01-11-2013, 10:48 AM
Miejsce polowania okazało się sporym klubem niedaleko centrum. Oczywiście miał on dwa wyjścia – jedno na tyły, gdzie zamierzaliśmy urządzić zasadzkę, i główne wejście, przed którym właśnie staliśmy. Aleks już sprawdził wnętrze i wróciwszy zabrał moją torbę, i zarzucił ją na ramię.
– Klub jest niewielki, a przynajmniej miejsce przeznaczone dla gości, nie licząc pokoi na górze. Strasznie głośno gra muzyka no i wypatrzyłem już jedną strzygę – uśmiechnął się smutno, takim typowym dla siebie uśmiechem, unosząc tylko kąciki ust. - Wiesz, co masz robić - stwierdził markotny przyglądając mi się w zamyśleniu.
– Wiem.
– Powodzenia – kiwnął mi głową i odszedł, a za nim podążyli Konrad i Borys uśmiechający się
do mnie serdecznie. Próbowali dodać mi tym otuchy.
– Będzie dobrze – szepnął mi do ucha Kasjan.
– Mam taką nadzieję. – Przytuliłam się do niego tylko na chwilę, po czym skierowałam się do wejścia. Nie mogłam sobie teraz pozwolić na romantyczne pożegnania i wyznania miłości. Nie wiadomo, kto się tu kręci i nie czas teraz na to. Najpierw robota.
Weszłam do lokalu pewna swojego idealnego wyglądu i względnego bezpieczeństwa. W końcu zawsze mogło być gorzej. Zaraz za progiem dym zaczął gryźć mnie w oczy i drapać w gardło, jakbym przez cały dzień nic nie piła, tylko śpiewała jak głupia jakąś piosenkę. Zbyt głośna muzyka prawie przyprawiła mnie o ból głowy. Z westchnieniem usiadłam przy barze, co prawie od razu zauważył kelner.
– Co podać? - o Boże ale on szpetny! Całą twarz ma w bliznach, usta wykrzywione w lubieżnym grymasie, i ten wzrok, jakby chciał mnie pożreć, albo nawet gorzej. Obedrzeć ze skóry, posadzić na krześle inkwizytorskim, potem upiec na ognisku z wódki, a na koniec przeżuwać każdy kęs godzinę.
Przełknęłam głośno ślinę.
– Tequilę.
Gdy wreszcie się oddalił odetchnęłam z ulgą. Ale mój spokój nie trwał długo. Dość krótka, czerwona sukienka z satyny, z gołymi plecami i sporym dekoltem, śmiała fryzura i młody wygląd przyciągały uwagę mężczyzn. Rozglądając się zobaczyłam bladego jak ścianę Kasjana, który w mrugającym, zielonym świetle wyglądał wręcz chorobliwie. Poza tym jego wzrok mógł zbijać. Faceci, którzy gapili się na mnie bez ogródek i prawie z uwielbieniem w oczach byli dla niego w pierwszej kolejce do odstrzału.
– Cześć ślicznotko – zagadnął mnie jakiś obleśny typ, podwijając moją sukienkę i kładąc nogę na udzie.
– Ops, muszę iść, jestem umówiona – zerwałam z miejsca i przesiadłam na drugi koniec półokrągłego baru. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zacząć otrzepywać mojej nogi, na której ta świnia położyła rękę. To było okropne.
Nerwy napięte miałam do granic możliwości, a gdy kelner przyszedł to prawie go zaatakowałam. Zaskoczony oddalił się nie przestając mnie obserwować.
Wychyliłam całą szklankę wódki naraz i przymknęłam oczy, by uspokoić zbyt szybko biegające w mojej głowie myśli o zboczeńcach i pedofilach. I wtedy czyjaś zimna, jak lód ręka chwyciła mnie za ramię. Serce zaczęło mi bić mocniej, ze strachu, prawie podskoczyłam. Próbując się uspokoić odwróciłam się do przybysza.
Przede mną stał młody strzyga, lecz młody to on był tylko z wyglądu. Biorąc pod uwagę jego skórę bielszą niż śnieg, wręcz przeźroczystą, czarniejsze niż smoła włosy, oczy jak bezdenne studnie otoczone rubinową obwódką i te usta.... czerwone niczym moja sukienka, niczym krew szaleńczo płynąca w moich żyłach. Był potężny. Bardzo potężny i stary. Chyba starszy niż mój pradziadek Właściwie pierwszy raz widziałam kogoś takiego. Młode strzygi są prawie nie do odróżnienia wśród ludzi. Tylko te oczy i czerwone usta je zdradzają. Z wiekiem ich skóra traci barwy, a włosy ciemnieją próbując dorównać najciemniejszej nocy. Ale on? Był mroczny. Emanowały z niego siła i majestat godne króla. Czym strzyg starszy, tym także szybszy, silniejszy i bardziej zły. Nienawiść z nich promieniuje, nie rozróżniają dobra od zła, nienawidzą piękna, które niszczą, gdy tylko mogą. Prawdziwe potwory.
