Uśmiechnąłem się i wróciłem do szkicowania.
Ekehem, ekehem… Dobrze, czas na chwilę przerwy od naszego świata rzeczywistego.
Jak w poprzedniej części skupiłem się mocno na opisywaniu moich przyjaciół, tak więc czas na naszą z pozoru cichą, ale bardzo niepospolitą i wyjątkową Krysię.
Wpadła ona do klasy malarza, idąc na lekcję pianina, na którą zapisali ją rodzice (tak! Każda lekcja i ogólnie prawie każdy powód będzie związany z muzyką w tym opowiadaniu!), a jak wiadomo, jak się komuś czegoś bardzo nie chce to robi wszystko by tego czegoś nie robić („Tyś, nie filozuj!”).
Ogółem Krysę charakteryzuje nieprzeciętny charakter, drugiej takiej osoby w życiu nie spotkałem…
Była bardzo miła, choć człowiek musiał sobie czymś zasłużyć, aby być zaakceptowanym (tak, w moim przypadku chodziło o nieskazitelny wdzięk i urodę…). Uwielbiała muzykę, przy każdej chwili spędzonej przy niej można było słyszeć jak śpiewa sobie pod nosem, lub nuci jakaś melodię.
Mimo, że rzadko się zgadzaliśmy, czasem nawet sprzeczaliśmy, to była ona dobrą towarzyszką i jak później doszło co do czego – świetną przyjaciółką, osobą godną zaufania, z którą można było milczeć, śpiewać, krzyczeć, nawet płakać i śmiać się jednocześnie. Jej obecność bardzo przypominała mi to co miałem będąc wśród Mata i reszty Aleathy – rodzinne ciepło (brzmi dziwnie, ale tak jest, serio).
Z wyglądu: dobrze jej z oczu patrzyło, nie za wysoka, nie za niska, w sam raz, gdy ją poznałem – włosy miała jeszcze długie, ogólnie wyglądem ładna z niej dziewczyna. Przepraszam, że się rozpisałem, całe opowiadanie praktycznie opisów nie było, tak więc, pozdrawiam!
Po kilku dniach przepełnionych męczarnią związaną z projektem dla króla postanowiłem zrobić sobie dzień wolny, bo jeśli sam go sobie nie dam to nikt mi go nie da, ot takie życie… i wyruszyć w tajemniczą podróż, aby odwiedzić nasze kochane siostrzyczki Cerx i Denaris. Po półgodzinnych poszukiwaniach odnalazłem ich adres. Gdy dotarłem do drzwi, kulturalnie zapukałem, a oczekując okrzyku radości na mój widok trochę przeliczyłem, gdyż w drzwiach otworzyło się takie malusie okienko, a przez nie wyjrzało oko Denaris, a jej głos mówi do mnie:
- Cześć Tyś! Hasło…
- Jakie hasło?
- No wiesz… takie zasady, Ty mówisz hasło, a ja Cie wpuszczam.
Jak dobrze, że zabrałem medalion, który pozwalał na szybkie skradanie się, tak więc zamknąłem oczy i przycisnąłem go do siebie, bo chyba tak właśnie działał, szczerze dawno go nie używałem więc tak trochę eksperymentowałem. W mgnieniu oka pojawiłem się już w domu.
- Przecież Wy nie macie hasła – powiedziałem zdziwiony – więc o co Ci chodzi?
- Tak, ale tylko Ty to wiesz, a jak ktoś przyjdzie to się będzie męczył z hasłem którego nie ma – Denaris uśmiechnęła się triumfalnie.
- Sprytne, a gdzie jest Cerxina? Dawno jej nie widziałem i stęskniłem się za nią tak szczerze.
W tym momencie wyżej wspomniana zbiegła po schodach trochę zdenerwowana
- Ja już z nim nie wytrzymam, łazi za mną i ciągle chce grać! Denaris, weź mnie zastąp do cholery i zajmij go na chwilę, o cześć Tyś, wiedziałeś, że Nalf znalazł jakąś grę karcianą i teraz nic nie robi tylko w nią gra?
Denaris wyszła, a my z Cerxiną usiedliśmy przy kominku nucąc sobie stare melodie znane jeszcze z naszego obozowiska na polanie.
