja wkraczałam do akcji polewając kwasem ich ciała, które w ciągu minuty się rozpuszczały i nie było po nich śladu. Czasem zleceniodawcy chcieli jeszcze zdjęcia zabitych, by mieć dowód, ale większości z nich wystarczały członki ofiar.
Szybko się zwinęliśmy i wsiedliśmy do nowego wozu Borysa, który zajmował się głównie transportem i fałszowaniem papierów. Był w tym na tyle dobry, że jego rodzice od prawie czterech lat wierzyli, że ich syn chodzi na studia i ma świetne wyniki w nauce. I oczywiście jeszcze wysyłali mu kupę forsy za to.
Po piętnastu minutach byłam już w domu. Wyczerpana zdjęłam płaszcz, zaryglowałam drzwi i runęłam na łóżko. Od razu zmorzył mnie sen.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
J.R.R.Tolkien