– No no... co my tu mamy? - zlustrował mnie wzrokiem, a ja miałam wrażenie, że zaraz utopię się w tych jego studniach. Zbyt długie patrzenie w jego oczy pewnie mogło pozbawić człowieka duszy.
Wstałam i patrząc na niego z odwagą, o jaką bym się w życiu w takiej sytuacji nie posądzałam, uśmiechnęłam się zachęcająco. A przynajmniej próbowałam.
– O jaki przystojniak... - zachichotałam łapiąc go z kołnierz jego czarnej, jedwabnej koszuli. Byłam przerażona. Obym tylko nie zaczęła się trząść ze strachu. To nie dobrze świadczy o dziewczynie, jeszcze takiej, jaką dziś grałam.
Strzyga zamruczał jak kot i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Promieniował od niego przeraźliwy chłód. Przez głowę mi przebiegła myśl, że zaraz zemdleję, a on tymczasem przysunął swoje usta do mojej szyi. Musiałam szybko coś zrobić.
– Oj kochasiu! To nie jest dobre miejsce – zachichotałam nerwowo. - Choć, zaprowadzę cię w lepsze miejsce! - i błagam połknij ten tani kit, bo nie mam zamiaru umierać. Jestem na to zbyt młoda!
– To prowadź... - pocałował mnie w szyję, przez co przeszedł mnie dreszcz. Zaśmiał się cicho głosem zimnym, jak lód, śmiechem pozbawionym wesołości i pogłaskał mnie po policzku.
– Oczywiście – odsunęłam się. - Ale zamknij oczy, kochasiu. Niech to będzie niespodzianka!
– To może lepiej tym – wyciągnął z kieszeni czarną, dość szeroką wstążkę. Odetchnęłam z ulgą, bo połknął haczyk, a nawet więcej – sam nieświadomie chciał się wpakować w pułapkę. - A teraz prowadź, bo zabraknie mi cierpliwości.
Przewiązałam mu oczy, przy czym musiałam się porządnie namęczyć, bo cały czas próbował mnie całować. Ale w końcu mi się udało i już po chwili szliśmy do tylnego wyjścia, gdzie czekali na nas łowcy. Miałam nadzieję tylko, że Kasjan idzie za nami.
Już sięgałam po klamkę, gdy na szyi poczułam silny uścisk lodowatej dłoni i zostałam prawie rzucona na ścianę. Zabolało, jak diabli, ale strzyga mnie nie puścił, tylko stanąwszy przede mną patrzył mi z nienawiścią w oczy szczerząc kły.
– Naprawdę myślałaś, że mnie przechytrzysz, dampirko? - zapytał przyciskając mnie mocniej do ściany i podnosząc w górę. Był strasznie silny.
Z powodu strachu, który sparaliżowałby mnie, gdybym nie była częścią ściany, i uścisku na szyi prawie zaczęłam się dusić. Moje oczy w tej chwili przypominały ogromne owale, a cała twarz była koloru sukienki. Świetnie. Jeżeli zaraz nie zrosnę się ze ścianą, to skończę jako kolacja dla nieśmiertelnego psychopaty.
Aż nagle puścił. Osunęłam się bezwładnie na ziemie łapiąc oddech. Przed oczami latały mi gwiazdy. O... jakie one piękne.
Gdy odzyskałam zdolność widzenia spojrzałam na strzygę walczącego z rozwścieczonym Kasjanem. Zrobiło mi się niedobrze. Trening nie obejmował samodzielnego walki z potworami i to jeszcze tak potężnymi i dobrze wyszkolonymi. Ten był kiedyś dampirem i przechodził takie same szkolenie, jak ja, lub każdy porządny dampir. Kasjan mimo, że był świetny to właściwie nie miał szans. A ja byłam zbyt słaba, by mu teraz pomóc bezpośrednio w walce, jednak zdobyłam się na poświęcenie – wstałam i otwarłam drzwi znajdujące się jakiś metr ode mnie.
Aleks nie od razu zorientował się w sytuacji, lecz gdy tylko zauważył mnie ledwo stojąca na nogach, wciąż nie mogącą złapać oddechu i dosłownie podpierającą ścianę, oraz Kasjana walczącego samodzielnie ze strzygą, zareagował błyskawicznie. Rzucił się do nas, a za nim zaraz ruszyli Konrad i Borys.