- A jak sobie tam radzisz? – powiedziała tajemniczo po chwili moja przyjaciółka – noo, już słyszałam, nieźle… może w końcu Ci się uda, pamiętaj: staraj się, bądź szczery i cierpliwy, a poradzisz sobie!
- Yyy… O czym Ty do mnie mówisz? – zapytałem nie wiedząc bardzo co mam myśleć – masz na myśli to to..? Nie, weź daj spokój…
- No dobrze, niech to będzie Twoją tajemnicą, może kiedyś…
- Tak, kiedyś… - westchnąłem ciężko – A Wy jak tu żyjecie? Tęsknię za Wami, nawet nie wiesz jak bardzo, a Mat wróci dopiero za jakieś parę miesięcy, wtedy znów wracamy do obozowiska, prawda?
- Zobaczymy czy będziesz chciał wrócić, haha – roześmiała się Cerxina – Ja na pewno wracam, a z tego co wiem, Mat, gdy wróci będzie chciał wyruszyć na jakąś wycieczkę gdzieś daleko, dlatego będziemy musieli zostawić wszystko na rok, może więcej.
- Zostawić… wszystko..? – jęknąłem wystraszony – ja… ja nie wiem, jak na razie, muszę skończyć ten głupi projekt dla króla, a taaak mi się tego nie chce robić.
- No to przemyśl to kolego, wiem, że podejmiesz dobrą decyzję, jak coś, przyjdź do mnie, to razem wszystko ustalimy!
- Ja w każdym bądź razie wyruszam na parę dni, przyjdę się jeszcze pożegnać, bo wiesz… mam misję, wszystko opowiem Ci jak wrócę – wstawałem już powoli.
Krzyknąłem jeszcze „cześć” dla Denaris, która siedziała na górze z Nalfem.
Ten zaś słysząc mój głos, a raczej krzyk wychylił się głowę ze schodów:
- Idziesz już? – zapytał roześmiany – Szkoda, ale to ja wracam grać, jeszcze trochę i powiększę moją serię zwycięstw o kolejne dwa!
- No nic, powodzenia, trzymaj się, przyjacielu!
Ekehem, ekehem… Dobrze, czas na chwilę przerwy od naszego świata rzeczywistego.
Jak w poprzedniej części skupiłem się mocno na opisywaniu moich przyjaciół, tak więc czas na naszą z pozoru cichą, ale bardzo niepospolitą i wyjątkową Krysię.
Wpadła ona do klasy malarza, idąc na lekcję pianina, na którą zapisali ją rodzice (tak! Każda lekcja i ogólnie prawie każdy powód będzie związany z muzyką w tym opowiadaniu!), a jak wiadomo, jak się komuś czegoś bardzo nie chce to robi wszystko by tego czegoś nie robić („Tyś, nie filozuj!”).
Ogółem Krysę charakteryzuje nieprzeciętny charakter, drugiej takiej osoby w życiu nie spotkałem…
Była bardzo miła, choć człowiek musiał sobie czymś zasłużyć, aby być zaakceptowanym (tak, w moim przypadku chodziło o nieskazitelny wdzięk i urodę…). Uwielbiała muzykę, przy każdej chwili spędzonej przy niej można było słyszeć jak śpiewa sobie pod nosem, lub nuci jakaś melodię.
Mimo, że rzadko się zgadzaliśmy, czasem nawet sprzeczaliśmy, to była ona dobrą towarzyszką i jak później doszło co do czego – świetną przyjaciółką, osobą godną zaufania, z którą można było milczeć, śpiewać, krzyczeć, nawet płakać i śmiać się jednocześnie. Jej obecność bardzo przypominała mi to co miałem będąc wśród Mata i reszty Aleathy – rodzinne ciepło (brzmi dziwnie, ale tak jest, serio).
Z wyglądu: dobrze jej z oczu patrzyło, nie za wysoka, nie za niska, w sam raz, gdy ją poznałem – włosy miała jeszcze długie, ogólnie wyglądem ładna z niej dziewczyna. Przepraszam, że się rozpisałem, całe opowiadanie praktycznie opisów nie było, tak więc, pozdrawiam!
