Na końcu drogi
Ranek, spojrzenie oczu niewyspanych
Zrodzeni, w świecie stworzonym dla wygranych
Banalne rzeczy, pozostaną banalne
Sztywne reguły na zawsze idealne
Wczoraj do drugiej w nocy na alko
Aby umysł myślał, coś musiało palić gardło
Teraz cztery godziny snu i od nowa
Luksusem wolności stała się złota obroża
Wygrają tylko ci co grają i wytrwają
Czasem wymiotują, kiedy się sprzedają
Żołądek zyskuje z wiekiem wytrzymałość
Wzmacniany, przez tabletki, kawę, ból i żałość
Ref.
Na końcu drogi!!! Jest puchar!!!
Cały złoty złoty złoty, błyszczy jak klejnot
Każdy kto biegnie, rad już nie słucha!
Czując złotą złotą złotą obojętność
Ów puchar wisi nad przepaścią
A most drewniany płonie pod stopami
Wszyscy co ufali złotym baśnią
Staną się pierwszymi ofiarami
Koszmary! Człowieku jakie koszmary?
Ci co nie mogą spać, odwiedzają nocne bary!
Sen na jawie? Eh, mija po porannej kawie
Dawno już odpadli ci co lecieli na trawie
Ci co wciągali, dawno też się poskładali
Widząc cel podróży życie na szali składali
Kolejne przeciwbólowe, by osiągi były lepsze
Życie to praca, życie jest niebezpieczne!
A gdzie przyjaźń? Człowieku jakie więzi?
Jeden drugiego krzywdzi! Jeden drugiego więzi!
Ci co wygrali i na same dno dotarli!
Nie patrzą za często w lustro, bo by chyba umarli
Ref.
Na końcu drogi!!! Jest puchar!!!
Cały złoty złoty złoty, błyszczy jak klejnot
Każdy kto biegnie, rad już nie słucha!
Czując złotą złotą złotą obojętność
Ów puchar wisi nad przepaścią
A most drewniany płonie pod stopami
Wszyscy co ufali złotym baśnią
Staną się pierwszymi ofiarami
Most już płonął pod stopami
Gdy mnie nagle zatrzymali
Dłonie liczone setkami, pomocne powyciągali
Wspierana bratnimi duszami
Nie zbadałam dna otchłani
Podczas gdy na około inni ludzie w dół spadali
Oni także ciągle biegli, oni także ciągle gnali
Kierowani własnymi aspiracjami i celami
Bieg trwa nadal, wynik goni wynik
Nawet nie próbuj ich ostrzegać i tak nie słucha nikt
Ci co uratowani, zwani są jednostkami
Oni jako jedyni nie zostaną potem sami
Ranek, spojrzenie oczu niewyspanych
Zrodzeni, w świecie stworzonym dla wygranych
Banalne rzeczy, pozostaną banalne
Sztywne reguły na zawsze idealne
Wczoraj do drugiej w nocy na alko
Aby umysł myślał, coś musiało palić gardło
Teraz cztery godziny snu i od nowa
Luksusem wolności stała się złota obroża
Wygrają tylko ci co grają i wytrwają
Czasem wymiotują, kiedy się sprzedają
Żołądek zyskuje z wiekiem wytrzymałość
Wzmacniany, przez tabletki, kawę, ból i żałość
Ref.
Na końcu drogi!!! Jest puchar!!!
Cały złoty złoty złoty, błyszczy jak klejnot
Każdy kto biegnie, rad już nie słucha!
Czując złotą złotą złotą obojętność
Ów puchar wisi nad przepaścią
A most drewniany płonie pod stopami
Wszyscy co ufali złotym baśnią
Staną się pierwszymi ofiarami
Koszmary! Człowieku jakie koszmary?
Ci co nie mogą spać, odwiedzają nocne bary!
Sen na jawie? Eh, mija po porannej kawie
Dawno już odpadli ci co lecieli na trawie
Ci co wciągali, dawno też się poskładali
Widząc cel podróży życie na szali składali
Kolejne przeciwbólowe, by osiągi były lepsze
Życie to praca, życie jest niebezpieczne!
A gdzie przyjaźń? Człowieku jakie więzi?
Jeden drugiego krzywdzi! Jeden drugiego więzi!
Ci co wygrali i na same dno dotarli!
Nie patrzą za często w lustro, bo by chyba umarli
Ref.
Na końcu drogi!!! Jest puchar!!!
Cały złoty złoty złoty, błyszczy jak klejnot
Każdy kto biegnie, rad już nie słucha!
Czując złotą złotą złotą obojętność
Ów puchar wisi nad przepaścią
A most drewniany płonie pod stopami
Wszyscy co ufali złotym baśnią
Staną się pierwszymi ofiarami
Most już płonął pod stopami
Gdy mnie nagle zatrzymali
Dłonie liczone setkami, pomocne powyciągali
Wspierana bratnimi duszami
Nie zbadałam dna otchłani
Podczas gdy na około inni ludzie w dół spadali
Oni także ciągle biegli, oni także ciągle gnali
Kierowani własnymi aspiracjami i celami
Bieg trwa nadal, wynik goni wynik
Nawet nie próbuj ich ostrzegać i tak nie słucha nikt
Ci co uratowani, zwani są jednostkami
Oni jako jedyni nie zostaną potem sami
Życie to żart ...
... tylko czasami źle opowiedziany.