Nie przygotowany na atak z tyłu strzyga porządnie oberwał w plecy kołkiem. Gdyby nie był tak ruchliwy, już by nie żył. Ale miał szczęście.
Kreatura ze wściekłością oddało cios, waląc na ślepo. Konrad, który nie zdążył się uchylić oberwał z całym impetem w brzuch i wpadł na ścianę niedaleko mnie, po czym osunął się nieprzytomny na ziemię. Wstąpiły we mnie nowe siły, a strach o przyjaciół narzucił moim kończyną samodzielne działanie. Nie mogłam pozwolić, by ucierpieli oni przez moją nieudolność podrywania mężczyzn. Zdeterminowana dostawiłam w spokoju te biedne drzwi i wyciągnęłam kołek, który tak właściwie przypominał sztylet. Kasjan i Aleks radzili sobie dobrze, ale łatwo było zauważyć, ile się musi namęczyć Borys, by unikać lub blokować zabójcze ciosy potwora. O ataku z jego strony nie było mowy.
Rzuciłam się z okrzykiem wojennym, godnym nindży na strzygę, lecz z powodu głośnej muzyki dobiegającej z sali mój głos utonął w basowym, pulsującym brzmieniu piosenki.
Dopadłam potwora od strony drzwi, lecz zdążył się on uchylić przed moim ciosem. Nie dało się przeoczyć faktu, że od tej chwili stałam się jego głównym celem, bo od razu skierował na mnie większość swojej uwagi. Męczył się, przez rany stał się nieco słabszy, ale i tak wciąż był potężny i silny. Zaczęłam się wycofywać do wyjścia. Walka wręcz owszem była moja mocną stroną, jednak potrzebowałam więcej przestrzeni. Kreatura ruszyła zaraz za mną. Gdy w końcu miałam dość miejsca Borys oberwał lądując w stercie śmieci. Nie powstał. Został nas już tylko kwartet – troje nastoletnich łowców, świeżo po szkoleniu i długowieczny strzyga, który nie wiadomo ile już pochłonął istnień. Nie ciekawie.
Wysunęłam się na pierwszy ogień blokując większość ciosów kreatury. Kasjan i Aleks ubezpieczali mnie pilnując, bym nie nadziała się przypadkiem na sztylet strzygi lub nie potknęła o nierówne podłoże. Ktoś obserwujący nas z perspektywy uliczki wziąłby to za taniec. Taniec śmierci, gdzie dwoje kochanków próbuje się pozabijać będąc przeświadczonym o zdradzie partnera. Aleks i Kasjan byli niczym mroczne cienie pomagające zranionej dziewczynie dokonać zemsty. Strzyga nie potrzebował ciemności, sam był tylko mrokiem, złem. Moja czerwona sukienka i czarna koszula mojego przeciwnika znakomicie do siebie pasowały. Moje włosy były prawie tak czarne, jak jego, moje usta niczym jego czerwone. Tylko oczy nas różniły. I uczucia, bo ja walczyłam dla przyjaciół, a on dla siebie.
Zadałam mu mocny cios kołkiem tylko w bark, choć miało być w serce. Przeraźliwy krzyk rozdarł noc. Moja broń prawie przeszyła go na wylot. Nienawiść w jego oczach była jak zbyt głębokie jezioro – gdy za bardzo się w nim zagłębisz, nie ma już dla ciebie ratunku. Toniesz. Spadasz na dno, by już nigdy więcej się nie podnieść.
Strzyga zamachnął się na mnie swoim sztyletem i rozciął mi policzek Na szyję spłynęła mi szkarłatna strużka krwi. Potwór zaśmiał się złowieszczo, ale w tym momencie Aleks zaatakował go wściekły, uprzedzając swym działaniem Kasjana. Pierwszy raz widziałam naszego przywódce w takim stanie. Kołek zagłębił się w sercu bestii, która znieruchomiała nagle, otwierając szeroko oczy pełne nienawiści i osunęła się na ziemię, bez życia. Nim się spostrzegłam było już po walce, a Aleks i Kasjan rozpoczęli sprawdzanie swojego stanu zdrowia. Adrenalina uodporniła ich, tak jak i mnie na ból. Mój chłopak miał niewielki rozcięcie na brzuchu, lecz poza tym był cały, nie licząc paru siniaków i okaleczeń. Z Aleksem było nieco lepiej – był tylko zmęczony i poobijany od uderzeń strzygi. Za to ja myślałam, ze zaraz się przewrócę.
Kasjan podszedł po wstępnych oględzinach swego stanu i chwycił mnie za rękę. Lekko drżał, a jego oczy były pełne strachu i troski o mnie.