Po kilku dniach przepełnionych męczarnią związaną z projektem dla króla postanowiłem zrobić sobie dzień wolny, bo jeśli sam go sobie nie dam to nikt mi go nie da, ot takie życie… i wyruszyć w tajemniczą podróż, aby odwiedzić nasze kochane siostrzyczki Cerx i Denaris. Po półgodzinnych poszukiwaniach odnalazłem ich adres. Gdy dotarłem do drzwi, kulturalnie zapukałem, a oczekując okrzyku radości na mój widok trochę przeliczyłem, gdyż w drzwiach otworzyło się takie malusie okienko, a przez nie wyjrzało oko Denaris, a jej głos mówi do mnie:
- Cześć Tyś! Hasło…
- Jakie hasło?
- No wiesz… takie zasady, Ty mówisz hasło, a ja Cie wpuszczam.
Jak dobrze, że zabrałem medalion, który pozwalał na szybkie skradanie się, tak więc zamknąłem oczy i przycisnąłem go do siebie, bo chyba tak właśnie działał, szczerze dawno go nie używałem więc tak trochę eksperymentowałem. W mgnieniu oka pojawiłem się już w domu.
- Przecież Wy nie macie hasła – powiedziałem zdziwiony – więc o co Ci chodzi?
- Tak, ale tylko Ty to wiesz, a jak ktoś przyjdzie to się będzie męczył z hasłem którego nie ma – Denaris uśmiechnęła się triumfalnie.
- Sprytne, a gdzie jest Cerxina? Dawno jej nie widziałem i stęskniłem się za nią tak szczerze.
W tym momencie wyżej wspomniana zbiegła po schodach trochę zdenerwowana
- Ja już z nim nie wytrzymam, łazi za mną i ciągle chce grać! Denaris, weź mnie zastąp do cholery i zajmij go na chwilę, o cześć Tyś, wiedziałeś, że Nalf znalazł jakąś grę karcianą i teraz nic nie robi tylko w nią gra?
Denaris wyszła, a my z Cerxiną usiedliśmy przy kominku nucąc sobie stare melodie znane jeszcze z naszego obozowiska na polanie.
- A jak sobie tam radzisz? – powiedziała tajemniczo po chwili moja przyjaciółka – noo, już słyszałam, nieźle… może w końcu Ci się uda, pamiętaj: staraj się, bądź szczery i cierpliwy, a poradzisz sobie!
- Yyy… O czym Ty do mnie mówisz? – zapytałem nie wiedząc bardzo co mam myśleć – masz na myśli to to..? Nie, weź daj spokój…
- No dobrze, niech to będzie Twoją tajemnicą, może kiedyś…
- Tak, kiedyś… - westchnąłem ciężko – A Wy jak tu żyjecie? Tęsknię za Wami, nawet nie wiesz jak bardzo, a Mat wróci dopiero za jakieś parę miesięcy, wtedy znów wracamy do obozowiska, prawda?
- Zobaczymy czy będziesz chciał wrócić, haha – roześmiała się Cerxina – Ja na pewno wracam, a z tego co wiem, Mat, gdy wróci będzie chciał wyruszyć na jakąś wycieczkę gdzieś daleko, dlatego będziemy musieli zostawić wszystko na rok, może więcej.
- Zostawić… wszystko..? – jęknąłem wystraszony – ja… ja nie wiem, jak na razie, muszę skończyć ten głupi projekt dla króla, a taaak mi się tego nie chce robić.
- No to przemyśl to kolego, wiem, że podejmiesz dobrą decyzję, jak coś, przyjdź do mnie, to razem wszystko ustalimy!
- Ja w każdym bądź razie wyruszam na parę dni, przyjdę się jeszcze pożegnać, bo wiesz… mam misję, wszystko opowiem Ci jak wrócę – wstawałem już powoli.
Krzyknąłem jeszcze „cześć” dla Denaris, która siedziała na górze z Nalfem.
Ten zaś słysząc mój głos, a raczej krzyk wychylił się głowę ze schodów:
- Idziesz już? – zapytał roześmiany – Szkoda, ale to ja wracam grać, jeszcze trochę i powiększę moją serię zwycięstw o kolejne dwa!
- No nic, powodzenia, trzymaj się, przyjacielu!