– Natasza? Wszystko dobrze? - obejrzał mnie uważnie.
– Chyba.
Kasjan pokiwał głową niepewny.
– Natka żyjesz? - dobiegł mnie delikatny głos Aleksa. Potaknęłam.
– Podasz mi torbę? - zapytałam go, gdy przestało mi się kręcić w głowie. - Trzeba sprawdzić, co z Konradem.
– Dobra. Już.
Wrócił po chwili z moją torbą podając mi ją, nieprzekonany o moim dobrym stanie.
– Zobaczę co z Borysem. Tu masz lek – podałam mu fiolkę z niebieskawym płynem, - Zobaczysz, co z Konradem?
– Jasne.
– Kas, pozbądź się strzygi – dałam mu niewielką butelkę kwasu. Chłopak tylko pokiwał głową i zamyślony pochylił się nad zwłokami potwora.
Gdy Aleks ruszył do lokalu, ja pospieszyłam wciąż nieco chwiejnie do Borysa. Chłopak leżał w stercie śmieci porozrzucanych wokół pełnego do granic konteneru. Szybko uklękłam przy nim sprawdzając jego puls. Odetchnęłam z ogromną ulgą, gdy prócz stabilnego pulsu poczułam ruch przyjaciela. Wyjęłam szybko drugą fiolkę lekarstwa z torby i wlałam mu kilka kropel do ust. Borys zakrztusił się, po czym otwarł oczy i przyglądał mi się w zamyśleniu.
– Znów mnie ratujesz – stwierdził poważnie, lecz z widoczną wdzięcznością.
– A tam – machnęłam lekceważąco ręką. - Tak już mam. A teraz wstawaj, chyb, że coś cię boli.
– Nie, już w porządku.
– To dobrze – uśmiechnęłam się do niego z ulgą i pomogłam mu wstać.
Ruszyliśmy do Kasjana, który stał na środku placu z zamyślaną miną. Gdy do niego podeszliśmy obdarzył nas smutnym uśmiechem. Nim zdążyłam wypowiedzieć choć słowo przyszedł Aleks, lekko podtrzymując Konrada.
– O Natka, znów nas ratujesz. - Zaśmiał się cicho.
– Taka moja praca – odpowiedziałam mu uśmiechem.
– No, dobra robota... Ale teraz to ktoś powinien się tobą zaopiekować – spojrzał znacząco na Kasjana, który jednak tego nie zauważył wpatrując się w dal. Jednak dostrzegł to Aleks stając na wprost mnie.
– Jesteś gdzieś ranna? Nie licząc policzka?
– Nie, tylko policzek.
Konrad i Borys odeszli kawałek rozmawiając ze sobą cicho. Byli jak bracia, więc ich rozmowa nikogo nie dziwiła. To była już tradycja po walkach. Ja rozmawiałam z Kasjanem, Borys z Konradem, a Aleks zostawał sam ze swoim telefonem i słuchawkami. Czasem miałam wrażenie, że nasz samotnik bywa czasem zbyt samotny i smutny. Ale widać taka jego natura.
Aleks wyciągnął z mojej torby butelkę wody i przemył czystą szmatką moją ranę. Robił to pierwszy raz, bardzo delikatnie i nieśmiało, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Zawsze opatrywał mnie Kasjan, który jednak teraz zajął się swoją raną. Ale nie był zadowolony, że przyjaciel zabrał mu zajęcie, dlatego z niebezpiecznymi błyskami w oczach spoglądał na Aleksa.
– Eee... nie jest źle. Chcesz na to opatrunek?
– Nie, chyba nie trzeba – wzruszyłam ramionami. - Od tego się przecież nie umiera.
– Racja. - Włożył z powrotem do mojej torby wodę i buteleczkę lekarstwa.
– A ty? Wszystko dobrze?
Potaknął tylko i zwrócił się głośno do całej ekipy:
– Na dziś chyba wystarczy. Myślałem, że będzie lepiej, no ale cóż. Zbieramy się – zarządził i unosząc kąciki ust w uśmiechu dla mnie odszedł.
Ruszyłam wraz z Kasjanem, który mnie objął, do samochodu. Za nami ruszyli już śmiejący się Konrad i Borys. Rzeczywiście mogło być gorzej. W końcu wciąż żyliśmy.
Samochód czekał w miejscu gdzie go zostawiliśmy. Właściwie to działałam, jak robot, prowadzona przez mojego chłopaka. Wpakowaliśmy się do niego wszyscy i pojechaliśmy do naszego tymczasowego domu.
Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam szczęśliwa padając na łóżko i o minucie zapadając w sen. dzisiejsza przygoda była zdecydowanie zbyt dziwna i niebezpieczna. Ten strzyga dał mi powody do myślenia.
– Klub jest niewielki, a przynajmniej miejsce przeznaczone dla gości, nie licząc pokoi na górze. Strasznie głośno gra muzyka no i wypatrzyłem już jedną strzygę – uśmiechnął się smutno, takim typowym dla siebie uśmiechem, unosząc tylko kąciki ust. - Wiesz, co masz robić - stwierdził markotny przyglądając mi się w zamyśleniu.
– Wiem.
– Powodzenia – kiwnął mi głową i odszedł, a za nim podążyli Konrad i Borys uśmiechający się
do mnie serdecznie. Próbowali dodać mi tym otuchy.
– Będzie dobrze – szepnął mi do ucha Kasjan.
– Mam taką nadzieję. – Przytuliłam się do niego tylko na chwilę, po czym skierowałam się do wejścia. Nie mogłam sobie teraz pozwolić na romantyczne pożegnania i wyznania miłości. Nie wiadomo, kto się tu kręci i nie czas teraz na to. Najpierw robota.
Weszłam do lokalu pewna swojego idealnego wyglądu i względnego bezpieczeństwa. W końcu zawsze mogło być gorzej. Zaraz za progiem dym zaczął gryźć mnie w oczy i drapać w gardło, jakbym przez cały dzień nic nie piła, tylko śpiewała jak głupia jakąś piosenkę. Zbyt głośna muzyka prawie przyprawiła mnie o ból głowy. Z westchnieniem usiadłam przy barze, co prawie od razu zauważył kelner.
– Co podać? - o Boże ale on szpetny! Całą twarz ma w bliznach, usta wykrzywione w lubieżnym grymasie, i ten wzrok, jakby chciał mnie pożreć, albo nawet gorzej. Obedrzeć ze skóry, posadzić na krześle inkwizytorskim, potem upiec na ognisku z wódki, a na koniec przeżuwać każdy kęs godzinę.
Przełknęłam głośno ślinę.
– Tequilę.
Gdy wreszcie się oddalił odetchnęłam z ulgą. Ale mój spokój nie trwał długo. Dość krótka, czerwona sukienka z satyny, z gołymi plecami i sporym dekoltem, śmiała fryzura i młody wygląd przyciągały uwagę mężczyzn. Rozglądając się zobaczyłam bladego jak ścianę Kasjana, który w mrugającym, zielonym świetle wyglądał wręcz chorobliwie. Poza tym jego wzrok mógł zbijać. Faceci, którzy gapili się na mnie bez ogródek i prawie z uwielbieniem w oczach byli dla niego w pierwszej kolejce do odstrzału.
– Cześć ślicznotko – zagadnął mnie jakiś obleśny typ, podwijając moją sukienkę i kładąc nogę na udzie.
– Ops, muszę iść, jestem umówiona – zerwałam z miejsca i przesiadłam na drugi koniec półokrągłego baru. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zacząć otrzepywać mojej nogi, na której ta świnia położyła rękę. To było okropne.
Nerwy napięte miałam do granic możliwości, a gdy kelner przyszedł to prawie go zaatakowałam. Zaskoczony oddalił się nie przestając mnie obserwować.
Wychyliłam całą szklankę wódki naraz i przymknęłam oczy, by uspokoić zbyt szybko biegające w mojej głowie myśli o zboczeńcach i pedofilach. I wtedy czyjaś zimna, jak lód ręka chwyciła mnie za ramię. Serce zaczęło mi bić mocniej, ze strachu, prawie podskoczyłam. Próbując się uspokoić odwróciłam się do przybysza.
Przede mną stał młody strzyga, lecz młody to on był tylko z wyglądu. Biorąc pod uwagę jego skórę bielszą niż śnieg, wręcz przeźroczystą, czarniejsze niż smoła włosy, oczy jak bezdenne studnie otoczone rubinową obwódką i te usta.... czerwone niczym moja sukienka, niczym krew szaleńczo płynąca w moich żyłach. Był potężny. Bardzo potężny i stary. Chyba starszy niż mój pradziadek Właściwie pierwszy raz widziałam kogoś takiego. Młode strzygi są prawie nie do odróżnienia wśród ludzi. Tylko te oczy i czerwone usta je zdradzają. Z wiekiem ich skóra traci barwy, a włosy ciemnieją próbując dorównać najciemniejszej nocy. Ale on? Był mroczny. Emanowały z niego siła i majestat godne króla. Czym strzyg starszy, tym także szybszy, silniejszy i bardziej zły. Nienawiść z nich promieniuje, nie rozróżniają dobra od zła, nienawidzą piękna, które niszczą, gdy tylko mogą. Prawdziwe potwory.
– No no... co my tu mamy? - zlustrował mnie wzrokiem, a ja miałam wrażenie, że zaraz utopię się w tych jego studniach. Zbyt długie patrzenie w jego oczy pewnie mogło pozbawić człowieka duszy.
Wstałam i patrząc na niego z odwagą, o jaką bym się w życiu w takiej sytuacji nie posądzałam, uśmiechnęłam się zachęcająco. A przynajmniej próbowałam.
– O jaki przystojniak... - zachichotałam łapiąc go z kołnierz jego czarnej, jedwabnej koszuli. Byłam przerażona. Obym tylko nie zaczęła się trząść ze strachu. To nie dobrze świadczy o dziewczynie, jeszcze takiej, jaką dziś grałam.
Strzyga zamruczał jak kot i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Promieniował od niego przeraźliwy chłód. Przez głowę mi przebiegła myśl, że zaraz zemdleję, a on tymczasem przysunął swoje usta do mojej szyi. Musiałam szybko coś zrobić.
– Oj kochasiu! To nie jest dobre miejsce – zachichotałam nerwowo. - Choć, zaprowadzę cię w lepsze miejsce! - i błagam połknij ten tani kit, bo nie mam zamiaru umierać. Jestem na to zbyt młoda!
– To prowadź... - pocałował mnie w szyję, przez co przeszedł mnie dreszcz. Zaśmiał się cicho głosem zimnym, jak lód, śmiechem pozbawionym wesołości i pogłaskał mnie po policzku.
– Oczywiście – odsunęłam się. - Ale zamknij oczy, kochasiu. Niech to będzie niespodzianka!
– To może lepiej tym – wyciągnął z kieszeni czarną, dość szeroką wstążkę. Odetchnęłam z ulgą, bo połknął haczyk, a nawet więcej – sam nieświadomie chciał się wpakować w pułapkę. - A teraz prowadź, bo zabraknie mi cierpliwości.
Przewiązałam mu oczy, przy czym musiałam się porządnie namęczyć, bo cały czas próbował mnie całować. Ale w końcu mi się udało i już po chwili szliśmy do tylnego wyjścia, gdzie czekali na nas łowcy. Miałam nadzieję tylko, że Kasjan idzie za nami.
Już sięgałam po klamkę, gdy na szyi poczułam silny uścisk lodowatej dłoni i zostałam prawie rzucona na ścianę. Zabolało, jak diabli, ale strzyga mnie nie puścił, tylko stanąwszy przede mną patrzył mi z nienawiścią w oczy szczerząc kły.
– Naprawdę myślałaś, że mnie przechytrzysz, dampirko? - zapytał przyciskając mnie mocniej do ściany i podnosząc w górę. Był strasznie silny.
Z powodu strachu, który sparaliżowałby mnie, gdybym nie była częścią ściany, i uścisku na szyi prawie zaczęłam się dusić. Moje oczy w tej chwili przypominały ogromne owale, a cała twarz była koloru sukienki. Świetnie. Jeżeli zaraz nie zrosnę się ze ścianą, to skończę jako kolacja dla nieśmiertelnego psychopaty.
Aż nagle puścił. Osunęłam się bezwładnie na ziemie łapiąc oddech. Przed oczami latały mi gwiazdy. O... jakie one piękne.
Gdy odzyskałam zdolność widzenia spojrzałam na strzygę walczącego z rozwścieczonym Kasjanem. Zrobiło mi się niedobrze. Trening nie obejmował samodzielnego walki z potworami i to jeszcze tak potężnymi i dobrze wyszkolonymi. Ten był kiedyś dampirem i przechodził takie same szkolenie, jak ja, lub każdy porządny dampir. Kasjan mimo, że był świetny to właściwie nie miał szans. A ja byłam zbyt słaba, by mu teraz pomóc bezpośrednio w walce, jednak zdobyłam się na poświęcenie – wstałam i otwarłam drzwi znajdujące się jakiś metr ode mnie.
Aleks nie od razu zorientował się w sytuacji, lecz gdy tylko zauważył mnie ledwo stojąca na nogach, wciąż nie mogącą złapać oddechu i dosłownie podpierającą ścianę, oraz Kasjana walczącego samodzielnie ze strzygą, zareagował błyskawicznie. Rzucił się do nas, a za nim zaraz ruszyli Konrad i Borys.
Nie przygotowany na atak z tyłu strzyga porządnie oberwał w plecy kołkiem. Gdyby nie był tak ruchliwy, już by nie żył. Ale miał szczęście.
Kreatura ze wściekłością oddało cios, waląc na ślepo. Konrad, który nie zdążył się uchylić oberwał z całym impetem w brzuch i wpadł na ścianę niedaleko mnie, po czym osunął się nieprzytomny na ziemię. Wstąpiły we mnie nowe siły, a strach o przyjaciół narzucił moim kończyną samodzielne działanie. Nie mogłam pozwolić, by ucierpieli oni przez moją nieudolność podrywania mężczyzn. Zdeterminowana dostawiłam w spokoju te biedne drzwi i wyciągnęłam kołek, który tak właściwie przypominał sztylet. Kasjan i Aleks radzili sobie dobrze, ale łatwo było zauważyć, ile się musi namęczyć Borys, by unikać lub blokować zabójcze ciosy potwora. O ataku z jego strony nie było mowy.
Rzuciłam się z okrzykiem wojennym, godnym nindży na strzygę, lecz z powodu głośnej muzyki dobiegającej z sali mój głos utonął w basowym, pulsującym brzmieniu piosenki.
Dopadłam potwora od strony drzwi, lecz zdążył się on uchylić przed moim ciosem. Nie dało się przeoczyć faktu, że od tej chwili stałam się jego głównym celem, bo od razu skierował na mnie większość swojej uwagi. Męczył się, przez rany stał się nieco słabszy, ale i tak wciąż był potężny i silny. Zaczęłam się wycofywać do wyjścia. Walka wręcz owszem była moja mocną stroną, jednak potrzebowałam więcej przestrzeni. Kreatura ruszyła zaraz za mną. Gdy w końcu miałam dość miejsca Borys oberwał lądując w stercie śmieci. Nie powstał. Został nas już tylko kwartet – troje nastoletnich łowców, świeżo po szkoleniu i długowieczny strzyga, który nie wiadomo ile już pochłonął istnień. Nie ciekawie.
Wysunęłam się na pierwszy ogień blokując większość ciosów kreatury. Kasjan i Aleks ubezpieczali mnie pilnując, bym nie nadziała się przypadkiem na sztylet strzygi lub nie potknęła o nierówne podłoże. Ktoś obserwujący nas z perspektywy uliczki wziąłby to za taniec. Taniec śmierci, gdzie dwoje kochanków próbuje się pozabijać będąc przeświadczonym o zdradzie partnera. Aleks i Kasjan byli niczym mroczne cienie pomagające zranionej dziewczynie dokonać zemsty. Strzyga nie potrzebował ciemności, sam był tylko mrokiem, złem. Moja czerwona sukienka i czarna koszula mojego przeciwnika znakomicie do siebie pasowały. Moje włosy były prawie tak czarne, jak jego, moje usta niczym jego czerwone. Tylko oczy nas różniły. I uczucia, bo ja walczyłam dla przyjaciół, a on dla siebie.
Zadałam mu mocny cios kołkiem tylko w bark, choć miało być w serce. Przeraźliwy krzyk rozdarł noc. Moja broń prawie przeszyła go na wylot. Nienawiść w jego oczach była jak zbyt głębokie jezioro – gdy za bardzo się w nim zagłębisz, nie ma już dla ciebie ratunku. Toniesz. Spadasz na dno, by już nigdy więcej się nie podnieść.
Strzyga zamachnął się na mnie swoim sztyletem i rozciął mi policzek Na szyję spłynęła mi szkarłatna strużka krwi. Potwór zaśmiał się złowieszczo, ale w tym momencie Aleks zaatakował go wściekły, uprzedzając swym działaniem Kasjana. Pierwszy raz widziałam naszego przywódce w takim stanie. Kołek zagłębił się w sercu bestii, która znieruchomiała nagle, otwierając szeroko oczy pełne nienawiści i osunęła się na ziemię, bez życia. Nim się spostrzegłam było już po walce, a Aleks i Kasjan rozpoczęli sprawdzanie swojego stanu zdrowia. Adrenalina uodporniła ich, tak jak i mnie na ból. Mój chłopak miał niewielki rozcięcie na brzuchu, lecz poza tym był cały, nie licząc paru siniaków i okaleczeń. Z Aleksem było nieco lepiej – był tylko zmęczony i poobijany od uderzeń strzygi. Za to ja myślałam, ze zaraz się przewrócę.
Kasjan podszedł po wstępnych oględzinach swego stanu i chwycił mnie za rękę. Lekko drżał, a jego oczy były pełne strachu i troski o mnie.
– Natasza? Wszystko dobrze? - obejrzał mnie uważnie.
– Chyba.
Kasjan pokiwał głową niepewny.
– Natka żyjesz? - dobiegł mnie delikatny głos Aleksa. Potaknęłam.
– Podasz mi torbę? - zapytałam go, gdy przestało mi się kręcić w głowie. - Trzeba sprawdzić, co z Konradem.
– Dobra. Już.
Wrócił po chwili z moją torbą podając mi ją, nieprzekonany o moim dobrym stanie.
– Zobaczę co z Borysem. Tu masz lek – podałam mu fiolkę z niebieskawym płynem, - Zobaczysz, co z Konradem?
– Jasne.
– Kas, pozbądź się strzygi – dałam mu niewielką butelkę kwasu. Chłopak tylko pokiwał głową i zamyślony pochylił się nad zwłokami potwora.
Gdy Aleks ruszył do lokalu, ja pospieszyłam wciąż nieco chwiejnie do Borysa. Chłopak leżał w stercie śmieci porozrzucanych wokół pełnego do granic konteneru. Szybko uklękłam przy nim sprawdzając jego puls. Odetchnęłam z ogromną ulgą, gdy prócz stabilnego pulsu poczułam ruch przyjaciela. Wyjęłam szybko drugą fiolkę lekarstwa z torby i wlałam mu kilka kropel do ust. Borys zakrztusił się, po czym otwarł oczy i przyglądał mi się w zamyśleniu.
– Znów mnie ratujesz – stwierdził poważnie, lecz z widoczną wdzięcznością.
– A tam – machnęłam lekceważąco ręką. - Tak już mam. A teraz wstawaj, chyb, że coś cię boli.
– Nie, już w porządku.
– To dobrze – uśmiechnęłam się do niego z ulgą i pomogłam mu wstać.
Ruszyliśmy do Kasjana, który stał na środku placu z zamyślaną miną. Gdy do niego podeszliśmy obdarzył nas smutnym uśmiechem. Nim zdążyłam wypowiedzieć choć słowo przyszedł Aleks, lekko podtrzymując Konrada.
– O Natka, znów nas ratujesz. - Zaśmiał się cicho.
– Taka moja praca – odpowiedziałam mu uśmiechem.
– No, dobra robota... Ale teraz to ktoś powinien się tobą zaopiekować – spojrzał znacząco na Kasjana, który jednak tego nie zauważył wpatrując się w dal. Jednak dostrzegł to Aleks stając na wprost mnie.
– Jesteś gdzieś ranna? Nie licząc policzka?
– Nie, tylko policzek.
Konrad i Borys odeszli kawałek rozmawiając ze sobą cicho. Byli jak bracia, więc ich rozmowa nikogo nie dziwiła. To była już tradycja po walkach. Ja rozmawiałam z Kasjanem, Borys z Konradem, a Aleks zostawał sam ze swoim telefonem i słuchawkami. Czasem miałam wrażenie, że nasz samotnik bywa czasem zbyt samotny i smutny. Ale widać taka jego natura.
Aleks wyciągnął z mojej torby butelkę wody i przemył czystą szmatką moją ranę. Robił to pierwszy raz, bardzo delikatnie i nieśmiało, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Zawsze opatrywał mnie Kasjan, który jednak teraz zajął się swoją raną. Ale nie był zadowolony, że przyjaciel zabrał mu zajęcie, dlatego z niebezpiecznymi błyskami w oczach spoglądał na Aleksa.
– Eee... nie jest źle. Chcesz na to opatrunek?
– Nie, chyba nie trzeba – wzruszyłam ramionami. - Od tego się przecież nie umiera.
– Racja. - Włożył z powrotem do mojej torby wodę i buteleczkę lekarstwa.
– A ty? Wszystko dobrze?
Potaknął tylko i zwrócił się głośno do całej ekipy:
– Na dziś chyba wystarczy. Myślałem, że będzie lepiej, no ale cóż. Zbieramy się – zarządził i unosząc kąciki ust w uśmiechu dla mnie odszedł.
Ruszyłam wraz z Kasjanem, który mnie objął, do samochodu. Za nami ruszyli już śmiejący się Konrad i Borys. Rzeczywiście mogło być gorzej. W końcu wciąż żyliśmy.
Samochód czekał w miejscu gdzie go zostawiliśmy. Właściwie to działałam, jak robot, prowadzona przez mojego chłopaka. Wpakowaliśmy się do niego wszyscy i pojechaliśmy do naszego tymczasowego domu.
Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam szczęśliwa padając na łóżko i o minucie zapadając w sen. dzisiejsza przygoda była zdecydowanie zbyt dziwna i niebezpieczna. Ten strzyga dał mi powody do myślenia.
"Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu."
J.R.R.Tolkien